poniedziałek, maja 21, 2012

(471+1). Lekarstwo na polską przypadłość

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Najczęściej a może już tylko czasem, jak spotka się dwóch Polaków to genetycznie są uwarunkowani, by narzekać. Spotkały się w sobotę dwie pozbawione tych genów Polki i zaczęły rozmawiać o rzeczach, które je uskrzydlają, udały się ostatnio, zachwyciły. Owoców ta rozmowa miała wiele. Kwiatów, co rozkwitnąć dopiero mają zamiar też było niemało. Jednak, jeden owoc był na tyle dojrzały, że przybrał materialną postać i był gotów do schrupania.

By móc ten owoc skonsumować, wczoraj po pracy wpadłam do księgarni. Poszukałam w dziale, w którym nigdy jeszcze nie byłam. Chwyciłam egzemplarz. Zakupiłam. Wróciłam do domu. Wybiegałam Kudłatą i... zrobiłam coś, czego nie robiłam od miesięcy — zatrzymałam swój Świat. Zaległam z książką w hamaku z niepodważalnym postanowieniem, że z niego nie wylezę, dopóki nie „wyczytam” ostatniej literki, nie „wyoglądam” ostatniego zdjęcia, nie „nazachwycam” się gatunkiem papieru, na którym została wydrukowana ta pozycja książkowa. Tak się stało. Były chwile, gdy czytając płakałam. Były takie, gdy wzruszenie zmieniało rytm mego oddechu. Było wiele chwil, gdy się śmiałam. Ale cały czas czułam się głęboko uprzywilejowana, że mogę tę książkę mieć w rękach.

Dwóch facetów plus dobrzy ludzie i Marzenie. Po tej książce nie ma się już żadnego usprawiedliwienia, by narzekać. Napisałabym „sięgnij po nią”, ale najpierw przestroga. Uważaj, to bardzo niebezpieczna książka. W mgnieniu oka leczy z deficytów, problemy czyni wyzwaniami, a trudności chwilową niepogodą. To naprawdę niebezpieczne, ale… sięgnij! Nie pożałujesz. A potem podziel się, proszę. Daj znać jak Ci z Nią było.

Po prawdzie, wszystkie Osoby pojawiające się w tej książce stały się od wczoraj Sojusznikami mojej Duszy. Teraz będzie mi dużo trudniej wmówić Jej, że się nie da, bo świat się skończy, zawali... Dusza mówi: dawaj! A Serce na to rytmicznie wystukuje swoje Tak! Tak! Tak!

***

[Piotr] Niedawno zostałem wezwany do dyrektora banku, który zapytał, jak wyobrażam sobie zapewnienie ciągłości wpłat na mój rachunek. Uśmiechnąłem się i powiedziałem, że u mnie jest wieczny dylemat pomiędzy „mieć” a „być”. I że w tej chwili jestem na etapie „być”, ale… porozmawiamy, jak wrócę z Buenos. Nie wiem, jak mu to wytłumaczę, że salda nie są najważniejszym elementem mojego życia, a teraz muszę coś zrobić wyjątkowego dla innych.

*

W Twoim życiu obok momentów dobrych były trudne: śmierć brata, twoja choroba, sprawy osobiste. Jak sobie radzisz w tych najtrudniejszych momentach?

[Piotr] Bardzo ważne w momentach kryzysu jest to, by otwierać się na innych. Nie uciekać w izolację i wewnętrzną, psychiczną emigrację. Nie ma innej możliwości funkcjonowania, jak otwarcie na ludzi. W ten sposób człowiek „ładuje akumulatory”, jest w stanie się podnieść i iść dalej.
     Człowiek, jeśli jest sam, gaśnie. Kwintesencją odpowiedzi na postawione pytanie będzie przypowieść i rada, jakiej udzielił mi kiedyś lekko „zawiany” góral z Zawoi. Coś, co mnie zupełnie powaliło: „Bo wis cłeku, z problemami w zyciu to jezd jak z tym powrozem co ma mnóstwo węzłów. Jak się ktoś ino kce po tej życiowej linie ślizgać, to go strośnie dupa będzie boleć. A mądry cłek jak to uwidzi to każdy supeł — co jest dla głupiego problemem — wykorzysta! Wesprze się na nim, wyżej wylezie po powrozie, na wirsycek, ku Bogu. Hej!”

*

Łukasz: (…) góry zdobywa się głową.
     Piotr: Tak, jak kobiety… i indeksy.

*

     — Piotr, uważasz, że masz szczęście w życiu?
     Piotr: Tak. Z medycznego punktu widzenia też.
     A największe szczęście Łukasza? To że nie widzi przeszkód...

K. Pinkosz, Ł. Żelechowski, O dwóch takich… Teraz Andy,
Demart, Warszawa 2011.
(wyróżnienie kolorem moje)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz