Niedzielne odliczanie literek, dwa. Przewróciła mnie mentalnie ta książka. Kończąc ją, migawki z pogrzebu Elżbiety II budziły we mnie wyłącznie refleksję o milionach straconych ludzi, by jedna rodzina mogła się bawić w przepych. Nie tylko wyspa, cały tzw. cywilizowany Zachód to pospolity przestępca i kropka.
Mechanizm jest bardzo prosty. Weź dyskryminowaną grupę ludzi i znajdź kryterium, według którego możesz ją podzielić na dwie podgrupy, a potem napuść jedną na drugą. W ten sposób „znikasz” realny problem dyskryminacji wyjściowej grupy. Ci, którzy ją dyskryminowali wciąż mogą to robić w majestacie prawa, bo uwaga skupia się na dyskryminacji jednej podgrupy przez drugą.
Przykłady? Napuść matki na niematki, a wciąż o kobiecym życiu będą decydować mężczyźni — często starzy, głupi i życiowo obleśni. Napuść biedniejących z dnia na dzień heteryków z małych miast i miasteczek na elgiebety, które, by móc żyć, uciekły do dużych miast i nie musimy dyskutować o ekonomii, wyzysku i podatkach. Napuść katolików na niekatolików i zamiast arcyważnej, poważnej dyskusji o edukacji czy opiece zdrowotnej, dyskutujemy o światopoglądach. Napuść etatowców na pracowników z umowami śmieciowymi, mikroprzedsiębiorców na pracowników w ogóle i nie ma dyskusji o dobrostanie ludzi chorych czy w jesieni życia, jest przekonanie o kowalach swojego losu, a Los już tylko rechocze, bo z tym przekonaniem trudno zrobić coś mądrego.
Co daje ta książka, poza mentalną przewrotką? Daje narzędzie: przytomnie, na spokojnie przyjrzyj się faktom: kto ma siłę, kto ma władzę? Kto jest tym trzecim, który korzysta na podtrzymaniu konfliktu.
Jest też poziom indywidualny tego szaleństwa. Gdzie w sobie masz ten kawałek, co goni cię jak psa, umniejszając lub ignorując twą niemoc czy twoje potrzeby, mamiąc cię, że gdy jeszcze to i owo, to może pozwoli ci usiąść do pańskiego stołu lub złapać oddech przez chwilę, nim znów w nieskończoność będziesz poprawiać, nawracać, zwiększać wydajność samego siebie, bo jeśli tego nie zrobisz… Naprawdę? Naprawdę, bo jesteś z Europy Wschodniej i to samo w sobie jest niełatwą opowieścią człowieka peryferii.
Nie jest on [rasizm] nadużyciem związanym z kolorem skóry, ale mechanizmem wytwarzającym różnice międzyludzkie.
Rasy mają swoją historię, ekonomię polityczną i funkcje, ale nie mają esencji. Nic się pod nimi nie kryje. Są działaniami mającymi na celu naznaczanie i kategoryzowanie, fabrykowanie tożsamości, które zarazem prowadzą do umieszczania sztucznie wykreowanego przedmiotu w strukturach dominacji i podporządkowania. Rasy pozwalają dzielić i rządzić.
*
[…] wyłaniający się w XVII i XVIII wieku system akumulacji kapitału narzucał nowe podziały w świecie istot żywych. Po jednej stronie stał racjonalny podmiot, zawsze płci męskiej, biały i dysponujący własnością prywatną. Monopolizuje on sprawstwo polityczne, rozum i przedsiębiorczość. Po drugiej stronie są rzeczy tanie. Przez to wszystkie atrybuty ludzkiego podmiotu wyrażają się poprzez podporządkowanie i dysponowanie tanimi rzeczami. Natura, kobiety i rasowi Inni zostają wypchnięci poza domenę człowieka, tracą przypisane jej wartość etyczną, podmiotowość prawną, polityczne sprawstwo i wartość ekonomiczną.
*
[…] kapitalizm wynajduje Innych, by
wyzyskiwać wszystkich.
*
[…] integracja systemu światowego stała się kołem zamachowym nierówności. Przyspieszający wzrost gospodarczy nie tylko nie „unosił wszystkich łodzi”, ale jeszcze je od siebie oddalał. O ile na początku XIX wieku poziom nierówności między społeczeństwami wyrażał się stosunkiem 1:2, dla 80 procent populacji planety, na początku XXI wieku wzrósł do 1:60.
*
W latach dziewięćdziesiątych i przez cały okres transformacji w naszym kraju względnie egalitarne wcześniej społeczeństwo doświadczało kryzysu przejawiającego się w gwałtownym wzroście nierówności, bezrobocia, a także w dezintegracji przestrzeni publicznej i erozji spójności społecznej. Krajobraz społeczny dosłownie rozpadał się na grodzone wyspy sukcesu otoczone morzem pauperyzacji. Na początku XXI wieku tylko w Warszawie powstało więcej grodzonych osiedli niż w całych Niemczech. Zamiast rozwiązywać problemy społeczne, polski neoliberalizm sugerował, żeby się od nich odseparować. Szerzące się ubóstwo miało zniknąć z pola widzenia. Trudno nazwać to inaczej niż ekonomicznym apartheidem. Podobnie jak jego południowoafrykańska macierz wiązał się on z obarczeniem odpowiedzialnością za jego istnienie tych, którzy pozostali za bramą grodzonych osiedli. Jak głosiła wtedy neoliberalna mądrość, biedy i niepewności nie można było w żaden sposób ograniczyć, bo przecież wynikały one z zacofania i moralnych skaz większości społeczeństwa. Skoro nie dało się ich zwalczyć, trzeba było się z nimi pogodzić, uznać je za część naturalnego porządku i odgrodzić się od nich, a dla zachowania dobrego samopoczucia zapomnieć.
*
Rzeczywiście, ignorowanie ekonomicznej strony współczesnych rasizmów gwarantuje im dalsze „sukcesy” w pogrążonych w kryzysie społeczeństwach.
*
Zarówno historia, jak i współczesność relacji między kapitalizmem i rasizmem pokazują, że mamy do czynienia z dwiema stronami tego samego medalu. Kapitalizm używa rasizmu do podzielenia swych ofiar, by skuteczniej nimi rządzić. Rasizm uprawomocnia i naturalizuje nierówności ekonomiczne, wprowadzając hierarchię kolorów skóry, religii i kultur.
*
[…] w ciągu kilku dekad uwrażliwiliśmy się na kwestię rasizmu, ksenofobii, seksizmu, islamofobii, homofobii, a jednocześnie przestaliśmy dostrzegać ekonomię polityczną tych zjawisk.
*
[…] radykalna idea mówiąca, że na nasze życie oddziałują stosunki władzy, przywileje klasowe bądź mechanizmy wyzysku, została przez liberalizm odwrócona i ujęta w kategoriach prywatyzacji polityki, czyli uznania, że sprowadza się ona do wyborów dokonywanych w życiu prywatnym.
*
Kobiety, migranci, członkowie mniejszości etnoreligijnych i rasowych zapłacili najwyższą cenę za restrukturyzację kapitalizmu, ale kwestia ta umknęła lewicy skupiającej się na afirmacji ich różnorodności kulturowej.
*
Sektor pozarządowy oferuje swoim pracownikom substytut zaangażowania politycznego, a swoim beneficjentom – substytut państwa i organizacji społecznych. W obydwu przypadkach jest to „wyrób zastępczy”. Zamiast wzywać do zmian politycznych, NGO-sy łatają dziury w istniejącym systemie. Pomagają potrzebującym, ale tylko do momentu zakończenia danego projektu. O tym, komu zostanie udzielona pomoc, decydują na podstawie arbitralnych kryteriów. W ramach logiki pozarządowej politykę społeczną zastępuje dialog międzykulturowy, a uznanie dla różnorodności ma łagodzić wzrost nierówności, kapitału społecznego i poczucia obywatelskiego sprawstwa.
*
Koncept różnicy antropologicznej mówi, że ci, którzy znaleźli się na dole hierarchii społecznej, trafili tam nie dlatego, że zostali zepchnięci przez niesprawiedliwy system ekonomiczny, ale ze względu na nieusuwalne skazy swoich ciał i umysłów – za nie dość biały odcień skóry, „słabszą” płeć, brak własności, uleganie emocjom, niższy poziom intelektualny – łączone często z mniejszościowym wyznaniem czy pochodzeniem etnicznym.
*
Wraz z włączaniem kolejnych obszarów do globalnego systemu (taki proces dokonał się na przykład po 1989 roku, po upadku bloku wschodniego) dochodzi do globalizacji cen towarów przy jednoczesnym zachowaniu płac na lokalnym poziomie. Tak powstają strefy taniej siły roboczej. Kraje, które się w nich znajdują, opierają swoją gospodarkę na przewagach konkurencyjnych płynących właśnie z niskich płac. Miałyby one przyciągać inwestorów zagranicznych i wpływać na obniżenie cen produktów wytwarzanych w tych krajach. Rezultatem jest jednak także rosnąca przepaść między centralnymi gospodarkami wysokich cen i płac oraz peryferyjnymi gospodarkami wysokich cen i niskich płac.
*
Wprowadzenie podziałów na pracowników uznanych za „swoich” i tych, których piętnuje się jako „obcych”, pozwala wywierać presję na obie grupy. Pierwsi są zmuszani do zaakceptowania płacowej stagnacji i ograniczenia wcześniejszych zdobyczy, drudzy muszą się zgodzić na niskie płace i zawieszenie praw pracowniczych.
*
Wyolbrzymiane przez media moralizatorskie kampanie dotyczące tego, kto ma jaki odcień skóry, kogo kocha i jakich końcówek rodzajowych używa w publicznych wypowiedziach, zepchnęły na margines ekonomię, stosunki pracy, kwestie władzy politycznej i socjalnej. Ta zmiana odpowiadała nowemu układowi sił klasowych – korzystnemu dla kapitału.
*
Jeśli przeanalizujemy mechanizmy dyskryminacji mniejszości, to zauważymy, że najwyraźniej uwidacznia się ona w sferze ekonomicznej. Imigranci są gorzej opłacani i zmagają się z brakiem przywilejów obywatelskich. Kobiety borykają się z rozmaitymi barierami na rynku pracy, doświadczają nierówności płacowej, ograniczenia praw reprodukcyjnych i usług opiekuńczych.
*
Czy da się jeszcze walczyć o ekonomiczną równość i klasowe (a nie etniczne, religijne czy plemienne) samostanowienie i zarazem nie zatracić uznania dla Innego? Od podjęcia tego ryzyka zależy, czy uda się nam stawić czoło fali nienawiści i przezwyciężyć systemowe sprzeczności, które zamykają historię nowoczesnych społeczeństw w rytmie wiecznych powrotów polityki wrogości.
Nie chodzi tu jednak o powielanie błędu liberalizmu zadowalającego się zadekretowaniem, że od dziś markery tożsamościowe przestają mieć znaczenie, a system społeczny staje się ślepy na kolor skóry czy płeć. Takie podejście nigdy nie zadziałało, bo opiera się na zignorowaniu historycznie uformowanych i zakorzenionych ekonomicznie hierarchii, które mają się znakomicie nawet tam, gdzie rządzi formalna równość. Aby tę równość wypełnić społeczną treścią, trzeba stanąć po stronie uciskanych, a nie udawać, że zniknęli wraz z przyjęciem odpowiednich aktów prawnych. Nawet jeśli tożsamości zostały wynalezione, nie oznacza to, że nie są realne. Tak jak realny jest ucisk, któremu są poddawane.
*
Odpowiedzialni za neoliberalny kryzys w 2015 roku próbowali odwrócić uwagę opinii publicznej od polityki zaciskania pasa, która zniszczyła życie milionów ludzi w krajach peryferyjnych strefy euro, strasząc zalewem uchodźców, rzekomo mających żyć na garnuszku ubożejących wówczas Europejczyków. Ich prawdziwym – cynicznym, bo kozła ofiarnego stworzyli na potrzeby chwili – celem było przekierowanie gniewu i frustracji tak, by nie zagrażały one układowi władzy i interesom wielkich korporacji finansowych.
*
Przykucie wykorzystywanych klas do państw narodowych umożliwia korporacjom swobodny przepływ kapitału i zwiększanie zysków. Uwięzienie w tożsamości i statusie stało się warunkiem koniecznym rentowności kapitalizmu, tak jak zwiększenie wyzysku i likwidacja zdobyczy społecznych pozostaje jego warunkiem wystarczającym. Tymczasem globalna klasa wyższa, osławiony 1 procent, lata prywatnymi odrzutowcami z luksusowych rezydencji na zakupy w światowych stolicach mody, do filii firm i na spotkania z udziałowcami na każdym kontynencie. A może to robić dzięki harówce bengalskich szwaczek, chińskich robotnic i kongijskich górników podzielonych za względu na płeć, wiek, kolor skóry, pochodzenie, religię i status obywatelski.
Uniwersalizm globalnego kapitału opiera się na wykluczeniu.
*
Szansą – jedyną, dopóki to kapitalizm dyktuje warunki – jest rozpoznanie intersekcjonalnego charakteru opresji i uniwersalności systemu, jaki za nią stoi.
Przemysław Wielgosz, Gra w rasy. Jak kapitalizm dzieli,
by rządzić,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2021.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz