wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Ciocia Antenka się śmiała, Sadownik się śmiał, a ja... syndrom matki opuszczającej miałam w niedzielę. Antenka listę spisała. Jeść to. Jeść o której. Podstawowe komendy. Tu obroża. Tu smycz. Tam smakołyki. Kong załadowany owocowym przepisem Bliźniaczej Liczby. Na chorobę sierocą ugotowane jajko czekało. Długa lista zależności: „jeśli piłkę przyniesie, to rzuć”, „jeśli misia przyniesie, to na szarpanie się ma chęć”, i tym podobne „jeżeli-to”. Było psu... jak z najukochańszą Ciocią... cudnie.
Antenka opowiedziała nam, jak Henia twórczo poza repertuar „jeżeli-to” wyszła. Wkładała Cioci do ręki pusty kong. Raz, drugi, trzeci. Nasza cwana Bestia psim uporem naciągnęła swoją ukochaną Ciocię, by Ta... napełniła jej jeszcze raz kong czymś dobrym. Napełniła.
My na koncercie, a Henia nawet nie zdążyła za nami zatęsknić, tak dobrze jej z Ciocią było. W poniedziałek rano na jej pysku było widać pytanie: „jedziecie gdzieś dzisiaj”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz