wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Kiedy ostatni raz czytałaś powieść? Zapytał Sadownik. Nie pamiętam, dlaczego pytał. Pamiętam, że nie pamiętałam, kiedy ostatni raz... Powieść? Od lat nie jestem dobra w powieściach. Trochę z przekory, by udowodnić Sadownikowi, że jestem w stanie przeczytać twór tej maści wybrałam jedną — świadomie, bo podobał mi się tytuł, i nieświadomie, bo podobał mi się podczytnik a książka stała regał obok regału z reportażami (jakby to coś miało znaczyć). Powieść!
Poleżała kilka dni. Trzy podejścia do niej zrobiłam. W czwartek skończyłam. Umiem przeczytać powieść — ucieszyłam się. Jednak ta książka sprawiła, że przyjmuję zarzut Sadownika, że dziwnie czytam beletrystykę. Szukam słów, zdań, akapitów, które rezonują z moimi osobistymi aktami wiary. Znalazłam i tylko dlatego nie uznałam czasu spędzonego z tą książką za stracony.
Przytoczona w epilogu (strona 261) brazylijska bajka ludowa o krowie... doskonała! Niestety, zbyt długa, by ją przepisać.
— Myślę, że wszyscy musimy dokonywać wyboru pomiędzy życiem i śmiercią. Codziennie w restauracji widuję martwych ludzi.
— Jak to? — zdziwiłem się.
— To znaczy ludzi, którzy zrezygnowali. Tylko tyle potrzeba, żeby zawładnęła nami śmierć: rezygnacja z życia.
(...)
— Rzecz w tym, że jedynym rzeczywistym symbolem życia jest rozwój.
*
— Każdy człowiek przychodzi na świat z jakimś zadaniem. Ja jeszcze nie wypełniłam swojego.
— A na czym polega pani misja?
— Nic, co trafi na nagłówki gazet, jeśli to cię ciekawi. Prawdę mówiąc, długo się zastanawiałam. Sporo lat minęło, zanim zdałam sobie sprawę, że samo poszukiwanie jest celem. Takie to było proste. Moją misją jest żyć.
R. P. Evans, Dotknąć nieba,
Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz