Wieloniedzielne odgruzowywanie literek, dwa. Czysty przypadek i wpadła mi w ręce. Dziesięć krótkich opowiadań o czasie wolności, niewidoczności i samostanowienia, bo społeczno-rodzinne wnykom powypadały wszystkie śrubki. O czasie, gdy oczekiwania, które trzymały kobiety w szachu przez dziesięciolecia, zwyczajnie zardzewiały i rozleciały się w pył. Osobiście uwielbiam niewidoczność, mimo że jest zwielokrotniona w związku z moim doświadczeniem niepełnosprawności.
Nie gadaj tyle, bo cię zjedzą motyle. Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Dzieci i ryby głosu nie mają. Jak zapragnęła mieć coś tylko dla siebie, usłyszała, że chytruska, samolub. Jeśli się rozpłakała – beksa. Gdy nauczyła się wstrzymywać łzy, ale z nadmiaru emocji zdarzało jej się warknąć, pytali: co z tobą, dziecko, szatan w ciebie wstąpił? Nie przynoś wstydu, nie rób przykrości, zachowuj się.
Powiedziano, że nie wolno wychodzić za linię, trzeba pisać równo, nie jak kura pazurem. Że słońce nie może być narysowane czerwoną kredką, kto to widział, patrz, jakiego koloru są słońca na rysunkach u pozostałych dzieci. Że syreny nie istnieją, ani wróżki, ani duchy. Że nie zaczyna się zdania od więc. Jak nie wiesz, lepiej się nie odzywaj, a nawet jak wiesz – zachowaj dla siebie. Starsi zawsze mają rację, wiedzą, co dobre. Trzeba się słuchać. Nie dyskutuj, nie filozuj. I uspokój się.
A ja tak bardzo potrzebowałam, by się nie uspokajać.
🖇
Życie zmarnowałam na szukaniu recepty, jak być kochaną, ale błądziłam, bo nie ma dobrej odpowiedzi na tak postawione pytanie. A wiesz dlaczego? Bo w tym pytaniu kobieta występuje w stronie biernej i póki nie zrozumie, że bierna strona wcale jej nie służy, będzie tkwiła w sidłach. Pasywna nie ruszy z miejsca. Ani o krok. Ani o milimetr.
Powiedziałam więc sobie: moja droga, droga wolna, podążaj tam, gdzie pożądasz.
🖇
[…] polizał mnie księżyc. Musiałam spać mocno, snem sprawiedliwej, nie pamiętam niczego, lecz rano w lusterku dostrzegłam we włosach ślad tego liźnięcia. Kilka srebrnych pasm, jakby językiem starł wierzchnią warstwę, zlizał kolor i blask, zostawiając białe niteczki, ledwie widoczne pośród burzy ciemnych, a przecież siwe. Zaczeszę na bok, nikt się nie pozna, wieczorem nałożę farbę, będzie po sprawie. Ale właściwie kto miałby się poznać. I na czym.
🖇
Raz podczas spowiedzi powiedziałam księdzu, że dłużej nie dam rady, niech mi Bóg dopomoże, na co z konfesjonału padło, że muszę nieść swój krzyż. Od tamtej pory z Bogiem rozmawiam bez pośredników, a diabłów w sutannach unikam jak ognia.
🖇
[…] huknęła: idź pan w piiiii… reneje. Poszedł, dał spokój. Ale te Pireneje pamiętam do dziś. On, myślę, że też. Takich Pirenejów nie da się łatwo zapomnieć.
🖇
Serce może pęknąć cichutko, nikt nie zauważy. […]
Bywa, że serce pęka z hukiem. Jak pompowany zbyt długo balonik, który rósł i rósł, aż wypełnił całą przestrzeń, nie zmieścił się w zbyt ciasnych ramach i trach. Koniec. Zostało kilka sflaczałych gumowych resztek, nic się już z nimi nie da. Tylko na śmietnik.
Czasem rozpada się w drobny mak, na kawałeczki. Nie ma możliwości, by takie serce pozbierać i skleić w jedno, tysiąc lat nie starczy. Wtedy napełnia się klepsydrę, przesypuje jak piasek, odmierzając czas. A czas podobno ma moc, by uleczyć. Chyba że wcześniej przyjdzie śmierć. Ona też jest skuteczna, ze wszystkich lekarstw najskuteczniejsza.
[…]
Każde serce pęka na swój sposób. Tyle rodzajów pęknięć, ile złamanych serc.
