Niedzielne odliczanie literek, raz. Dlaczego chciałam tę książkę przeczytać? Nie pamiętam, potwornie długo czekałam na przyzwoitą cenę. Samo czytanie kolejnych rozdziałów też nie ułatwiało znalezienia odpowiedzi na to pytanie. Książka o pamięci niepamięci i niepamięci pamięci, okraszona tym, co wnosi do życia jednostki twór zwany dalszą rodziną. Oczywiste rzeczy na łonie życia rodzinnego zamieniają się w slalom między nieoczywistymi przeszkodami, całkowicie realnymi i nie do przeskoczenia. Pytania są dwa. Czemu mnie to nie dziwi? I czemu chciałam o tym czytać? Dwa razy należy powtórzyć, odpowiadając tymi samymi słowami: nie wiem. I już się nie dowiem. I nie szkodzi.
Pod wieloma względami był na pewno lepszy niż ojciec, nie dlatego że z moim ojcem jest coś nie tak, ale dlatego że tak jest skonstruowane życie. Ojciec bywa surowy, dziadek nigdy surowy być nie powinien, chociaż mój często jest, ale jakoś da się tę surowość wybaczyć, pominąć, zapomnieć. W moich myślach i wspomnieniach mój dziadek jest wszystkim tym, czym są dziadkowie dla swoich wnuków – skórą obciągniętą na kościach, nadającą kształt niekształtnej materii, kuli światła, ciepła i dobroci.
*
Nie zmienia to jednak faktu, że dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą […].
*
– Wie pani, mój dziadek dzisiaj umarł.
Gram cyniczną i skurwysyńską kartą, wyciągam asa z rękawa. Jednak nie z cynizmu czy skurwysyństwa, ale z bezsilności.
*
Gdzie przebiega granica pomiędzy byciem dzieckiem a byciem dorosłym człowiekiem i jak wygląda rytuał przejścia?
*
To wszystko jest już nieistotne, już się nie wydarzy, można na każdym z tych planów przybić urzędową czerwoną pieczątkę z dużym napisem „ANULOWANO” w grubej czerwonej ramce.
*
Trochę szukam, trochę marudzę, trochę odwlekam to w czasie.
*
Dobra, już kurwa. Już wystarczy. Pomyliłem się, OK? Może skupiłem się na tym DDA, bo chciałem jednak coś mieć od dziadka. Cokolwiek. Skoro nie samowar, nie dziennik, w którym spisywał przemyślenia na temat kartek żywnościowych dla ludzi produkujących sofiksy czterdzieści lat temu, no to chociaż może jakąś traumę.
*
I uświadamiam sobie, że dużo trudniejszy, ale dużo bardziej racjonalny jest proces tworzenia sobie beztroski i spokoju na tyle, na ile to jest możliwe, ale tu i teraz.
*
W psychoterapii jest kilka rozmaitych podejść do tego zagadnienia. Niektórzy twierdzą, że wszystko wynosimy z domu rodzinnego. Inni - że połowę. Jeszcze inni, że jakieś dwadzieścia pięć, może trzydzieści procent. Całą resztę wypełniają nasze własne doświadczenia, to, co trafia nam się mniejszym czy większym przypadkiem, przy naszym mniejszym lub większym udziale. […] Na pewno coś jednak stamtąd wyniosłem. Coś nieuchwytnego. Szukam czegoś, czego i tak bym nie rozpoznał, gdybym to znalazł, jak ktoś, kto na hałdzie ma znaleźć jedną konkretną bryłkę węgla, którą zna z opisu, ale nie dostał do ręki zdjęcia porównawczego.
Michał Turowski, Dziadka nie ma,
Instant Classic, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz