wpis przeniesiony 9.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Koło mojej pierwszej podstawówki był park. Wracając do domu z mojej trzeciej podstawówki, przechodziłam obok parku, w którym lubiłam zbierać kasztany. Na skraju, w głębi pierwszego parku znajdowały się zniszczone groby — jako dziecku nie przyszło mi do głowy, że cały on mógł być kiedyś cmentarzem. O tym, że drugi park był wcześniej cmentarzem dowiedziałam się dopiero kilka lat temu, jakoś przez przypadek. Próbując wczoraj dowiedzieć się, jakiego wyznania był to cmentarz, okazało się, że nie miałam pojęcia, że na skrzyżowaniu obok tego drugiego parku, za kioskiem, w którym do swoich dziecięcych kolekcji kupiłam wiele pocztówek, za moich czasów był tam zielony teren, który… — teraz już to wiem — przed II wojną światową był cmentarzem żydowskim.
Tyle mogę dodać do książki, która na cyfrowym stosiku czekała na mnie dwa lata z hakiem. Pamiętam jak przez mgłę, że próbowałam do niej podejść, ale nie dałam rady za pierwszym podejściem. To druga z książek obowiązkowych na czas rocznic wojennych z oenerowcowami i wojskami obrony terytorialnej w tle.
Teraz koło zupełnie innej podstawówki chodzę z Heniutką na poranne zaspokajanie potrzeb fizjologiczno-plotkarskich. Mural podstawówka ma z powstańcem warszawskim — dziesięcio- lub jedenastoletnim chłopcem w mundurze, konkretne imię i nazwisko, data urodzin, data śmierci… uśmiechnięty chłopiec na ścianie, niczym świeżutko wyjęty z gry komputerowej. Wolałabym, by szkoły uczyły dobroci, zaufania, ciekawości do Innego (również w sobie). By uczyły, że wojna jest zawsze czymś strasznym, że nie ma wygranych — są wdowy, osieroceni, wspomnienia po zabitych i przetrąceni weterani, jest krzywda na wiele pokoleń, a nie chwała.
Liczne przykłady pokazują, że próby ukrycia raz na zawsze masowych grobów skazane są w większości wypadków na porażkę, mimo że odpowiedzialni za to ludzie, często wspierani przez władze, nie szczędzą starań, by zatrzeć ślady i utrudnić albo całkowicie uniemożliwić późniejsze poszukiwania, a zwłaszcza identyfikację ofiar.
*
Nasza mapa też powinna to sprawić – niewidoczne uczynić widocznym, a przez to zrozumiałym. Mapy nie pokazują jedynie, co gdzie leży, na jakiej długości i szerokości geograficznej, w jakiej odległości od danej miejscowości, lecz opowiadają również jakąś historię. Także bolesną.
*
Skażone krajobrazy są wszędzie. Europa Środkowa, Środkowo-Wschodnia, Południowa — niezależnie od nazwy wszystkie części naszego kontynentu są nimi pokryte […]. Odkopano tam kilka grobów, wydobyto resztki ciał, niektóre nawet zidentyfikowano, tu i ówdzie po latach postawiono dla upamiętnienia monumenty. Większość takich miejsc pozostaje jednakże nadal nieznana. Wiemy, że są, ale nie znamy ich dokładnego położenia. Te groby być może już nigdy nie zostaną odnalezione. Zmarli pozostaną zatem anonimowi, pozbawieni własnej twarzy i nazwiska, historii. Sterta kości, nic więcej.
*
Jednak nie o dokładne liczby tu chodzi, doświadczenie nauczyło nas, że okropności nie da się wyrazić w nagich cyfrach. Ważniejsze niż liczby są nazwiska ofiar, bo tylko dzięki nim można opowiedzieć pojedyncze losy, co stanowi niepodważalny warunek, by wyrwać tych ludzi z niepamięci, a ich historię przekazać ocalonym i potomnym.
*
„[…] A czy to, co się później działo, te morderstwa, te gwałty, to palenie, to zabijanie Żydów, czy to Bogu się podobało i czy ten na górze — wskazał palcem sufit — nie miał nic temu do zarzucenia?”
*
Rzeczywiście, z pytaniem o tożsamość ofiar łączy się nierozerwalnie drugie – o sprawców, o których w wielu wypadkach wiemy równie mało co o zamordowanych. Kim byli? Ilu ich było? Nosili mundury czy byli cywilami, może sąsiadami ofiar, którzy działali na własną rękę? Żeby się wzbogacić? Żeby wyrównać stare rachunki? Z rasowej nienawiści, która raptownie zamieniła się w żądzę krwi? Z innych powodów? Czy ich potomkowie mieszkają wciąż w skażonym krajobrazie, w pobliżu grobów?
*
Pod koniec 1944 roku strzałokrzyżowcy rozstrzelali w Budapeszcie tysiące Żydów. Zwłoki wrzucono do rzeki, która według relacji świadków zabarwiła się w tych dniach na krwisto czerwony kolor. Dzisiaj tamtą zbrodnię upamiętnia pomnik […] — sześćdziesiąt par metalowych butów tuż przy brzegu. W innych miejscach nie ma pomników, są co najwyżej pojedyncze opowieści, coraz to cichsze, powoli gasnące wspomnienia, które wkrótce całkowicie się zatrą.
fot. źródło.
Martin Pollack, Skażone krajobrazy, przeł. Karolina Niedenthal,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.
(wyróżnienie własne)
Dziadziuś, jak mawiałem o dziadku z miłością, był pasjonatem polowań i przede wszystkim miał wielki dar opowiadania. Był również z przekonania nazistą i antysemitą, który jak cała reszta rodziny ze strony ojca nigdy ani na jotę nie wyrzekł się swoich poglądów. Nie mówiąc o przyznaniu się do winy. Po grób. Ale równocześnie był cudownym dziadkiem, który otoczył mnie nieskończoną miłością.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz