wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Punkt A: W jednym z hipermarketów akcja, rodem ze szkolnego radiowęzła, „więcej szacunku dla kobiet w ciąży”. I ta akcja mnie oburza. Prostacka. Ukierunkowana na produkt społecznopodobny nędzniejszy od najgorszej PRL-owskiej czekolady. Nie lubię robić niczego na pół gwizdka. Oburzam się na maksa, choć gdzieś z tyłu głowy kolebie się myśl, by to oburzenie Żonie Oburzonej zostawić.
Pytam, po co takie półśrodki?
Dlaczego nie promować więcej szacunku dla ludzi?
Odrobinę empatii dla tych co obok, bez względu na płeć i stan umysłu?
Bo jeśli trzeba być w ciąży, by szanowano człowieka, to ja bardzo dziękuję... przecież to tylko dziewięć miesięcy. Jak ma się czuć Obywatel Sadownik, co nawet tak krótkotrwałej szansy na szacunek nie posiada?
*
Punkt B: Może i moje oburzenie jest całkiem przesadzone i wynika wprost z mego patologicznego zaburzenia osobowości jako matki kudłatej. Ucieszyłam się niezmiernie, gdy dojrzałam, że jest ono wynikiem tylko marnej podróby myśli Człowieka, co sercem samym był. Na stacji Metro Świętokrzyska jeszcze można oglądać prace finałowe konkursu zainspirowanego Jego słowami: „nie ma dzieci, są ludzie”. Gdyby okazało się, że me oburzenie sens punktu A przesłoniło, to śpieszę z wyjaśnieniem. W punkcie A chodziło mi właśnie o to, o czym w punkcie B było.
***
Bonus: Gapiłam się i czułam jak za trzewia mnie łapią... w zamyślenie, tęsknotę i uśmiech wpędzają... przedstawione tam prace. Małą dziewczyneczkę we mnie zachwycił poniższy dyptyk autorstwa pani Marty Ignerskiej. Właśnie takiego, wielkiego mądrością, psa ona chce mieć! Nie, nie takiego — poprawia mnie — jej pies będzie na luźno zwisającej smyczy chodził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz