poniedziałek, lipca 23, 2012

(509+1). Nie zgubić odnalezionych słów (Achronos IV)

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

W piątek wepchnęła mi się do ręki. Wiedziałam, że istnieje. Nie chciałam jej czytać. Jednak w piątek rzuciła się znienacka z pomiędzy znanych tytułów. Chudziutka — może jednak dam radę przeczytać, przemyśleć, zrozumieć — prześlizgnęło się po korze mózgowej. Usiadłam w księgarni pod regałem z reportażami. Przerzuciłam kilka stron. Zmiękłam. Wzięłam ze sobą do domu. Przeczytałam. „Przemyśliwuję”. Nie jestem w stanie zrozumieć. Dziękuję Autorowi za pytania, na które nie udziela odpowiedzi. Tylko pytania pozwalają zachować człowieczeństwo.

(...) Notuję imiona dzieci, nazwiska i dodatkowe informacje umieszczone pod każdym zdjęciem. O Aurore, że była rozgadanym dzieckiem i że lubiła pić mleko. Zapisuję każde słowo, które ktoś tutaj przyniósł. Ktoś, kto przeżył i znał drobne codzienne szczegóły. Jestem mu wdzięczny, bo zrobił to także dla mnie. Bym się dowiedział i zrozumiał, że tego, co tutaj widzę, nie wolno mi zatrzymać dla siebie. Bym potem opowiadał i tego, co teraz notuję, nie poddawał żadnej cenzurze. Dlaczego chcę o tym opowiadać? Komu i po co? Tym, którzy powiedzą, że nie wiedzieli? Że nie znali prawdy? Ale gdzie jest granica między mówieniem prawdy a epatowaniem? Czy ten, który mi powie: epatujesz dziecięcym cierpieniem, będzie mówił o mnie? Czy raczej o sobie: tego, co opowiadasz, nie potrafię przyjąć, nie ma we mnie na to miejsca, brzuch mnie boli, podbrzusze.
     Ale czy to jest powód, bym zamilkł?

*

Ciałobójstwo. O tym nie wolno milczeć. Pisz, niech czytają, niech wiedzą. Tylko dlaczego już po kilku dniach rozmów, po kilku stronach przeczytanej książki, zaczynamy myśleć jak ludobójcy?
     Bo kogo widzisz, kiedy patrzysz na nią?
     Zgwałconą kobietę. Tę, która urodziła dziecko z gwałtu. Tę, która od gwałciciela dostała chorobę. A gdyby była profesorką uniwersytetu? Albo ministrem do spraw kobiet? Prezydentem kraju? Kogo wtedy w niej zobaczysz? Mądrą profesorkę? Sensowną panią polityk? Powiesz: ta zgwałcona Rwandyjka jest świetna. Nie dajesz jej szansy na bycie kimś innym. Kaci zatruli i twoje myśli: najpierw widzisz jej hańbę. Może myślisz o tym bez pogardy, nazywasz to krzywdą albo cierpieniem. Ale to jej cierpienie widzisz przede wszystkim. I zawsze tak będzie. Każda inna informacja — co robi, jak myśli, kim jest — będzie jedynie dodatkiem do jej zgwałconego ciała. Gdziekolwiek mieszkasz, i ty ją teraz zabijasz. Bronisz się? Zaprzeczasz? A jaka jest twoja pierwsza myśl o dziecku? Kim ono jest?
     Dlaczego nie mówię o nim: syn?
     Mówię: ten chłopak.
     Rzadziej: moje dziecko.
Syn? Mój syn?

Wojciech Tochman, Dzisiaj narysujemy śmierć,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz