Gdy ma się psa pozbawionego możliwości wydzielania odpowiedniej ilości leptyny (taka rasa), wszystko jest o jedzeniu. Że zjadłoby się coś, że oczy kłamią przekonywująco odwiedzającym: ciociu, ja od miesięcy nic nie jadłam i wieczna skarga: oni mnie nie karmią, głodna, bardzo głodna jestem.
Z powodu powyższego, gdy otwierasz szafkę w kuchni, lodówkę, przesuwasz talerz, na plecach zawsze masz psi wzrok. Przybiegnie z najdalszego kąta ula, by inwentaryzować każdy kęs. Gdy tak się nie dzieje, czuję się dziwnie i dopiero po chwili to uczucie dziwności dogania fakt, że Heniutka z Sadownikiem wyjechali, są na spacerze — nie ma ich w ulu.
Wczoraj sięgam w kuchni po jabłko. NIC. Urywam ogonek, bo przecież wiem, komu trzeba podać ogryzek. NIC. Dziwne uczucie nie jest dogonione przez fakt, bo wiem, że Heniutka jest w domu, a Sadownik w sklepie. NIC. Idę do sypialni, ostentacyjnie nadgryzając jabłko. NIC. Nie miałam pojęcia, że suka umie w środku dnia tak twardo spać. NIC. Gryz. NIC. Gryz. NIC. Siadam na swoim skraju łóżka obok psiego posłania i jem dalej, nie kryjąc się z towarzyszącymi temu dźwiękami. NIC. Zjadłam całe jabłko bez wbitych we mnie psich oczu. NIC. Ogryzek przed psim dziobem położyłam. NIC. Dziesięć minut na kundla patrzyłam, nim zdziwiona psica zauważyła łup. Miałam nadzieję, że jawa okazała się równie smaczna jak sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz