piątek, sierpnia 17, 2018

2973. Koło historii

 wpis przeniesiony 9.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

W całym swoim życiu miałam do tej pory dwa potężne zdziwienia. Jedno dotyczyło wskaźników ekonomicznych: rok do roku wzrost, 5%, 9%, 7% lub 20%, 30%, 25%… przez lata… jak to możliwe, że ludzie wierzą, że już będzie tylko rosnąć i rosnąć, więcej i więcej, gdzie jest granica? Drugie, większe, dotyczyło nazizmu — jak to było możliwe, że całe społeczeństwa kupiły tę retorykę w latach trzydziestych XX wieku?

Już się nie dziwię — chłopcy oenerowcy maszerują i faszyzują po Warszawie (mam nadzieję, że to nie jest podpalany na próbę lont). Jestem radykalna: nacjonalizm jest dla mnie formą soft-faszyzmu.

Na falangę+ (my, nam, dla nas) choć nie szukałam, znalazłam osobiste lekarstwo: Martin Pollack — trzeba Go czytać! Choć sięgnęłam po tę książkę, bo interesowała mnie perspektywa człowieka, który stanął przeciwko swojej rodzinie pochodzenia, odkryłam, że właśnie teraz trzeba czytać Jego książki, by przypominać sobie niewygodne rzeczy, by choć na chwilę poczuć realną zależność od innych ludzi, by nie odlatywać na kolizyjny kurs „jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz” czy „białej Europy”, bo człowiek człowiekowi niekoniecznie musi być człowiekiem niestety, by nie zamykać się na innych, by nie tkwić w swej świętej racji popartej tradycją, która już nie raz wyrządziła ogrom krzywd.

Nie, no skąd, to nie tak, was przecież przy tym nie było, niczego nie rozumiecie. Nie macie prawa nas osądzać i z góry potępiać. Znam to dobrze z własnego podwórka. Wszyscy bez wyjątku w rodzinie mojego ojca byli zdeklarowanymi lub wręcz zagorzałymi nazistami. Ojciec, dziadek i stryj, młodszy brat mego ojca. A mimo to nie uważali się za sprawców, lecz za ofiary. I chętnie o tym mówili.

*

Po roku 1945 latami dużo milczano, przemilczano i pomijano milczeniem. Moja generacja dorastała w milczeniu, które czasami prawie dudniło w uszach. Z czasem przyzwyczailiśmy się do niego i pod koniec nie było nam wcale łatwo przerwać to milczenie, które miało również uśmierzającą, uspokajającą i usypiającą moc, i zacząć stawiać naszym ojcom podchwytliwe pytania. Patrząc na to wstecz, muszę powiedzieć, że długo się ociągaliśmy, za długo. Być może tak było nam wygodniej albo baliśmy się zranić bliskie nam osoby, usłyszeć coś, o czym tak naprawdę wcale nie chcieliśmy wiedzieć.
Dla naszego pokolenia fundamentalnym odkryciem było to, że tak wiele pozornie niewinnych rzeczy, miejsc i budynków ma za sobą historię, którą przez tyle lat trzymano w ciemnościach, ignorowano bądź spychano na margines, żeby nie zburzyć powszechnego ładu.

*

Wiemy, że ziemia, po której tutaj, w Europie Środkowej, stąpamy, jest spękana, że dramatyczne dzieje ubiegłego stulecia zostawiły w niej wszędzie wyrwy, które tylko prowizorycznie zasypano. I że w ten sposób pod ziemią wytworzyła się pusta przestrzeń, […] która w każdej chwili może się otworzyć i nagle skonfrontować nas ze światem naszych ojców i z reliktami przeszłości, choć mieliśmy nadzieję, że nigdy się nie ujawnią.
Ojcowie nie wypuszczą nas ze swej uwięzi, jakkolwiek byśmy się o to starali, […] trzymają tak, że nie sposób się uwolnić. Nasi ojcowie są bowiem częścią nas samych, tysiącem niewidzialnych nici jesteśmy z nimi nierozerwalnie związani. To odkrycie może być cudowne, ale także przerażające i niebezpieczne.
Czasem wystarczy jeden fragment, pojedyncze zdjęcie, byśmy ujrzeli, jak bezlitośnie historia spustoszyła dobrze nam znane tereny
.

*

Ojciec pozostał mi obcy, ale przecież jest ojcem, muszę się przyznawać, czy mi się to podoba, czy nie. Przecież ojca się nie wybiera tak jak ubrania, można się go co najwyżej wyprzeć, także przed sobą samym. Można próbować zamknąć oczy na rzeczywistość. Ale czy jest to wyjście z dylematu? Nie sądzę. Sądzę raczej, że z ojcem trzeba się zmierzyć, tak samo jak z historią, również wtedy, gdy może być dla nas niewygodna albo bolesna.
Próbowałem znaleźć bodaj trochę zadowalającą odpowiedź, jak to możliwe, że przeciętnie inteligentny, wykształcony człowiek, którego uczono, tak jak nas wszystkich, odróżniać dobro od zła, mógł być równocześnie kochającym synem, ojcem i zbrodniarzem, bez namysłu strzelać do niewinnych ludzi. I to nie w afekcie, w napadzie wściekłości, przy z zimną krwią, posłuszny biurokratycznym zarządzeniom. Mimo że tyle razy roztrząsałem tę kwestię, ciągle jeszcze było to czymś, czego nie mogłem pojąć
.

*

Wspomniana widokówka, moje przypadkowe znalezisko, odsłania niczym w jednej krótkiej filmowej migawce rzeczywistość, która, jak wiemy, bezpowrotnie zniknęła. „Zniknęła” to chyba nieodpowiednie słowo, raczej została wyniszczona, unicestwiona, wypalona, zagazowana. Rękoma ludzi w niemieckich mundurach, takich jakie nosił mój ojciec.

*

Zastanawiam się wtedy czasami, jak to możliwe, żeby dzieci w ten sposób reagowały na obcych, na innych? Gdzie się tego uczą, w domu czy na ulicy, od dorosłych czy od innych dzieci? Dlaczego taki stereotyp wroga jest przekazywany z pokolenia na pokolenie?

*

Wolna, zamożna Europa przesunęła swoje granice na Wschód, granice te jednak nie zniknęły. Wprost przeciwnie. Nowe granice, które przecinają nasz kontynent, są strzeżone nie mniej uważnie niż w czasach zimnej wojny, chociaż teraz to my jesteśmy ich bezlitosnymi strażnikami. Tym razem to my, mieszkańcy krajów zachodnich, barykadujemy się za wymyślnie strzeżonymi granicami i żądamy, by jeszcze bardziej je uszczelnić i biedniejszych od nas, którzy cieszą się mniejszą niż my wolnością, trzymać na zewnątrz. Poza granicami nowej Europy.

*

Handel zdjęciami Wehrmachtu to jedna z powszechnie niedostrzeganych przez społeczeństwo szarych sfer, gdzie nadal funkcjonuje nieludzki słownik narodowego socjalizmu, a nawet jest tam całkiem świadomie kultywowany. Gorszący voyeuryzm połączony z rasistowskimi uprzedzeniami. Przygnębiające jest to, że na masowo pojawiających się w handlu prywatnych zdjęciach z wojny robi się duże pieniądze. Zwłaszcza na zdjęciach ofiar. Żydów, Polaków, Rosjan, Cyganów… Im bardziej są drastyczne, tym wyższa cena.

*

Granice między gapiami a sprawcami są płynne.

*

Wszystko musi zostać powiedziane, spisane, nawet jeśli jeszcze dziś może być bolesne. Wszystkie historie muszą zostać opowiedziane, nie wolno przemilczeć żadnej tragedii. Musimy jednak stale przy tym pamiętać, żeby nie stracić z oczu naszego celu, którym jest zrozumienie Innego, zaakceptowanie go takiego, jaki jest, z całym ciężarem jego historii.

*

Do dzisiaj mam przed oczami tamte zimowe dni 1989 roku i tłumy na placu Wacława […]. Wyciągali z kieszeni klucze i zaczynali nimi podzwaniać. „Už jsme tady”. „Już tu jesteśmy”.

Martin Pollack, Topografia pamięci, przeł. Karolina Niedenthal,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz