wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Wyjeżdżaliśmy na koncert. W ostatnią niedzielę.
Ukochana Ciocia Heniutki, czyli Antenka zgodziła się pomieszkać z Sierściuchem w czasie naszej nieobecności.
Nie byliśmy na koncercie. W ostatnią niedzielę.
Od wielu lat nie jest bowiem możliwe pójście na koncert Petera Gabriela, nawet jeśli ma się legalne dwa bilety. To nie był koncert. To była orgia dla uszu. Magiczne przeżycie. Przeryczałam trzy pierwsze utwory ze wzruszenia. Nie koncert, lecz przedstawienie poruszające głęboko trzewia. Splot nut, pauz, światła, rytmu, kontrastu barw. Między jednym hiciorem a drugim opowieść o kondycji ludzkiego losu; o mocy, którą mamy, gdy chwycimy się za ręce i spojrzymy w jednym kierunku, o sile, której nie jesteśmy świadomi.
***
Saporcik, czyli muzycznych przedskoczków, wybierał sam Gabriel z niebywałym wyczuciem i wrażliwością człowieka chcącego uszanować każde z pojedynczych ludzkich istnień. Zagrał zespół z Krakowa. Kroke. Nie miałam pojęcia, że istnieją. A teraz szukam tych kawałków, co wpadły mi w ucho. Znalazłam.
By posłuchać i obejrzeć:
Kroke, Time.
By obejrzeć i posłuchać: [np. od delikatnego Light in the Darkness]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz