poniedziałek, lutego 17, 2014

963. Szukając prawdziwie dorosłych

 wpis przeniesiony 9.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Historia bierze swój początek w ostatni czwartek, w przeddzień święta miłości. Wyszłyśmy z Heniutką na spacerek z planem na mini ćwiczenia, by rozruszać psi intelekt. Gdy kończyłyśmy wspólną zabawę, w kontraście do naszego zadowolenia, dało się słyszeć dziecięcy płacz. Odwróciłam głowę...

Idzie matka. Dwa metry za nią płaczący pięcio–sześcioletni chłopiec. Matka przyśpiesza. Chłopiec zanosi się płaczem, a na każdym wydechu krzyczy: nie chce tam iść! Matka przyśpiesza. Dziecko zatrzymuje się i coraz głośniej krzyczy. Matka odwraca się i ze złością krzyczy: to wracaj do domu!

Ugotowało się Drzewko przy tej scenie. Jak zwykle w reakcji najchętniej utłukłoby sukę. Jabłoń od dawna wie, że jakikolwiek odcień przemocy psychicznej w stosunku do dzieci odpala w Drzewku dziecko opuszczone psychicznie, porzucone emocjonalnie i pozostawione samo sobie. To dziecko wciąż szuka dorosłego, co mądry, odpowiedzialny i kochający jest.

*

W piątek, w święto miłości wracał Sadownik z Jabłonią z małego, wspólnego świętowania. Drzewko nie dało się długo prosić, gdy Sadownik zaproponował walentynkowe kupowanie po jednej książce na łeb. Wracając do domu, weszli do pobliskiej księgarni. Nieznany układ regałów. Drzewko dało radę i odnalazło regał z reportażem. Ten ma. Tamten ma. Ten czytała. Tamten zna. Wpadła jej w rękę dziwna książka, co chyba przypadkiem się do tego działu zawieruszyła. Przeczytała podczytnik i po chwili postanowiła zabrać ją do domu.

*

W sobotę rano przy kawce Drzewko obrzydzenie do siebie poczuło. Rany boskie, pijana szczęściem i miłością była czy co, że wybrała książkową wersję Super Faktu? O zgrozo! Jak można było taką serię w ogóle wymyślić! Żerować na dziecięcym nieszczęściu!

*

Zajrzałam do środka. Po trzydziestu stronach byłam już zakochana w Autorce, narratorce opowieści, żywej kobiecie, która pracuje z trudnymi dziećmi, wierzy zawsze i wszędzie, bez względu na okoliczności, że dzieci „złymi” się nie rodzą. Dziecko we mnie opuszczone psychicznie, porzucone emocjonalnie i pozostawione samo sobie odnalazło w końcu dorosłą, co mądra, odpowiedzialna i kochająca jest, choćby nie wiem co. Historia czwartkowa znalazła swój mały finał, gdy kupiłam kolejną książkę tej Autorki, zamawiając trzecią. Dodałam Autorkę do panteonu moich Matek. Świadomość, że są tacy Ludzie jak Casey i Mike dobrze mi robi.

[...] niezależnie od tego, jakie wrażenie ktoś na tobie robi, czasem naprawdę lepiej niczego nie zakładać z góry — a przynajmniej jeśli nie ma się ochoty zmieniać swoich poglądów o sto osiemdziesiąt stopni.

*

Czy Spencer doświadczył kiedykolwiek prostej, dziecięcej przyjemności, by czegoś pragnąć i wiedzieć, że jest na świecie ktoś, kto naprawdę chce ci to dać?

*

Same łzy to jednak za mało. By naprawić krzywdy, trzeba dużo więcej.

Casey Watson, Mamusiu, tatusiu, za co mnie tak nienawidzicie?
Wydawnictwo Amber, Warszawa 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz