czwartek, sierpnia 23, 2018

(2973+3+7). Koło historii (III)

 wpis przeniesiony 9.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Lubię proste pytania, które stawia Autor w przejmująco ludzki sposób. Proste pytania, na które często nie ma odpowiedzi, jest zaduma i zadziwienie. Podziwiam drogę, jaką przeszedł Autor w drodze do siebie. Podziwiam Jego ciekawość, przytomność i nieustępliwość w dotarciu do prawdy.

Z historii jestem absolutnym betonem — gdy więc w pełnym zdziwieniu raportowałam Sadownikowi, że właśnie przeczytałam, że Watykan po wojnie pomagał nazistom w emigracji do Ameryki Południowej, ten równie zdziwiony zapytał: nie wiedziałaś? Nic, tylko muszę pogratulować znajomym-katolikom wytrwałości w wierze.

Ta książka jest w pewnym sensie kolejnym przypomnieniem-ostrzeżeniem: na faszyzm chorują nie tylko łyse, testosteronowe, impregnowane na wiedzę młode byczki, ale również wykształceni, zacni obywatele, którzy w obecnych czasach mieliby znak Polski Walczącej na ramieniu lub tylnym zderzaku samochodu.

[…] próbowałem rozszyfrować coś, co na zawsze pozostanie fragmentaryczne. Wtedy zrozumiałem, że nigdy nie znajdę odpowiedzi na dręczące pytanie, jak to możliwe, że akurat mój ojciec „na mocy swoich kompetencji” kazał popełniać takie czyny, być może sam sięgał po broń. Ojciec, sturmbannführer, któremu dziesiątki lat później jeden z jego ludzi miał wystawić świadectwo niezmiennie humanitarnego postępowania. Humanitaryzm — co oznaczał w języku sprawców?

*

Zastanawiam się, czym tłumaczyła swoją nieobecność w domu. Mówiła mężowi, mojemu ojczymowi, szczerą prawdę? Czy znajomi coś o tym szeptali, robili jakieś uwagi? Linz nie był wielkim miastem, raczej nie udałoby się utrzymać romansu w tajemnicy — w dodatku romansu z szefem gestapo, którego wielu znało.
     […] SS miało się składać z samych najlepszych nie tylko pod względem „rasowym”, lecz także obyczajowym. Zakon niemieckich mężczyzn. Poza tym Himmler żądał od swoich „braci zakonnych”, aby w miarę możności między dwudziestym piątym a trzydziestym rokiem życia zakładali rodziny.

*

O życiu prywatnym ojca, o tym, jaki był, co myślał, wiem niewiele, właściwie nic. Do dziś pozostał dla mnie postacią z mroku, kimś o ledwo rozpoznawalnych konturach.

*

Ojczym musiał go znać, jednak nigdy nie przeszłoby mu przez usta jakieś nieprzychylne słowo. Milczał, a ja nie pytałem. Panowała między nami głęboka cisza, którą długo uważałem za rzecz normalną.

*

Dlaczego akurat on?
     To pytanie towarzyszy mi od wielu lat jak posępny cień, o którym wiem, że nigdy się go nie pozbędę.

*

W określonych warunkach pamięć historyczna bywa zdumiewająco krótka. Dziesięć lat okazuje się wtedy długim okresem, który zaciera wiele wspomnień.

*

„Decyzje i sprawy Tajnej Policji Państwowej nie podlegają czynnościom sprawdzającym ze strony sądów administracyjnych”, zapisano w ustawie o gestapo z lutego 1936 roku. Gestapo było państwem w państwie, jego czołowi funkcjonariusze czuli się światopoglądową elitą, wojskiem walczącym z wewnętrznym wrogiem narodowego socjalizmu, ze zdrajcami narodu, Żydami, marksistami, Kościołami.

*

Zabójstwo nie równało się zabójstwu. Masowa zbrodnia należała do obowiązków, zabójstwo wskutek niedbalstwa było oznaką słabości. A słabości w SS nie tolerowano.

*

Włosi — mówił [dziadek] — to zdrajcy. Tak jak Czesi. To już dopowiadała babcia; a może też stryj, brat ojca. Wszyscy oni upodobali sobie lakoniczne, nieznoszące dociekliwości sądy, za pomocą których objaśniali świat. Amerykanie to świnie. Francuzi – świnie. Nie mówiąc o Żydach. Takie to proste.

Martin Pollack, Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu,
przeł. Andrzej Kopacki, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz