wtorek, lipca 10, 2012

(501+2). Mi Camino

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jeżdżę tam coraz rzadziej. Staramy się. Szanujemy. Kochamy. Krew z krwi. Więzy. Sen o bliskiej sobie rodzinie. Sen spełniony w kilku powitalnych gestach, w kilku dobrze zapowiadających słowach. Sen niespełnialny przez resztę czasu wypełnionego milczeniem, rozmowami o niczym, jedzeniem. Nie mówią. Nie pytają. Pod żadnym pozorem nie chcą ani słowa na temat tego, co dla mnie ważne, istotne, najważniejsze. Staram się nie mówić. Nie pytam. Staram się dopasować.

Jabłonko, zrozum. Jabłonko, pracuj nad sobą. Jabłonko, proszę. No wiesz, bo Sen o rodzinie. — ktoś we mnie wierzy w Sen.

Patrzę tępo gdzieś ponad. Patrzę wstecz i nie rozumiem skąd ten Sen o rodzinie. Nie rozumiem i wraca tak dobrze znany ból, że nie dam rady dopasować swego kształtu... tym razem do planszy „rodzina z której pochodzę”.

Jabłonko, zrozum. Jabłonko, pracuj nad sobą. Jabłonko, proszę. No wiesz, bo Sen o rodzinie.

Rozumiem. Pracuję nad sobą, ale... sięgam pamięcią wstecz... i wiem, że od dzieciństwa wolę „obcych”.

*

Niczym tona smutku wtoczyłam się wczoraj do Akuszera. Zamknęliśmy rok przemieniając smutek w odwagę bycia po swojemu. Powiedział słowa, których nie miałabym odwagi pomyśleć, bo... Sen o rodzinie... Słowa wypowiedziane zapadły głęboko we mnie rodząc spokój w samym środku mojego jestestwa. Od wczoraj dbam o to, by się zakorzeniły i pięknie rosły. Od wczoraj biorę odpowiedzialność za Inny Sen o mnie w mojej rodzinie pochodzenia. Mam odwagę pomyśleć i zrobić inaczej. Znów, w pewnym wymiarze, dopiero staję się.

Jabłonko, zrozum. Jabłonko, pracuj nad sobą.

Pracuję nad sobą, by rozumieć. Pracuję na sobą, bo sprawia mi to ostatecznie największą przyjemność w życiu. Pracuję nad sobą, by w zachwycie odkrywać jak mało w „obcych” obcości, jak dużo w Nich miłości, zrozumienia, zaufania, wiary, ciekawości, nadziei, marzeń... jak dużo w relacjach z Nimi tego wszystkiego, czego potrzebuję do życia jak powietrza.

Do znudzenia myślę o filmie. Przyklęknęłam na swej Drodze (mój kręgosłup jest mym sojusznikiem, nie wytrzymał rodzinnej atmosfery i trzasnął sobie niegroźnie w niedzielę). Zatrzymana przyglądam się kamykom, z których usypana jest moja Camino. Nie pozostaje nic innego jak... dziękuję. Dziękuję za moją Camino.

How about no longer being masochistic?
Alanis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz