środa, sierpnia 15, 2018

2971. O smaku skończoności

 wpis przeniesiony 9.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Boli, gdy czyta się tę książkę. Dzięcięca naiwność granicząca z żelazną, bo dziecięcą, logiką, magiczne myślenie, ale też niedająca się oszukać dziecięco świeża spostrzegawczość. Boli. Dotyka czegoś w dorosłym życiu i doświadczeniu, nie pozwala przejść obojętnie obok. Po tej książce raczej się milczy, niż rozrzuca słowa. Boli. I tak ma być.

     — Ale to chyba nic złego bać się śmierci — powiedziałem.
     — To w ogóle nic złego bać się
.
     — Pani jest łatwiej, bo miała pani już dawno umrzeć.
     — Możliwe.
     — I naprawdę się pani nie boi śmierci?
     — Nie.
     — Bo ją pani widziała?
     — Bo na pewno przyjdzie. A teraz ważne jest, żebyśmy się skupili i zrobili najlepsze ciasto, na jakie nas stać
.
     — Ale tak naprawdę to co jest ważne?
     — Tak naprawdę w tej chwili nie ma nic ważniejszego od zrobienia ciasta.
     Dziwna kobieta, ale chyba faktycznie tak uważała
.

*

I jeszcze wykombinowałem, że skoro dziadek nie był Żydem, to zostaje połowa, tata też nie był i już jest ćwierć, więc jestem Żydem tylko w jednej czwartej, tyle że nie wiem, kim jest reszta mnie, no i do tego dochodzi bycie w całości Polakiem, bo ciotka mówiła, że Żydzi są i Amerykanami, i Holendrami, i kimś tam jeszcze. Nawet podobno Niemcami, ale to akurat nie może być prawda.

*

Leżałem, słuchałem nocy i myślałem, że chciałbym dorwać tego, kto to wszystko zaczął, tę sprawę z Żydami, Arabami, Polakami, Amerykanami i całą resztą. Kto był pierwszym Żydem i skąd o tym wiedział, albo kto go tak nazwał, bo przecież ktoś to wszystko kiedyś wymyślił.

*

Chciałem jej powiedzieć, żeby się nie martwiła. Tylko nie zawsze, jak coś czułem, to umiałem o tym powiedzieć, ale im bardziej czułem, tym bardziej chciałem mówić — wtedy czasami wybierałem inny temat, było tylko ważne, żeby też wywoływał emocje.
     — Jak się zabiła babcia?
     — Dlaczego chcesz to wiedzieć?
     — Czy w tej rodzinie, zanim ktoś mi odpowie, jeśli w ogóle, to musi pytać dlaczego
?

*

Zawsze myślałem, że tak już jest, że niektóre kobiety mieszkają z innymi kobietami, ale dopiero w szkole mi August powiedział ze śmiechem, że to są lesby i że tak samo jak pedałów, niektórzy ich nie lubią. Nie wiedział dlaczego. Wtedy mama zaprowadziła mnie do Estery, żebyśmy sobie porozmawiali o tym, kogo można kochać i że kogo się chce, jak się jest dorosłym, chociaż zawsze się znajdzie ktoś, komu to nie pasuje. Proste, temat skończony, potem do niego nie wracaliśmy, ale w szkole chłopaki czasami cały czas się wyzywają od pedałów, tyle że my z Augustem nie, przez ciotkę, bo ostatecznie jest w porządku.

*

     — To co, za zdrowie — powiedziała mama.
     — I za tych, co przeżyli — dodała pani Maria.
     — I za tych, co nie. — To dziadek
.

*

No i na chwilę mak zasiał ciszę, jak się mówi.

*

Czasami sobie myślę, że ten cały alshajmer to wcale nie taka głupia choroba, wygodna, bo człowiek spokojnie zapomina sobie, każdego dnia coś i coś, a przecież są takie rzeczy, których nikt nie chce pamiętać, i dziadek ma to po prostu z głowy, na dobre. A o całej reszcie już my mu przypomnimy.

*

Jak się ma za dużo, to nic nie jest ważne.

*

[…] patrzyliśmy raczej na siebie, tak żeby zobaczyć, co ten drugi robi, a nie, jak mu jest.

*

Nie wiedziałem, jak się mówi z mężczyzną o takich rzeczach, on zresztą też nie wiedział. W tym milczeniu między nami, w tym trzymaniu się obok siebie, pomimo tego, że zazwyczaj mieliśmy różne tempo, w tym, że szedłem poboczem, a on środkiem drogi, chociaż zawsze szedł drugim poboczem, było w tym wszystkim coś o miłości.

*

Czasami wydaje mi się, że nie poruszam się w czasie jak dawniej. Bo chociaż wszystko pędziło do przodu, kolejne dni i trawa na polu dziadka, to coś we mnie się zatrzymało. I było uparte, nie chciało już iść.
     Zimny wiatr ze środka, który czułem każdego dnia, zmieniał się w kamień, coraz cięższy i cięższy. Bo można umrzeć
.

*

     — Chcesz porozmawiać? — zapytała, wstawiając wodę na herbatę.
     — Gadaniem to się niczego nie załatwi. — Słyszałem, jak w szkole tak mówiła jedna nauczycielka do drugiej.
     — Przeciwnie.
     I miała na to kilka dowodów, bo uważała, że język jest pierwszy, w sensie nie w buzi, że słowami można zmienić świat
.

*

[…] w kolacji mieszkała przyszłość, ze swoimi obietnicami tego, jak inaczej mogą smakować potrawy, których nigdy nie jedliśmy.

Robert Rient, Duchy Jeremiego,
Wielka Litera, Warszawa 2017.
(wyróżnienie własne)

Ten ruch, na który nie mam wpływu, chociaż wydaje się łatwy. Zostawić za sobą kawałek podłogi i ruszyć dalej.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz