wpis przeniesiony 8.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Dwa tygodnie temu o tej książce nie miałam pojęcia. Prawie dwa tygodnie temu Bliźniacza Liczba i Zalo zamontowali nową półkę na książki, likwidując w ten sposób stosik książek w papierzu. Powieść, która na Bliźniaczej Liczbie wrażenie zrobiła, odnalazła się w dwóch egzemplarzach — oba po hiszpańsku, dla mnie: niestety. Klik, klik, Bliźniacza Liczba wyklikała i podarowała mi tę książkę w ibuku, w języku polskim.
Bliźniaczo, co wcale mnie nie zdziwiło, jestem książką zachwycona. Pod jej koniec przyszło mi do głowy: jakie przekonanie, idea zmarnowały nam kawałek życia? Przekonania, idee, które mamiły upragnioną normalnością lub przynależnością do grupy, społeczności? W czasach mojej młodości były to wkrętki dotyczące kobiecości, męskości — ha, ha, hi, hi! Dzisiejsza młodzież ma jeszcze do dyspozycji patriotyzm, wyklęty.
Jeśli chodzi o tłumaczenie, nie bardzo rozumiem, nawet teraz po książce, czym jest i jaką pełni rolę zabieg polegający na tym, że bohaterzy nie chodzą po ulicach Lasarte, López Allué czy Añorga, tylko po calles.
Ostrzec należy, że słowniczek słów baskijskich na końcu do szału doprowadza, gdy czyta się ibuka, polskiej furii można dostać, gdy słowa tam nie ma, choć w książce pojawia się ono kilkanaście razy, mecagüendiós. No i… tytuł!
Tytuł. Najpierw myślałam, że to imię; do końca czekałam na postać. Potem pomyślałam, że może to baskijskie słowo — nie ma go w słowniczku. Na końcu w desperacji zapytałam Bliźniaczą Liczbę — na to, że to hiszpańskie słowo nie wpadłam; nie pomyślałam, że maniera nietłumaczenia tytułów dotknęła również hiszpańskojęzycznych autorów, kura przez wu!
Ale te wszystkie trudności są nieważne, bo książka i pomysł na nią doskonałe — bohaterzy, relacje między nimi, niełatwa przeszłość i czas… wciągają od pierwszej zdania w rozdziale pierwszym: Idzie, biedaczka, zrujnować sobie z nim życie.
W czasach ich młodości władzę mieli Franco, księża i strach przed tym, co powiedzą ludzie.
*
Ogródek działkowy stał się moją religią — stwierdził pewnego dnia w Pagoecie w odpowiedzi na kpiny przyjaciół. Kiedy umrze, niech Bóg nie wyjeżdża mu z żadnym rajem ani innymi bzdurami, wystarczy, że da mu ogródek taki jak ten, który uprawia teraz.
*
— To nie jest odpowiedź.
— Nie nadaję się do małżeństwa, mamo. To wszystko. Nie mógłbym też być rzeźbiarzem ani rugbistą, a mimo to nie pytasz mnie, co sądzę o tych dziedzinach.
*
Cisza. Agresywna? Wroga? Nie, raczej przeładowana znakami zapytania, zdumieniem. Czy na pewno?
*
Na biurku stał kalendarz z kartkami do wyrywania. Wyrwał tę z poprzedniego dnia i przeczytał, co było napisane na jej odwrocie. Potem zanotował, ile dni wytrzymał bez palenia papierosów: sto czternaście. Dumnie przekładał swoją wytrwałość na liczby […].
*
— […] Co o tym myślisz?
— To samo. Ale wściekałaś się, gdy o tym mówiłem.
— Co ty możesz wiedzieć o uczuciach matki?
— A co z tym, co czuje ojciec?
*
— Nikogo nie obchodzi twoje zdanie.
— Mnie obchodzi. Wiem, co mówię.
— Co ty tam wiesz!
*
— Nie palisz, prawda?
— On tylko czyta książki – odpowiedział za brata Joxe Mari.
*
— Nie wychowałem mojego syna na mordercę.
— Wychowałeś? Kogo ty wychowywałeś? Nigdy nie widziałam, żebyś zajmował się dziećmi. Pół życia spędziłeś w barze, a drugie pół na rowerze.
— I codziennie, kurwa mać, chodziłem na wakacje do odlewni!
Spojrzeli na siebie z pogardą, dystansem? W każdym razie bez serdeczności.
*
Terroryści byliby zachwyceni, gdybyśmy dali się sprowokować. Mieliby wtedy dowody na istnienie wojny, która rozgrywa się tylko w ich umysłach.
*
W tym kraju zbyt wiele rzeczy próbuje się naprawiać przemocą.
*
Nagle niespodziewanie zaczął padać silny deszcz. Gdzie? We wspomnieniach.
*
Nie ma znaczenia, czy powiem to głośno, czy cicho, bo cały czas myślę to samo.
*
Błąd natury — możemy zamknąć oczy, kiedy nie chcemy czegoś widzieć, ale powinniśmy też mieć zastawki w kanałach usznych, żeby po ich zasunięciu nie słuchać tego, czego nie chcemy.
*
[…] życie trzeba wypełniać sensem, porządkiem i nadać mu kierunek, każdego ranka znajdować naprawdę stymulujący powód, żeby wstać z łóżka, i jeśli nawet bez entuzjazmu, to przynajmniej z energią. I nie pozwolić, żeby ze zwykłej bezczynności człowiekowi skostniały nawet myśli.
*
Tkwił w milczeniu — onieśmielony, zamyślony. Zbierał ciszę w swoim wnętrzu, z przeszłości w teraźniejszość, w przeciwieństwie do Bittori, która uporczywie gadała, psując wszelką intymność miejsca i chwili.
*
Sprawiał wrażenie spokojnego, ale to był spokój przewróconego drzewa. Stał się samotnikiem, z wyboru.
*
Uważa, że powodów było wiele. I powodów tych powodów, które prowadziły do kolejnych powodów i obecnej sytuacji, kiedy siedzi zamknięty w czterech ścianach celi, przytłoczony ciężarem tego, co zrobił w imię zasad wymyślonych przez innych i za co posłusznie i naiwnie wziął na siebie odpowiedzialność.
*
Pomyślał: prośba o wybaczenie wymaga dużo więcej odwagi niż strzelanie z broni czy podkładanie bomb. To każdy potrafi — wystarczy być młodym, łatwowiernym i krewkim. Nie wystarczy być chojrakiem, żeby szczerze przeprosić, chociaż tylko słowami, za popełnione okrucieństwa.
*
Podwiózł matkę najbliżej jak się dało bramy wejściowej. […] WKRÓTCE POWIEDZĄ O WAS TO, CO TERAZ ZAZWYCZAJ MÓWIĄ O NAS: UMARLI! Makabryczne, a zarazem takie banalne. Ludzie tak bardzo opierają się przed oddaniem światu pożyczonych atomów. W rzeczywistości to życie jest rzadkim i wyjątkowym stanem!
*
Trudny język [o języku niemieckim]. Nie mieściło się jej w głowie, że we współczesnych czasach ludzie spotykający się w piekarni, szpitalu czy rozmawiający ze sobą przez okno używali deklinacji niczym starożytni Rzymianie.
Fernando Aramburu, Patria, przeł. Karolina Jaszecka,
Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2018.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz