piątek, lutego 07, 2014

(950+5). Książkowy lag

 wpis przeniesiony 9.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Zwykle. Czytam. Zaznaczam. Kończę. Zamyślam się. Wybieram. Przepisuję wybrane z wybranych. W chronologii czytanych umieszczam. Odkładam. Biorę następną.

Nie „tą razą”. Nauczona doświadczeniem, że funkcjonalność księgarni internetowych jest uboga, postanowiłam raz w miesiącu osobiście przeglądać dział Nowości czy Zapowiedzi, żeby nie przegapić Ulubionych.

„Tą razą”. Przejrzałam. Ucieszyłam się. Zamówiłam. Odebrałam. Skończyłam czytać dwa tygodnie temu. Zamyśliłam się na bardzo, bardzo długo. Może zbyt długo, by wspominać o tej książce na blogu.

Tyle że to książka ważna, uczciwa, prawdziwa. Znów bardzo ludzka. Znów z delikatnością utkana. Piszę więc na wypadek, gdyby komukolwiek, kto normalnie miałby chęć, przytrafiło się przegapić ją w natłoku nowości.

Co najbardziej może zadziwić w „wariacie”? Logika do bólu stosowana i niebywała konsekwencja. Żaden „normalny” nie ma pojęcia ani o logice, ani o konsekwencji.

Dopiero teraz czuję, że mogę tę książkę zaparkować na półce.

Nadal siedzieliśmy nad pustymi kartkami, ale zrobiło nam się lżej. Szeregowy Mazur powiedział, że może namalować dinozaura, zawsze umiał. Od dziecka bardzo dobrze rysował dinozaury, reszty zadania nie rozumie. Jeżeli ma je wykonać, ktoś będzie mu to musiał wytłumaczyć. Kiedyś już coś takiego było, takie zajęcia inne niż zwykle, kazali mu odegrać krasnoludka, i już się nawet bał, że to się teraz powtórzy. Możliwe, że chodzi o to samo.
     — Kazali nam odgrywać krasnoludki, żebyśmy nauczyli się mówić, co czujemy, głąbie. Chcą nas nauczyć, jak żyć poza wojskiem. Nie mam pojęcia, jak się żyje w prawdziwym świecie. Jakbym miał trzy lata, a nie trzydzieści trzy. Mój syn radzi sobie lepiej niż ja.
     — Nie mamy pojęcia o tym, czuby. Rysujmy te pierdolone smoki, może to coś da. W ogóle nie rozumiem, o co chodzi mojej żonie, nie możemy się dogadać. Próbowałem już wszystkiego. Czytam, kurwa, poradnik małżeński.
     — Narysuję, a Blondyna mnie spyta, co czułem, kiedy to rysowałem, wiem, że spyta. Po to każe nam to robić.
     Nie wiem, kto pierwszy sięgnął po pędzelek. Saper powiedział, że jak mamy malować, to malujmy, jest zadanie do wykonania. Nie kombinować, tylko brać się do roboty, Biały dodał: „Kurwa, kurwa, kurwa”.

*

Tam są radości i łzy, w świecie poza wojskiem. A my tylko zadanie do wykonania i zadanie do wykonania. Mówią: zdobywaj, to zdobywam, nie zastanawiam się, co czuję. Wracamy do domu i nadal chcemy mieć tylko zadanie do wykonania: żeby nie czuć i nie wyrażać uczuć, tylko odwalać kolejne zadania. A to tak nie działa w cywilu. Tam są radość i łzy, a ja się tego boję. Żeby się tam sprawdzić, trzeba umieć co innego niż w wojsku, teraz przynajmniej to rozumiem. Trzeba umieć płakać. W ogóle nie umiem płakać...

*

Odejście pani Stasi zmieniało wszystko, stawiało nas w obliczu zagrożenia, o którym nawet nie wiedzieliśmy. To znaczy, że możemy przebyć terapię i nic w sobie nie zmienić? Ale my bez tej zmiany, jakiejkolwiek zmiany, nie mogliśmy dalej żyć...

Grażyna Jagielska, Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni
w psychiatryku
, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz