wtorek, kwietnia 07, 2020

3766. Bele-trele-halt!

Do połowy bawiłam się przy tej książce fantastycznie, pewnie dlatego, że to nie jest wielka czeska literatura, do której mam za małą głowę. Od połowy męczyłam się ciut lub okrutnie (na zmianę), bo to jednak nie jest wielka czeska literatura. Skończyłam wczoraj i chwilowo czeskiej literatury mam dość, bez względu na jej wielkość. Chwilowo mam dość w ogóle beletrystyki, w którą z taką przyjemnością rzuciłam się po trzech niezmyślonych książkach.

No, dalej, zgłaszać się, ręka do góry!, drę się na całe gardło z balkonu, lekko już pod wieczór podwiniona. Kto z was marzy o życiu gorszym, niż ma? Las rąk, las uniesionych rąk, aula pełna humanistów, ubóstwiających taplanie się w depresji, pewnych, że cierpienie zbliża do istoty rzeczy, zresztą, może i racja, zważmy jednak, że wśród osób, co sporo w życiu wycierpiały, jest o wiele więcej świń niż wśród tych, którzy nie cierpieli wcale lub tylko okazjonalnie.
     […]
     Wołam, ale nigdy nie podnoszą wzroku, jakby całkowicie pewni, że to, czego szukają, kryje się w wyschniętej kałuży na chodniku, którym drepczą do pracy. I że to znajdą, jeśli tylko wytrzymają kolejny tydzień, rok, kolejne całe życie.
     Wcale nie jojczę, tylko stwierdzam fakty
.

*

[…] punkty widzenia bywają różne, tak samo jak podejścia, przejścia i wyjścia.

*

Nie będziesz robić tego i owego”, mawiał, a słowa te tyczyły się dzieci, alkoholu i mojej pracy, dokładnie w takiej kolejności, moja praca zawsze na ostatnim miejscu, dzieci na pierwszym, a mnie brak. Ze mną nikt się nie liczył.

*

[…] kobiety, nawet te z harlekinów, są teraz mocno wyemancypowane. Nie siedzą jak mysz pod miotłą w oczekiwaniu na księcia, tylko na tę miotłę wsiadają i same po niego lecą, nierzadko wbrew jego woli. Wiedzą, czego chcą, i wcale nie chodzi tylko o pierścionek zaręczynowy, bukiet róż i wyrozumiałość.

*

Przeszłość jest ślepa, trzyma się za rękę ze ślepą przyszłością, a gdzieś w splotach ich palców jest tu i teraz, a w tej ciszy ja i brzęk szkła

*

[…] a te prawdziwe okna, w mieszkaniu, tylko bez przerwy bardzo powoli spływają, choć nigdy nie spłyną do końca. Nie uda im się, nie zdążą, nawet w ciągu całego życia człowieka. Takie jest krótkie. To wasze też. Że nawet szkło szyby nie zdąży spłynąć. I jak niby człowiek ma zdążyć osiągnąć coś sensownego przy tak morderczym deadlinie?

*

Wy też nie mówicie głośno, co naprawdę uważacie o drugiej osobie? Mówią na to dorosłość, ale nie mają racji […]

*

Bo jeśli ma się o czymś pojęcie, znaczy, że to coś już trochę się dzieje, a głośno wypowiedziane słowa zaczynają jak oszalałe ganiać w zabłoconych kaloszach po czystym dywanie […]

*

[…] podobnie jak kornik zmienia drzewo w pył, a pszczoły leśne sok mszycy w miód, tak i matka, po której przebiegną się w tę i we w tę jej dzieci (głowa i dusza rodzicielki zostają skonsumowane przez ich głowy i dusze), zmienia się w kogoś innego.

Petra Hůlová, Macocha, przeł. Julia Różewicz,
Wydawnictwo Afera, Wrocław 2017.

Autor dręczy siebie i czytelnika, autora z kolei zadręcza udręczony krytyk, który ma już dość całej tej udręki, a to się z kolei nazywa czekanie na wielką czeską powieść.

*

Zwykle najlepiej pomodlić się do świętego Antoniego (jest specjalistą od znajdywania złotej trójki: klucze, telefon i portfel), zresztą, może dałby także radę coś wskórać w przypadku utraty szacunku do drugiego człowieka, który to przydarzył się mężowi i mnie. Tyle że do Antoniego zaczęłam się modlić dopiero po rozpadzie małżeństwa, bo kiedy jeszcze trwało, wystarczał mi mąż, który doskonale orientował się w miejscach pobytu mojego telefonu, kluczy i pieniędzy, i niczym pies tropiący potrafił raz-dwa zwąchać, gdzie jest to, czego akurat szukałam.

*

Słowa rozpuszczają uczucia, jak praca rąk zmienia kostkę mydła w gęstą sztywną pianę […].

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz