wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Sceneria wspomnienia sprzed kilku dni. Taras. Dwunożne piją poranną kawkę. Przewracają kartki książek. Cisza. Spokój. Dokładnie tak jak miało być.
— Widzisz Henię? Bo ja nie — wcisnęła Jabłoń między jedną pauzę a drugą. Sadownik z mądrą miną weterana wychowywania psów i kontaktów psio-ludzkich stwierdził:
— Nie widzę, ale cisza, nikt nie krzyczy, czyli dobrze jest — i wzrok skierował ku akcji mającej miejsce w książce.
Minęła chwila, potem kolejna. Jabłoń przypomniała sobie, że gdy połączyć ciszę z dziećmi, to zwykle oznacza to brojenie. Zaniepokoiła się, co może powstać z połączenia Kudłatej z ciszą, która wydawała się coraz głębsza i coraz groźniejsza.
— Wiesz co, pójdę sprawdzić, gdzie jest kundel.
Wyszła przed domek. Minęła drugi i zobaczyła Henię w wersji, jakiej dotąd nie znała. Henia na tarasie u sąsiadów żebrze bardzo fachowo. Gdy Drzewko podeszło przepraszać mieszkańców domku, że Henia u nich, że żebrze, że przeszkadza, zobaczyło jak Mama dwu i półlatka daje mu wielką kromkę i mówi:
— Michałku, to daj Heni na do widzenia jeszcze tę jedną kromkę chleba.
Ręce Jabłoni opadły i gdyby nie słodki widok malucha, co się Heni wcale a wcale nie bał, to trzeba byłoby się zdenerwować przynajmniej na siebie. Niestety, sztuczki żebrania przy stole nie trzeba ćwiczyć ani utrwalać. Henia żebrze teraz jak mistrz świata, a w oczach ma kłamstwo pierwszej wody: „nie jadłam od miesięcy”. Teraz pozostaje już tylko czekać, aż nauczy się mówić przy żebraniu, że woli pieniądze od jedzenia...
***
I co? Myśleliście może tak jak ja, że najtrudniej jest w kontaktach z ludźmi, co nie lubią psów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz