sobota, sierpnia 25, 2018

2984. Strzeliło do łba przeczytać

 wpis przeniesiony 9.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Strzeliło mi do łba, by zaznaczyć do upolowania po wysłuchaniu audycji. Upolowałam w środę, gdy wysypało się również kilka innych książek, które na mnie czekają.

Czytałam, zastanawiając się, co strzeliło mi do łba. Historia przemocy jest historią wielopiętrowej, wielokrotnej, również instytucjonalnej, przemocy. Nie odpoczniesz przy tej książce, ale masz szansę zobaczyć wielowymiarową ambiwalencję uczuć głównego bohatera oraz zrozumieć, że piekło trwa dłużej niż pierwotny akt przemocy — piekło organizują uprzedzenia, przekonania, procedury, formularze, chłód profesjonalizmu.

Badając i mierząc ślady na mojej skórze, można było orzec, czy przekroczyłem tę symboliczną i szczelną dla niewprawnego oka granicę oddzielającą zwykłe zranienie od otarcia się o śmierć.

*

[…] złość wracała. Przypominałem sobie, że nie chciałem robić tego, co właśnie robiłem, i złość powracała, ale złość to przysięga zbyt trudna do dotrzymania.

*

Musiałem wciąż powtarzać i powtarzać, wszyscy ludzie wokół zmuszali mnie do powtarzania, nie widziałem już mężczyzn ani kobiet, tylko powtórki ukryte w ich ciałach, zresztą po półgodzinie oboje, policjant i policjantka, powtórzyli słowo w słowo to samo — oni też się powtarzali, tym samym niedbałym, chłodnym i profesjonalnym tonem — co policjant z place Saint-Sulpice: „To nie jest sprawa dla nas”. Należało się z nią zwrócić do instancji bardziej kompetentnej, do innych osób, w tym przypadku do policji kryminalnej. „Nie mam już siły” – wyznałem, co policjantka skwitowała: „Rozumiem”.

*

Próbowałem wyobrazić sobie moje życie w ciągu najbliższych miesięcy, ale widziałem tylko procedury.

*

Szedłem korytarzem prowadzącym do gabinetu tego drugiego lekarza, pełnym światła dziennego wpadającego przez ogromne okna, i myślałem: Policz do tysiąca dwustu i będzie koniec. Do tysiąca dwustu. Tysiąc sto dziewięćdziesiąt. Tysiąc sto dziewięćdziesiąt osiem. Promienie słońca wypełniały korytarz oślepiającym światłem, zbyt jasnym i czystym, szyderczym. […]
     […] Nie zadawała zbyt wielu pytań, za co byłem jej wdzięczny. Powiedziała, że to, co mnie spotkało, było jak śmierć. Ja, który czułem ulgę, ponieważ przeżyłem, nie rozumiałem, po co wraca do tematu śmierci.

*

I myślałem też: Dlaczego ofiary Historii zmusza się, by zostały jej świadkami — jakby samo bycie pokonanym nie wystarczyło — dlaczego pokonani muszą jeszcze dodatkowo zaświadczać o stracie, dlaczego muszą jeszcze opowiadać o niej do upadłego, do całkowitego wyczerpania, to niesprawiedliwe, nie jestem niczyim aniołem stróżem. Wciąż siedząc uparcie z zasznurowanymi ustami, myślałem: Nie, powinno być odwrotnie, powinno ci przysługiwać prawo do milczenia, ofiarom przemocy powinno się pozwolić milczeć, tylko im powinno być wolno zachować milczenie, a innym powinno się wyrzucać, że nie powiedzieli wszystkiego...

*

Z doświadczenia wiem, że autyzm tych, którzy chcą o przeszłości zapomnieć, jest równie groźny, co autyzm tych, którzy o niej obsesyjnie myślą. Nauczyłem się, że nie chodzi o to, czy zapomnieć, czy nie, bo to fałszywa alternatywa, jedyne wyjście – jak w tym tygodniu, po upływie prawie roku, powiedziałem Clarze — to osiągnąć taką formę pamięci, która nie powtarza przeszłości, i od tamtej nocy dwudziestego czwartego grudnia nad tym pracuję, obiecałem to Didierowi.

*

[…] dziś jest jednak odwrotnie, całkowicie odwrotnie — został mi tylko język, a przestałem się bać. Dziś mogę powiedzieć: «Bałem się», ale te słowa będą zawsze tylko porażką, rozpaczliwą próbą odnalezienia emocji, prawdy strachu.

Édouard Louis, Historia przemocy, przeł. Joanna Polachowska,
Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz