Pierwsze, co zrobiłam, gdy covid zostawił po sobie tylko śmiertelne zmęczenie — jakby esemowego zmęczenia było mi mało — to klik, klik. Zamówiłam dwie książeczki. Druga szczęścia nie ma, jedzie, jedzie, dojechać nie może. Pierwsza dotarła do ula we wtorkowy wieczór.
*
Jabłoń:
(w środowe przedpołudnie, w drodze,
w samochodzie
wokalizuje zachwyt)
Sadownik:
(słyszy dźwięki zachwytu,
nieskorelowane z żadnymi słowami)
Dla dzieci w jakim wieku jest ta książeczka?
Jabłoń:
Dla czterolatków.
Sadownik:
Wiesz, że masz prawie pięćdziesiąt lat?
Jabłoń:
No i co z tego?
Szczęście nie ma wieku!
*
Uświadomiłam sobie, że mam własną strategię czytania po włosku. Najpierw czytam całość jak dwulatka. Prawie z paluszkiem przy słowach zachwycam się słowami, frazami, zdaniami, które są dla mnie znajome i znane. Im dłuższy zrozumiały fragment, tym większy zachwyt. Dwulatki udają, że czytają; ja udaję, że rozumiem każde napotkane słowo, starając się nie zgubić sensu opowieści — moim sprzymierzeńcem są zawsze ilustracje. Drugi raz też czytam jak dwulatka, ale ponieważ już znam historię, to niektóre nieznane mi do tej pory słowa odsłaniają swoje znaczenie. Trzeci, czwarty, piąty raz czytam sumiennie, wyciągam nowe słowa, frazy, nowe zachwyty i poruszenia. A na deser robię sobie słuchowisko i jeszcze raz, i jeszcze raz. I jeszcze raz… chcesz jeszcze raz?
Czytam jednak też jako dorosła osoba. Zawsze na końcu dochodzę do wniosku, że to nie tylko książeczka dla dzieci, ale również opowieść, która skrywa głęboko psychologiczny, nieprzeterminowany dla dużych, sens. Każdy ma swojego Gruffalò, ale też każdy ma swojego wewnętrznego Il Topino (brzmi lepiej niż myszka).
Un giorno un topolino allegro e gioioso […].
[…] è stupefacente!
*
«Ma che dolce spuntino!»
Dài vieni da me, che facciamo una festa!
— Sei molto gentile, ma dico di no.
Julia Donaldson, Il gruffalò, ilustr. Axel Scheffler,
z j. angielskiego przeł. Laura Pelaschiar,
Edizioni EL, San Dorligo della Valle 2021.
Tra i fiori e le foglie e gli aghi di pino
si siede felice il bel topolino.
Poi trova una ghianda… «Mmmh, è squisita!
Che bella giornata! Che dolce è la vita!»
(tamże)
*
(stary układ typograficzny,
nowy jest ładniejszy)
— Ma come, davvero tu non lo sai?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUps, próba edycji zakończyła się usunięciem komentarza, przepraszam.
OdpowiedzUsuńWe wpisach związanych z włoską literaturą brakuje mi polskiego tłumaczenia, dlatego chciałam zapytać, czy istniałaby możliwość zawierania go pod przytoczonymi fragmentami. Cytowane frazy zdarza mi się wrzucać do translatora, bo oczywiście zżera mnie ciekawość, ale myślę, że lektura byłaby przyjemniejsza, gdyby nie trzeba było tego robić. Sugestia może nieprzydatna i wcale przecież nie musisz brać jej pod uwagę, chciałam tylko (jako czytelnik) podzielić się swoim wrażeniem.
Zachwyca mnie Twój zachwyt włoskim!
Poczułam, jak mnie wkurza, gdy w książkach są fragmenty po francusku, portugalsku i tłumacz nie widzi powodu, by w przypisach zająknąć się na ich temat. Coś trzeba z tym zrobić, może tylko ilustracje?
UsuńTu oczywiście jest kłopot główny, ponieważ dopiero się uczę, to pięknie nie przetłumaczę, a może nawet zgodnie ze sztuką przekładu nie dam rady.
I kłopot poboczny, czyli natura moja zachwytu, np.
Un giorno un topino allegro e gioioso* — rodzajnik nieokreślony z wspaniałym zastosowaniem, zdrobnienie -ino, przymiotnik, którego nie znałam, dopóki, go na głos sobie nie przeczytałam — okazał się zapożyczeniem z j. angielskiego (joy-oso ;))))), czym rozbawił mnie do łez. Kto wytrzyma na dłuższą metę ten rodzaj zachwytu? Jak potwornie długie byłyby wpisy, nie uzasadnią tego żołędzie, liście i igły sosny.
_____
* Pewnego dnia wesoły i radosny myszek**.
** powinna być myszka, ale mnie nie porywa, a myszek i owszem.