🖇
Nas kobiet jest sześć. Która choć raz bała się, że coś takiego może jej się przydarzyć? Obstawiam, że każda. Która z nas doświadczyła zagrożenia? W ten czy w inny sposób? Bo ktoś za nią szedł? Namolnie się gapił? Powiedział coś, co sprawiło, że poczuła się niepewnie? Z nas sześciu pięć na pewno. A która nie musi sobie wyobrażać, bo wie? Bo ją spotkało? Bo przeżyła?
Nasze ciała wiedzą. Nasze ciała pamiętają. Niczego nie musimy sobie wyobrażać.
🖇
[…] jestem ci sobą.
Jestem, która jestem, i złego nie pamiętam, bo po co wracać tam, gdzie bolało, skoro można w tym czasie pielęgnować dobre.
🖇
Patrzę cierpliwa, a między nami wszystko dojrzewa, zaczyna przekwitać, czas zbierać owoce, nacieszyć się ich smakiem, a resztę powkładać w słoiki, odłożyć na zimę. Dobrze jest mieć coś słodkiego w zapasie. Szczególnie wtedy, gdy wszystkie pierwsze razy za nami, gdy nie ma pewności, który z tych razów okaże się ostatnim.
🖇
Nie muszę mówić, że nigdy nie jest tak, że klamka zapada na amen. Obie wiemy, że gdy mocno chcieć, drzwi z klamką, która zapadła, wyważasz kopniakiem i wiejesz.
🖇
Każda sobie sterem, każda okrętem, sobie przystanią. Ryczące czterdziestki, wyjące pięćdziesiątki, frywolne sześćdziesiątki, a dalej tylko silniejsze, wichry, wichrzycielki, z takich sztorm, strach się bać. Gotowe przerwać rejs i zawinąć do portu, jeśli najdzie nas ochota, bo przecież po to w życiu nadchodzi czas pauzy, żebyśmy mogły wreszcie przystanąć, przestać gnać, pomyśleć w końcu o sobie i sobie sprawić przyjemność, nie innym.
🖇
Jezu, ufam sobie i idę tam, gdzie mi nie wolno, gdzie mi nie wypada, gdzie nie sięga żaden zabobon, do miejsca, w którym kończy się ta płaska ziemia a dalej podobno tylko przepaść, tam podążam. Jasność myślenia moim światełkiem w tunelu. Do stracenia nie mam nic, zyskać mogę wiele, przede wszystkim siebie, swoją moc.
🖇
Baba baobab, bao, boa, baba jest wężem, kusi z drzewa wiedzy, rwij, kosztuj, smakuj, gryź, nie żałuj sobie, weź jeszcze, dokładkę, wiedzy nigdy dość, bo im więcej wiesz, tym większą masz świadomość, jak jednak wciąż mało. Nienasycona, żądna posiąść, ile tylko zdoła, gotowa się z tobą podzielić. Wiedźma. Kapłanka, bogini, mędrczyni. Baba. Boa. Zrzuca skórę węża, zmienia postać, ulega przeobrażeniom i deformacjom. Starucha a dziewczynka, kobieta a jednak mężczyzna. Kto to ta baba. Baba Jaga. Baba Ja.
Odmieniona przez wszystkie przypadki, bez wyjątków, w szyku przestawnym i w dodatku tak bezczelnie zadowolona, mówią, że nie przystoi, komu nie przystoi, babie już wszystko przystoi, wszystko jej stanie i niepotrzebny do tego jędrny biust, o wiele ważniejszy jest jędrny mózg.
🖇
Mam za sobą wszystkie te, które były tu przede mną, moje przodkinie, moje poprzedniczki. Babki, prababki, z których się składam, krew z krwi i ciało z ciała. […] Jest we mnie i tamta, która po śmierci przysiadła na parapecie pod postacią motyla cytrynka. I wszystkie te, o których nie wiem nic, dawniejsze prapra […].
Zaprawdę powiadam wam, nie ma czego się bać, wkrótce po babim lecie nadejdzie kolejna pora. Pora wracać. Tam, skąd przybyłyśmy.
Marta Dzido, Babie lato,
Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2024.
(wyróżnienie własne)
[…]
kto wie, ile nasz świat jeszcze potrwa, ile mu zostało, ile zostało nam. Czas kurczy się dla każdego z nas tak samo, a wiadomo, że najlepsze imprezy są zawsze wtedy, gdy musisz się zbierać do domu. […]
Nic nie mów. Ja ciebie też.
🖇
Za nasze zdrowie – mówi. Odpowiadam: za naszą kruchość i za naszą boskość.
Za nasze wszystko.
🖇
[…] kiedy mówię: nie, raz powinno wystarczyć. Nie. Ja? Agresywna? To pan jest namolny, jasno się przecież wyrażam.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz