sobota, lipca 28, 2012

517. Prezencja zmaterializowana

 wpis przeniesiony 3.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Środowy prolog:
Prezencja. Słowo wypowiedziane przez Zetkę, którą podziwiam za smak i delikatność, w które przyodziewa swą cielesną powłokę co dnia.

Prezencja. Słowo usłyszane. Obce. Egzotyczne. Turystycznie ciekawe.

***

Czwartkowe olśnienie w metrze:

Sadownik:
(do Jabłoni)
Stań prosto!

Jabłoń:
(stanęło prościutko, zadzierając głowę)

Sadownik:
(konspiracyjnie)
Eeee! Jesteś niższa!

[stacja Centrum zmienia układ ludzi w wagoniku]

Jabłoń:
(zobaczyła pięknie opakowany damski wzrost,
oniemiała, ale zdążyła pomyśleć
)
Prezencja sauté!
(dojechawszy z Sadownikiem na proces grupowy,
podczas zbierania tematów, będąc wciąż pod wrażeniem,
rzuciła mając pewność, że nie dotyczy to tylko jej
)
Dlaczego tak trudno uwierzyć we własny urok?

***

Sobotni epilog:
Prezencja. Słowo zagubione. Niezbadane. Oczywiście, że nie szata zdobi człowieka. Ale? Posprzątawszy w końcu stosy książek z biurka w gabinecie, przypomniało się Jabłoni, że choćby nie wiem jak dziwne się to wydało, w jej życiu występuje duża korelacja między stanem biurka a stanem ducha. Prezencja... Zaistniała głęboka potrzeba zbadania zależności tego zjawiska od... wewnętrznego uporządkowania, spokoju, poczucia sensu. To może, koniec końców, okazać się bardzo ciekawy eksperyment.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz