wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Jeżdżę tam coraz rzadziej. Staramy się. Szanujemy. Kochamy. Krew z krwi. Więzy. Sen o bliskiej sobie rodzinie. Sen spełniony w kilku powitalnych gestach, w kilku dobrze zapowiadających słowach. Sen niespełnialny przez resztę czasu wypełnionego milczeniem, rozmowami o niczym, jedzeniem. Nie mówią. Nie pytają. Pod żadnym pozorem nie chcą ani słowa na temat tego, co dla mnie ważne, istotne, najważniejsze. Staram się nie mówić. Nie pytam. Staram się dopasować.
— Jabłonko, zrozum. Jabłonko, pracuj nad sobą. Jabłonko, proszę. No wiesz, bo Sen o rodzinie. — ktoś we mnie wierzy w Sen.
Patrzę tępo gdzieś ponad. Patrzę wstecz i nie rozumiem skąd ten Sen o rodzinie. Nie rozumiem i wraca tak dobrze znany ból, że nie dam rady dopasować swego kształtu... tym razem do planszy „rodzina z której pochodzę”.
— Jabłonko, zrozum. Jabłonko, pracuj nad sobą. Jabłonko, proszę. No wiesz, bo Sen o rodzinie.
Rozumiem. Pracuję nad sobą, ale... sięgam pamięcią wstecz... i wiem, że od dzieciństwa wolę „obcych”.
*
Niczym tona smutku wtoczyłam się wczoraj do Akuszera. Zamknęliśmy rok przemieniając smutek w odwagę bycia po swojemu. Powiedział słowa, których nie miałabym odwagi pomyśleć, bo... Sen o rodzinie... Słowa wypowiedziane zapadły głęboko we mnie rodząc spokój w samym środku mojego jestestwa. Od wczoraj dbam o to, by się zakorzeniły i pięknie rosły. Od wczoraj biorę odpowiedzialność za Inny Sen o mnie w mojej rodzinie pochodzenia. Mam odwagę pomyśleć i zrobić inaczej. Znów, w pewnym wymiarze, dopiero staję się.
— Jabłonko, zrozum. Jabłonko, pracuj nad sobą.
Pracuję nad sobą, by rozumieć. Pracuję na sobą, bo sprawia mi to ostatecznie największą przyjemność w życiu. Pracuję nad sobą, by w zachwycie odkrywać jak mało w „obcych” obcości, jak dużo w Nich miłości, zrozumienia, zaufania, wiary, ciekawości, nadziei, marzeń... jak dużo w relacjach z Nimi tego wszystkiego, czego potrzebuję do życia jak powietrza.
Do znudzenia myślę o filmie. Przyklęknęłam na swej Drodze (mój kręgosłup jest mym sojusznikiem, nie wytrzymał rodzinnej atmosfery i trzasnął sobie niegroźnie w niedzielę). Zatrzymana przyglądam się kamykom, z których usypana jest moja Camino. Nie pozostaje nic innego jak... dziękuję. Dziękuję za moją Camino.
How about no longer being masochistic?
Alanis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz