wpis przeniesiony 9.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Nek, jak go znam, moje rozterki, szybko i z sobie właściwym wdziękiem, spuentowałby terapeutycznie:
— Właśnie tu masz w głowie ERROR, koleżanko!
Postanowiłam przyjrzeć się sprawie z bliska. Nie myślę, nie uważam, nie wierzę. Po prostu wiem z doświadczenia, że dając dostajesz. Nie, gdy dajesz, bo trzeba, należy, wypada. Ale gdy dajesz prawdziwie, z serca, z głębi siebie, to zawsze również bierzesz. Doświadczam tego, gdy robię prezenty, gdy kupuję niespodziankowe drobiazgi, gdy planuję coś z myślą o drugim człowieku. Nauczyłam się tego również w hospicjum, mając niezmiennie wrażenie, że dostaję więcej niż daję.
Skoro dawać i brać to awers i rewers tej samej monety,
a z dawania wynika branie,
to ciekawe, czy coś wynika z brania? — pomyślało mi się.
Uściślijmy, nie chodzi o branie sobie wszystkiego, bez oglądania się na innych, z wykorzystaniem do cna ludzi, którzy coś nam od siebie dają. Chodzi o następujący proces. Dojść do miejsca, w którym nie stajemy przeciwko sobie, mówiąc:
— Przecież nic się nie dzieje, będzie dobrze, wszystko jest ok.
Dojść do miejsca, w którym pozwolimy sobie na słabość. Pozwolić, by z tej słabości zrodziła się siła, która pozwoli nam poprosić o pomoc. Prawdziwe, z serca, z głębi siebie, proszenie ma również aspekt dawania. Obdarowujemy zaufaniem, uznaniem, doceniamy osobę, do której zwracamy się z naszą szczerą potrzebą. A gdy otrzymamy pomoc, również mamy szansę dać, bowiem dziękując prawdziwie, z serca, z głębi siebie, mamy okazję z szacunkiem i wdzięcznością odnieść się do siły, którą ktoś ma i której użył, by nam pomóc.
BINGO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz