Historia mojej świadomości istnienia tej książki zaczyna się od brunatnego urzędnika Czarnka, który otrzymał trzy książki po tym, jak błysnął intelektem rodem ze średniowiecza. Z telewizyjnego programu informacyjnego w Małym Nowym Jorku kilka dni przed wyjazdem na gigant wyjęłam tę i drugą, bo trzecią — ze wspomnianych trzech książkowych prezentów dla urzędasa antyedukacyjnego — czytałam dawno temu. Klik, klik, obie na czytniku były gotowe na cztery tygodnie rehabilitacji.
Łatwa to ta książka nie jest. Nie wierzę, że ministerek ją przeczyta, ale gdyby jednak to zrobił (ze zrozumieniem koniecznie), to byłabym jedną ze szczególnie zaciekawionych osób, co z tej lektury wyniósł, co zrozumiał — w końcu, czy nie o to chodzi w edukacji?
Czy homoseksualizm jest zaburzeniem, czy pełnoprawną odmianą ludzkiej seksualności? Czy to kwestia wyboru, czy cecha stała? Wrodzona czy nabyta? A może nałóg, który można leczyć tak, jak leczy się alkoholizm czy narkomanię? Czy można być szczęśliwym gejem lub lesbijką? A może ich cierpienie jest skutkiem stygmatyzacji, a leczenia potrzebuje homofobiczne społeczeństwo?
Terapia konwersyjna to coś więcej niż kontrowersyjna praktyka na styku psychologii i religii – przez dwie dekady był to ważny ruch społeczny, dochodowy interes, a zarazem front tak zwanych wojen kulturowych.
// Agnieszka Graff we wstępie.
*
Słupy ognia i piasku, szarańcza, pożerająca całe miasta: chrześcijańskie historie były szybkimi rozwałkami, prowadzącymi do ostatecznego spełnienia.
*
Miałem dosyć zastanawiania się, dlaczego znalazłem się w tej sytuacji, jak też poszukiwania innych odpowiedzi, innych rzeczywistości, innych rodzin i innych ciał, w jakich mogłem się urodzić. Za każdym razem, gdy uświadamiałem sobie, że nie ma alternatywy, czułem się tym gorzej, im bardziej próbowałem jej szukać. Teraz byłem gotów przyjąć wszystko takim, jakim było.
*
Wszyscy zetknęliśmy się z pewnego rodzaju ultimatum, z jakim inni ludzie nie mieli nigdy do czynienia, z warunkami, które raczej nie były częścią rodzinnej miłości między rodzicami a dziećmi. W jakimś momencie wszyscy usłyszeliśmy: „Zmień to albo wynocha”. Gdybyśmy się nie zdecydowali, wylądowalibyśmy na ulicy bez grosza przy duszy, zostalibyśmy ekskomunikowani, wygnani. Wszyscy obawialiśmy się, że skończymy jako wyrzutki społeczeństwa; przestrzegano nas przed przyszłością narkomanów, seksoholików, przed śmiercią na zarazę AIDS w jakimś wielkomiejskim rynsztoku na Zachodnim Wybrzeżu. Historie, jakie nam opowiadano, zawsze szły w tę stronę. A my w nie wierzyliśmy. W większości wypadków media, z jakimi mieliśmy styczność, potwierdzały te opowieści.
*
Przez całe życie zastanawiałem się, jak to jest być heterykiem – a przynajmniej od czasu, gdy odkryłem, że jestem gejem; […] zastanawiałem się, jak to jest, widzieć własne odbicie w każdym filmie, mieć przyjaciół i rodzinę, którzy nieustannie rzucają żarcikami na temat twojego życia uczuciowego, a także świat w całej okazałości do swojej dyspozycji. Jak to jest, nie zastanawiać się nad każdym krokiem, nie być na cenzurowanym za każdy postępek, nie kłamać codziennie?
*
Nasze oznaczane kolorami diagramy miały wyjaśnić, gdzie tkwiła przyczyna wszystkich nieszczęść. Jeśli sięgniemy wystarczająco głęboko we własną genealogię, znajdziemy tam jeśli nie samą przyczynę seksualnego grzechu, to przynajmniej informację, który z martwych i zdegenerowanych konarów naszego drzewa genealogicznego był za niego odpowiedzialny.
*
Panie, oczyść mnie. Jeśli Bóg miał kiedykolwiek wysłuchać moich modłów, musiałem stać się przejrzysty jak kropla wody. Zmiąć w kulę pierwszą część mojej historii i wrzucić ją do kosza. Wszystko inne tylko rozpraszało uwagę.
*
„Obrzydliwość” — mówił […]. — Obłędne słowo. Po hebrajsku „to’e’va”. Może odnosić się zarówno do gejowskiego seksu, jak i do krewetek. Te wszystkie małe nóżki, pływające w słonej wodzie, przyprawiały Izraelitów o dreszcz obrzydzenia, wiesz? Myśleli, że to sprzeczne z naturą.
*
Wiesz, jak tu jest ciężko. Nie wystarczy wierzyć w zmianę. Trzeba się napracować, żeby ją osiągnąć, rozumiesz? Jeśli się chce, żeby leczenie odniosło skutki, trzeba pozwolić sobie na zwątpienie.
– Mam wrażenie, że to jedyne, co robię – odparłem. – Wątpię.
— […] Tutaj nie zachęcają nikogo do wątpienia. Wszyscy są zbyt zdesperowani potrzebą znalezienia odpowiedzi.
*
Przyjmując moc niewidzialności, zgodziłem się także zrezygnować z prawa głosu.
*
Co za idiota może myśleć, że pochodzi od małpy? – mawiał nasz pastor, a na każde takie stwierdzenie wierni odpowiadali głośnym: „Amen”. […] W owym czasie wydawało mi się relatywnie normalne, że nauczycielka biologii pomija niektóre działy, ale gdy potem zacząłem czytać o biologii w Internecie, zdałem sobie sprawę, że ignorowała to, w co wierzy dzisiaj dziewięćdziesiąt siedem procent społeczności naukowej. Podekscytowany, ale i czując nieuchronne potępienie, przeczytałem jeszcze kilka artykułów na ten temat. Mimo że wciąż wierzyłem w Boga, czułem się bardzo niezręcznie z koncepcją Pana, który ignoruje naukę.
*
– Nie proście Boga, by dał wam znak – powiadał ojciec wiernym na kazaniach, pocierając tę stronę swojej twarzy, która niemal doszczętnie spłonęła. – Może wam się nie spodobać to, co otrzymacie.
*
Czasem właśnie to, co pozostaje niewypowiedziane lub niezrobione, stwarza atmosferę cudowności.
*
Gdzie się nie zwróciłem, czekał na mnie kolejny uśmiech, za którym, jak przeczuwałem, kłębiły się tysiące stłumionych myśli i pragnień.
*
Ale czymże jest jedna iluzja wobec faktu, że świat działa na całej ich masie? Z każdym dniem w ośrodku wydawało się, że moje stanie się hetero wymaga jedynie dobrego oświetlenia; wystarczało zignorować to, czego nie chciało się widzieć.
*
Jak to możliwe, że wcześniej na to nie wpadłem? To odkrywanie przed ludźmi prawdy było źródłem kłopotów.
*
„Męski”. To słowo wyglądało tak żarłocznie, usadowione na końcu linijki, podsumowujące wszystko, co przed nim. Ale czy to nie był ostateczny cel? Męski znaczy silny. Męski, czyli: heteroseksualny. Gdybyśmy mogli poznać istotę męskości, nauczylibyśmy się całej reszty. Wyrwałem zapisaną kartkę, zwinąłem ją w kulkę i wrzuciłem do kosza na śmieci. Zbyt kobiecy.
*
– Życz mi powodzenia.
Między nami tylko trzy stopnie, ale także tysiąc sylab różnicy między tym, co chciałem powiedzieć, a tym, co faktycznie powiedziałem:
– Powodzenia.
*
Miłość mogła nadejść nawet w miejscu, które wydawało się kompletnie jej pozbawionym.
*
Są dni, kiedy trudno mi uwierzyć, że kiedyś żyłem w świecie zorientowanym na tak radykalne opcje samozniszczenia. Ale włączyłem wiadomości, poczytałem artykuły i zdałem sobie sprawę, że to, czego doświadczyłem, mogło być jedyne w swoim rodzaju, ale nie było oderwane od historii. Mniejszości nieustannie były tłamszone i manipulowane tak przez nikczemników, jak i przez osoby pełne najlepszych intencji, a szkodliwe idee lęgną się bez przerwy w łonie różnych orientacji politycznych na całym świecie.
Garrard Conley, Wymazać siebie, przeł. Kamila Slawinski,
Wydawnictwo Poradnia K, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)
No i Bóg. Przez całą dekadę udręki nie będę wzywał Boga na pomoc. Nie dlatego, że chcę Go trzymać z daleka od swojego życia, ale ponieważ Jego głos umilkł. To, co się ze mną stało, uniemożliwiło mi rozmowę z Bogiem i wiarę w jakąkolwiek Jego wersję, która nie jest naznaczona nienawiścią do samego siebie. Moi terapeuci eksgejowscy odebrali mi Boga na dobre; niezależnie od tego, do jakich bym nie chodził Kościołów, czuję w piersi taki sam ciężar pustki. Będę czuł, jak odeszło z mojego życia wszechogarniające uczucie miłości; szukam dalej.
*
Wiele lat później, pewnego popołudnia, zadzwonię do ojca, żeby mu powiedzieć, iż muszę napisać tę książkę; coś może mi się stać, jeśli tego nie zrobię i nie dowiem się, kim jestem, dopóki jej nie skończę.
– Chcę tylko, byś był szczęśliwy – powie ojciec, a w jego głosie zgęstnieje wszystko to, przeciw czemu się broni. – Naprawdę tego chcę.
A ja mu uwierzę.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz