wpis przeniesiony 3.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Środowy prolog:
Prezencja. Słowo wypowiedziane przez Zetkę, którą podziwiam za smak i delikatność, w które przyodziewa swą cielesną powłokę co dnia.
Prezencja. Słowo usłyszane. Obce. Egzotyczne. Turystycznie ciekawe.
***
Czwartkowe olśnienie w metrze:
Sadownik:
(do Jabłoni)
Stań prosto!
Jabłoń:
(stanęło prościutko, zadzierając głowę)
Sadownik:
(konspiracyjnie)
Eeee! Jesteś niższa!
[stacja Centrum zmienia układ ludzi w wagoniku]
Jabłoń:
(zobaczyła pięknie opakowany damski wzrost,
oniemiała, ale zdążyła pomyśleć)
Prezencja sauté!
(dojechawszy z Sadownikiem na proces grupowy,
podczas zbierania tematów, będąc wciąż pod wrażeniem,
rzuciła mając pewność, że nie dotyczy to tylko jej)
Dlaczego tak trudno uwierzyć we własny urok?
***
Sobotni epilog:
Prezencja. Słowo zagubione. Niezbadane. Oczywiście, że nie szata zdobi człowieka. Ale? Posprzątawszy w końcu stosy książek z biurka w gabinecie, przypomniało się Jabłoni, że choćby nie wiem jak dziwne się to wydało, w jej życiu występuje duża korelacja między stanem biurka a stanem ducha. Prezencja... Zaistniała głęboka potrzeba zbadania zależności tego zjawiska od... wewnętrznego uporządkowania, spokoju, poczucia sensu. To może, koniec końców, okazać się bardzo ciekawy eksperyment.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz