piątek, lutego 28, 2014

970. Zamykanie miesiąca i rozdziału

 wpis przeniesiony 9.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pierwszą kupiłam przez przypadek. Drugą kupiłam na cito, bo była dostępna w księgarni od ręki. Trzecią zamówiłam przed drugą i czekałam na realizację zamówienia. By nie czekać na czwartą, zamówiłam ją, gdy byłam w połowie drugiej. Piątej, aktualnie ostatniej z dostępnych na polskim rynku, nie zamówiłam, nie kupiłam, na dziś nie mam w planie czytać.

Te książki pozwoliły mi dopełnić żałobę po rodzinie, jakiej nie miałam; po głębokiej, serdecznej relacji matka-córka, która nie była mi dana. Te książki pozwoliły mi na pewność, że brak, który boleśnie odczuwałam w rodzinie, z której pochodzę, nie jest brakiem wyimaginowanym. Są rzeczy, które mnie nie spotkały i już. Przestały mnie prześladować pytania: kiedy dziecko osiąga ten wiek, że jego potrzeby przestają być ważne dla rodziców? dlaczego tak łatwo jest dbać o potrzeby fizjologiczne dziecka, a tak trudno o potrzeby emocjonalne? dlaczego łatwiej czasem nie zauważać tych drugich? dlaczego tak łatwo jest zacząć stosować przemoc psychiczną i nazywać ten proceder wychowywaniem?

Parafrazując wybrane cytaty. Dziękuję Bogu za to, co mam teraz. Nic się nie zmieniło, wciąż jestem łasa ciepłych słów, czasu poświęconego na rozmowę o miłości, przyjaźni, trudnościach; łasa czułych gestów, ulubionych słodyczy, przeganiania z ważnymi dla mnie Ludźmi strachów i obaw. Dziękuję za Ludzi, których spotykam na swej drodze... Dziękuję za Ludzi, którzy wybaczają mi, że tak długo zwlekam z prośbą o pomoc, zatrzaskując się w tak bardzo nieaktualnym już przekonaniu, że jestem jedyną, której na mnie zależy.

Odłożyłam wiele spraw na bok, by zdążyć jeszcze dziś napisać te słowa, by zamknąć ten miesiąc, by zamknąć kolejny obrót wokół rozdziału, jakim jest dla mnie rodzina pochodzenia, by nie wchodzić z tym w jutro, które stanowi początek kolejnego roku życia Sadownika, człowieka, któremu zawdzięczam niezdziczenie, by jutro już tylko świętować urodziny wciąż młodego i ukochanego Motocyklisty. Dziś odkładam te książki na półkę. Zamykam miesiąc. Zamykam rozdział. Zupełnie przez przypadek zamykam również kolejną dziesiątkę wpisów.

Życie to jedna wielka loteria. Kto ustala warunki, w jakich rodzi się dziecko? Czyją odgórną decyzją te biedne dzieci, które znalazły tymczasowe schronienie w naszej rodzinie, trafiły do takiego piekła?
     Wyszłam do ogrodu i wzięłam roześmianego Leviego na ręce. Nie znałam odpowiedzi na te pytania. I całując wnuka, pomyślałam, że nigdy ich nie poznam. W duchu podziękowałam tylko Bogu za to, co sama mam.

*

Tego najbardziej mu [Justinowi] życzyłam: szczęścia. Tego życzyłam każdemu dziecku, które do nas trafiało, a święta nastroiły mnie pod tym względem wyjątkowo optymistycznie. Może te wszystkie drobiazgi, jakie staraliśmy się dla nich robić, wyglądały niepozornie, ale nabierałam coraz większego przekonania, że to właśnie one liczą się najbardziej: drobiazgi, z których nie zawsze zdawaliśmy sobie sprawę, gdy dzieci mieszkały z nami. Ciepłe słowo, czas poświęcony na rozmowę, czuły gest, ulubione ciasto, przegonione strachy, zrozumienie obaw: dla dzieciaków kochanych i otaczanych troską to norma, co jednak wcale nie umniejszało wagi tego typu rzeczy.

Casey Watson, Mali więźniowie,
Wydawnictwo Amber, Warszawa 2013.

***

Gdy kładliśmy się spać, opowiedziałam o moich odczuciach Mike’owi:
     — Dziwne — dodałam. — Że za każdym razem, kiedy pojawia się to uczucie, to już wiem.
     — Co wiesz?
     — Że właśnie wszystko się kończy.
     Mike zamyślił się na chwilę.
     — No to chyba dobrze — powiedział w końcu. — To znaczy, że robota została wykonana.

*

[...] bezbolesne rozstania były efektem braku miłości w życiu, ale czasem też jedyną rzeczą, która pozwalała dzieciom zostać przy zdrowych zmysłach.

Casey Watson, Mała opiekunka mamusi,
Wydawnictwo Amber, Warszawa 2014.

***

Objęłam go [Justina] mocniej. Ile razy ktoś tulił to dziecko w jego życiu? Czy dałoby się to policzyć na palcach jednej ręki? I jaki wpływ musiało to mieć na niego?

Casey Watson, Chłopiec, którego nikt nie kochał,
Wydawnictwo Amber, Warszawa 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz