Pani Maria tydzień przed świętami poleciła tę książkę — chwilę po tym, gdy skończyłam Macochę i miałam (po damskim przegięciu) dość beletrystyki (w szczególności czeskiej). Zaznaczyłam tylko do upolowania. Upolowałam jakiś czas później i udającemu się do sauny Białemu Krukowi poleciłam. Zajrzałam na chwilę do środka, za głowę się chwyciłam, co ja temu Krukowi… no ale dodałam przecież, że pani Maria poleciła.
A Biały Kruk zainspirowany rekomendacją pani Marii długo nie czekał i dobrze przy książce się bawił, informując mnie, że puenta dobra. Zaciekawiona, przeczytałam i ja ten drobiazg książkowy, szowinistyczny do łez (i co z tego, że ze śmiechu). To nie jest wielka czeska literatura i dlatego dobrze się czyta między innymi poważnymi książkami.
A ten, co rozwozi psie żarcie, mówi:
— Jak tak pana słucham, panie doktorze, to widzę, że z babami nigdy nie było lekko.
— Nie było. Ale z nami też nie. Wiecie co, ja nie wiem, skąd to się bierze w ludziach, że wszystkim się wydaje, że ma być lekko.
*
Bo tu nic nie może się stać. Tu w saunie jesteśmy zabezpieczeni przed światem, my, faceci. Tu nie mają wstępu ani baby, ani problemy, ani choroby. Zostają grzecznie za ścianą.
*
A ten, co ma przejść na emeryturę, mówi:
— Słuchaj, i tak myślę, że go mam.
A ten, co jest lekarzem chorób kobiecych, mówi:
— Co znowu?
— No tego alzheimera.
— Jakbyś go miał, tobyś nie wiedział, że go masz. Ludzie, jesteście mistrzami świata. Wiecie co, nie czytajcie tych internetów. Do mnie ciągle przychodzą baby, co gdzieś coś przeczytały, i od razu, że to mają, tak samo jak wy. To potworna choroba, te internety. Myślałem, że tylko baby to mają.
*
Kolego, czasem słyszę rzeczy, których nie chciałbym nigdy widzieć.
*
— […] Panie doktorze, to woreczek żółciowy, co nie?
A ten, co jest najmłodszy z nas, mówi:
— Ale pan doktor jest lekarzem chorób kobiecych.
A ten, co jest na emeryturze, mówi:
— Kobiety mają takie same narządy, oprócz jednego.
A ten, co był mistrzem kraju w tenisie stołowym, mówi:
— Oprócz dwóch, zapomniałeś o mózgu.>
*
A ten, co jest na emeryturze, mówi:
— Uwielbiasz balet, co?
— No, strasznie lubię chodzić na balet. Ale spróbuj to powiedzieć głośno, no. Tu co najwyżej może ci się podobać piłka nożna.
— Ja tam lubię popatrzeć na piłkę, ale poza tym czytam wiersze. Tego też nie można tu powiedzieć na głos. A poezja to też jest taki balet, taki taniec między słowami.
*
A ten, co jest najmłodszy z nas, mówi:
— O, też już chciałbym być na emeryturze.
— Słuchaj, miałbyś właśnie depresję i jeszcze zacząłbyś czytać książki.
— Ja nie czytam.
— No to jest dla mnie jasne jak słońce, że nie czytasz.
— Nie bawi mnie to.
— Mnie to też nigdy za bardzo nie bawiło, a widzisz, teraz czytam.
Jaroslav Rudiš, Czeski raj, przeł. Katarzyna Dudzic-Grabińska,
Książkowe Klimaty, Wrocław 2019.
A ten, co był mistrzem kraju w tenisie stołowym, mówi:
— Ciekawe, co tam jest po drugiej stronie, jak to wygląda u bab.
— A jak miałoby wyglądać? Tak samo jak tu, w naszym świecie.
— Byłeś tam?
— Nie.
— A co, jak tam mają inaczej?
— No to mają inaczej. Przecież to wszystko jedno.
— To nie jest wszystko jedno.
A ten, co sprzedaje ubezpieczenia, podchodzi do nich i mówi:
— Jest tak samo. Te same problemy. Ta sama mordęga. Ja wiem, bo je też ubezpieczam. Wszystko jest wszędzie takie samo.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz