Poetę wyjęłam z audycji. Jednej z niewielu, których przynajmniej fragment wysłuchałam, łapiąc oddech między jedną a drugą aktywnością na gigancie, próbując uciszyć skowyt w sobie. Późnym wieczorem klik, klik, a cichymi, nieskończenie czarnymi nocami nieśpieszne kłap, kłap. I było po tomiku. I przez chwilę było tak przyjemnie, jakby nikt bliski mi nie umarł.
Nic nie widać.
Popatrzcie.
*
Wszystko inaczej,
chociaż trochę tak samo.
Teraz tylko tę mądrość oprawić.
*
To jest ważne, a tamto nieważne.
To nieważne, bo zdarzyło się mnie.
*
Technika wspominania
technik wypominania
*
Noc liczy sobie nas na palcach
*
Co się panu nie podobało w mojej nowej książce?
To było jedyne pytanie profesor Staniszkis na egzaminie,
który, dawno temu, zdaliśmy z Cezarem na pięć.
*
Nie bądź vege, zjedz kolegę.
*
Ale jak radziłem sobie bez telefonu?
Kiedy odeszły monety, a wkroczyły żetony? karty?
Nic się nie wie.
Żenada.
Na legalu żenada.
Marcin Sendecki, W,
Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2017.
Było
jak było
ale mężczyźni nie chadzali
w klapkach
po ulicy
rowerzyści
nie pruli
chodnikiem
tatuaże
mieli marynarze
bandyci
i Beckham
nie istniały
słowa youtuber
blogerka
modowy
cywilizacja śmierci
dopiero zmieniała się
w cywilizację śmieci
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz