niedziela, września 18, 2022

4756. Z oazy (LVIII)

Niedzielne odliczanie literek, dwa. Zaznaczyłam do upolowania, bo beletrystyka, a na nią czekać umiem. Nie musiałam, bo zostałam książką ob­darowana.

Po fan­ta­stycz­nym początku, przyzwoitym środku, który gładko przeszedł w przy­nud­ną koń­ców­kę z jedną arcyważną rozmową, dla której warto było trwać w czy­ta­niu, puenta, która poniża nie tylko intelekt. Ważna powieść, która nie dała ra­dy utrzy­mać swo­je­go ciężaru. Było mi z tego powodu bardzo przykro. I tyle.

Adam pije kolejną butelkę, jakby szukał dna, jej albo swojego własnego. […]  Pod powiekami widzi swojego pięknego człowieka […].

*

     – Niezręcznie – przerwał ciszę Adam.
     – Miło – odparł Jerzy i się uśmiechnął.

*

Ale Adam wiedział, że to bzdury. Że Maciej strasznie jest zagubiony w swej samotności, bo żonę odsunął na kilometr, a ona jego na drugi, i wytłu­ma­czeń jakichś potrzebuje, by tę pustą przestrzeń wypełnić. Żeby tam było coś pomiędzy nimi, a nie przepaść sama. Tak żonę Maćka matka nauczyła, a Maćka ojciec. Zasada taka, której nawet ich miłość nie mogła prze­kro­czyć. Zasada święta, to i Maćkowi nawet nie mówił, co o tym myśli, żeby mu już w dojrzałym wieku nie mącić w głowie. Za późno było, więc przy­ta­ki­wał jedynie, żeby lżej się koledze zrobiło na duszy. Żeby ten szacunek na­dal zapełniał mu pustkę. Zresztą Adam wiedział, że tych powinności żon już od lat nie ma, ot, męskie złudzenie, czasem potwierdzane przez tę czy tamtą babę, ale to już koniec.

*

Popsuł się świat przez jedną noc jakby mocniej.

*

     – Ale nie przypadkiem ci to mówię – podjął Stanisław, przerywając długą już ciszę i wytrącając Adama ze skupienia. – Nienawidzili wtedy i nienawidzą teraz. I będą, za to czy owo. Trzeba odpuścić. Nic nie poradzisz.

*

Zabrakło słów, żeby ta rozmowa mogła trwać dłużej.

*

Cudne to ciało. Ludzkie takie i ludzkie to jego pożądanie. Piękny chłopiec, nagi, jego oczy, nawet jego płacz. Męski płacz, męskie wycie właściwie. Śni Adam i czuje, jakby wreszcie życia dotykał. I pragnie go bardziej.

*

Jak łatwo stadem przepędzić człowieka z grupy. Wypchnąć z własnego otoczenia. Jak łatwo w kimś wszystko zdusić.

*

Wszystko się ułoży. Przecież nie mogli go zabić. Za miłość mieli zabić? — myśli sobie, ale nie ma pewności. Raczej myśli tak dla własnego spokoju.

*

Święte mu się to miejsce wydaje. Wolne od wrzasku. Godne tylko czułości.

*

Myśli o tej nadziei i nawet się jej na chwilę złapał. Przyjemna jest, po­wstrzy­mu­je dreszcze zimna.

Tomasz Maruszewski, Wrzaski,
Wydawnictwo SQN, Kraków 2022.
(wyróżnienie własne)

Musi się ukoić, przeżyć to wreszcie, a wtedy przyjdzie jakiś plan. Uda się, może.

*

Siedzi na podłodze i płacze, bo nie wie, co się dzieje ani jak się skończy. […]  Wyobraźnia może szaleć, nerwy też mogą puszczać. Głowa różne rzeczy może wymyślać, do­bre, ale i złe też. Że od wrzasków i przepicia to prze­cież i można oszaleć.

*

[…]  chwycić w dłoń nieznane.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz