środa, sierpnia 08, 2018

2962. O szczelinach też

 wpis przeniesiony 9.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Niecałe trzy tygodnie temu kucharząc, słuchałam rozmowy z moją ulubioną tłumaczką z języka szwedzkiego. Natychmiast zaznaczyłam książkę do upolowania, mając w garści jeszcze jeden argument: dystopia (mniam, mniam). Chwilę trwało, ale upolowałam ją w niedzielę i zaczęłam z nią nowy tydzień.

To książka o grupowym strachu, który do szaleństwa prowadzi. To książka o próbie kontrolowania tego strachu przez władzę (choćby chwilową, wynikającą z przemocy). Ale są w tej książce również szczeliny wypełnione delikatnością, nadzieją, miłością, dobrocią, choćby przez ułamek sekundy, między dwoma zdaniami.

     — Trochę się jednak boję, wiesz? — powiedziałem.
     — Czego?
     — Tego, jak wygląda świat
.

*

     — Dlaczego tu przyjechałaś? — wyszeptałem w szczelinę w kamieniu.
     Nigdy nie opowiadała mi zbyt wiele o podróży tutaj ani o rodzinie, którą zostawiła w Gambii. Z tego, co wiedziałem, przemierzyła nielegalnie Morze Śródziemne i gdy w meczecie modliliśmy się za rodziny członków zgromadzenia, które zginęły podczas podobnych przepraw, zawsze potem płakała, bezradnie przy tym zawodząc
.

*

Kraj, co do którego nie miałem pewności, czy wystarczy mi odwagi, by w nim zostać. Nie byłem tylko drugim pokoleniem, które szukało dla siebie przyszłości na zachodnich ekranach. Nosiłem w sobie odłamki innego świata, innej gramatyki porządkującej czas i miejsce. Byłem muzułmaninem i w ciągu ostatnich lat zaczynałem wierzyć, że w Szwecji czyniło to ze mnie potwora.

*

     Jestem tobą. To o tym miałeś pamiętać.
     Jesteśmy tym samym
.

*

Rozpoznawałem w jej sposobie mówienia coś, co przypominało moją mamę i inne osoby z jej pokolenia — tych, którzy myśleli, że mogą tu przyjechać i stać się Szwedami, w przeciwieństwie do nas, ich dzieci.

*

Isra mówiła, że żyjemy w czasach, w których każdy kamień na ziemi był świadkiem tylu ludzkich okrucieństw, że mógłby rozpaść się na kawałki.

*

Zwróciła uwagę, że przyglądam się dywanowi leżącemu pod stolikiem. Miał skomplikowany geometryczny czerwono-czarny wzór i był chyba jedyną rzeczą w pokoju, która nie symbolizowała szwedzkiej wyższej klasy średniej.
     — Nomadowie w górach tkali go na krosnach, które składali za każdym razem, gdy się przenosili — wyjaśniła. — Dlatego są na nim pewne nieregularności. — Pokazała na kilka linii, które nie były do końca symetryczne. — Przywieźliśmy go ze sobą z naszego mieszkania w Damaszku
.
     […]
     — Możliwe, że wszyscy uchodźcy są trochę szaleni. — Roześmiała się, ale nie było w tym radości. — Ponieważ straciliśmy świat, który nadawał nam sens.

*

Gdy tak siedziałem, czułem chłód przenikający świat. Cokolwiek bym powiedział, byłoby kłamstwem. Cokolwiek bym powiedział, byłoby prawdą.

*

Czy nie istniała na tym świecie siła, która biegła głębiej niż wierzchnia warstwa wydarzeń?

*

[…] wpatrywała się we mnie z jakiegoś utraconego miejsca w swoim wnętrzu.

*

     — Jesteśmy wierszem miłosnym — powiedziała. — Wiesz o tym?

*

„Wiersz miłosny od Boga”, wyszeptałem, i zwierzę zniknęło w zaroślach w kilku zgrabnych podskokach. Córka spojrzała na zimne cienie drzew.
     — Czy wszystkie zwierzęta są wierszami miłosnymi? — zapytała
.

*

Czy kiedykolwiek poszukiwałeś
zaginionej połówki?
fragmentu, który nie jest kształtny,
elegancki, prosty.
Ale połówki brzydkiej, ciężkiej, szorstkiej
.

Shailja Patel, Migritude

*

Rozłożyliśmy plandeki, ponieważ dywaniki modlitewne były symbolami religijnymi i jako takie były zabronione. Usiadłam i poczułam wiatr na twarzy. […] Modliłam się bez słów, siedziałam z dłońmi złożonymi w miseczkę i wysyłałam wszystko w górę.

*

[w sali modlitw] Przycisnąłem czoło do dywanu. Uległość lejącej się wody, oderwanie od siebie samego.

*

[…] rozczulające marzenia o męczeństwie, ostatecznie tak fałszywe. Nie potrafi nawet objąć myślą swojego własnego końca. Czuje ciężar wnętrzności naciskających na miednicę.

*

Wściekłość to tylko teatr, próba nadania sensu.

Johannes Anyuru, Utoną we łzach swoich matek,
przeł. Dominika Górecka, Prószyński i S-ka, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)

Któregoś dnia wczesnym latem na lotnisku na obrzeżach Tokio w latach pięćdziesiątych pojawiła się kobieta z paszportem wystawionym przez nieistniejący kraj. Kiedy celnik zwrócił jej na to uwagę, poprosiła go o atlas, otworzyła na stronie z Europą i przesunęła palcem wzdłuż granicy hiszpańsko-francuskiej. Twierdziła, że jej ojczyzna znajduje się gdzieś na wysokości Andory, i bardzo się zdenerwowała, nie mogąc jej znaleźć. Jej paszport był zużyty, pełen pieczątek z wielu lotnisk, mówiła w kilku językach i miała różne europejskie waluty w portfelu. Wezwano policję. Gdy zajęli się sprawdzaniem jej rzeczy osobistych, zamknęli ją w pokoju na lotnisku, ponieważ wpadła w histerię, że jej kraj rodzinny najwyraźniej przestał istnieć.
     Gdy po jakiejś godzinie otworzyli drzwi pokoju, kobieta zniknęła bez śladu.
     Podobne zdarzenia miały miejsce kilkakrotnie w ciągu kolejnych dekad. Ludzie opowiadali szczegółowo i wiarygodnie o krajach, których nie było. Za każdym razem, gdy czytałem którąś z tych historii, myślałem o tym, jak straszna musi to być samotność: nie móc dzielić swojego świata z nikim innym
.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz