niedziela, lipca 07, 2024

5516. Z oazy (CCLIX)

Nie­dzielne kilkutygodniowe odliczanie literek, raz. Istnienie tej książki wyjęłam pod­czas czytania tej. Klik, klik i miałam. To nie jest książka na dwa wieczory, bo możliwe jest przeczytanie jej w niecałą noc. Oznaczałoby to jednak jednocześnie utratę moż­li­wo­ści przeglądania się w zdaniach, akapitach i rozdziałach.

Nie, nie wszystko, o czym mowa w tej książce, będzie z Tobą rezonować; może być tak, że niewiele stwier­dzeń postawi Ci przed oczami wydarzenia z Twego życia, któ­rych nie zaszczycił_ś swoją uwagą od wieków, ale… Stawiam dolary przeciwko orze­chom, że przynajmniej je­den fragment da Ci do myślenia/czucia i zderzą się w Twej głowie kulki z godnym pozazdroszczenia dźwiękiem: bingo!

Nie śpieszyłam się, czytając. Nie śpieszyłam się, wybierając fragmenty, które chcę tu mieć. Cała przyjemność mądrość obcowania z tą lekturą była po mojej stronie.

Kiedy już złapiesz się na haczyk alkoholizmu, wydaje ci się, że świat wy­glą­da właśnie tak, jak sobie ustaliłeś. A ustalać musisz, bo przecież tak na­praw­dę nie widzisz rzeczywistości, do czego pod żadnym pozorem nie mo­żesz się przyznać. […].
     Właśnie to zaślepienie, przejawiające się w kompletnym braku kontaktu z rzeczywistością, jest cechą tej choroby. […] Zanim jednak znalazłam roz­wią­za­nie, przewędrowałam z zawiązanymi oczami, mimo że już na trze­źwo, szmat drogi, przewracając się, raniąc, gubiąc trop i znowu wra­ca­jąc na szlak. Ostatni odcinek przed metą przebyłam w całkowitej beznadziei.

🖇

Tajemnica i zarazem tragedia tej choroby polega na tym, że zło jest i nie jest zawinione. A granica jest płynna. W żadnym razie nie zdejmuje to od­po­wie­dzial­no­ści z alkoholika. Pokazuje tylko jego zagubienie.

🖇

Na terapii poznałam dziewczynę, która jednym tchem po­tra­fi­ła wymienić piętnaście sławnych nazwisk branżowych. Pięt­na­stu trupów, którzy za­ła­twi­li się alkoholem. Ale zanim to się stało, osiągnęli szczyty intelektualne i artystyczne. London, Faulkner, Fitzgerald, Heming­way, Chandler, Hła­sko, Osiec­ka, Kofta, Wojaczek, Kaczmarski, Jerofiejew, Fallada, Lowry, Hammett, Capote. Tasowała te nazwiska niczym wizytówki wpływowych przyjaciół, a może nawet krewnych. […] na ze­wnątrz wyglądało to jak za­czep­na deklaracja: tak, jestem niegrzeczna i nieznośna, ale przecież Heming­way też był. I Bukowski. I Baudelaire. Wielcy ludzie mogą być nieznośni.

🖇

Półśrodki – gwóźdź do trumny emocjonalnych kloszardów, tych, którzy nie mają nic do stracenia, bo niczego już nie posiadają, ale wciąż jeszcze udają, że są panami sytuacji.

🖇

Miałam być grzeczną i czystą dziewczynką. Niesprawiającą kłopotów. Pomoc­ną. Rezolutną. Taka dziewczynka to prawdziwy skarb dla rodziców i dziadków. I w ogóle dla całej okolicy, dla lokalnej społeczności. Właściwie grzeczna dziewczynka to skarb narodowy. Można się nią pochwalić i sporo rzeczy załatwić sobie w życiu. Grzeczne dziewczynki mówią dzień dobry, przepraszam i dziękuję. Wdzięcznie się uśmiechają, nie zadają kłopotliwych pytań, w ogóle nie odzywają się nieproszone. Są uważne i w najbardziej odpowiednim momencie wkraczają do akcji, przejmując nieswoje obo­wiąz­ki i odpowiedzialności.

🖇

Grzeczne dziewczynki są wyprodukowane na potrzeby innych. Są od­dzie­lo­ne od swoich ciał, zatem można zrobić z nimi wszystko, nie zareagują, nie odpowiedzą, bo nie czują. A nawet jeśli czują, i tak nic nie powiedzą, są wy­szko­lo­ne, mają świadectwo ukończenia kursu dla milczących, zawsze chęt­nych dziewczynek. Dyplom, oprawiony w śliczną pozłacaną ramkę, do po­wie­sze­nia na ścianie pomiędzy pozostałymi niepotrzebnymi i kom­pli­ku­ją­cy­mi życie trofeami, zdobytymi na dodatkowych kompletach, seminariach i szkoleniach na kogoś innego niż prawdziwa ja.
     […]
     Człowiek bez „nie” ma w rękach, w głowie, potężną broń, wymierzoną przeciw krzywdzicielom i światu, a tak naprawdę skierowaną przeciwko sobie. […] miotam się, ale znoszę. Nikt by nie zniósł, a ja znoszę. Tak oto jed­no splatało się z drugim, nieumiejętność wyrażania własnych potrzeb i strach przed odrzuceniem z łatanym byle czym poczuciem niższości i mści­wo­ścią. Z tego złożony jest człowiek bez „nie”.

🖇

Nie mówić, nie pytać, nie komunikować, nie pokazywać. Udawać, że wszystko jest w porządku, że nad tym panuję, mam kontrolę. Nad niczym oczywiście kontroli nie miałam, ale nikt nie powinien o tym wiedzieć. Potrafiłam ją zagrać. Zorientować mógł się tylko ktoś, kto dobrze wiedział, o co chodzi. Ktoś, kto sam kiedyś tak udawał, zrozumiał dlaczego, a potem przestał.

🖇

Myślałam, że wiem o co chodzi. Nie miałam pojęcia. Bo w tej kwestii wy­star­czy­ło drobne przesunięcie, by niby precyzyjnie wyznaczone linie rów­no­le­głe spotkały się w chaotycznej kolizji. […] grałam w ulubioną grę tych, któ­rzy niby chcą, ale jednak wcale nie, a na pewno nie tego, o co py­ta­ją i o co jakoby proszą. Zawracają ci głowę, żeby się poużalać, pokotłować w swojskim, wygodniutkim błotku, wciągnąć cię do tej ponurej zabawy, a nie żeby poznać rozwiązanie, zastosować się do rady i wyjść z bajorka. Gra w tak, ale[…].

🖇

Poczucia odrzucenia, niespełnienia, pustki, rozpaczy, ogromnego żalu, ko­szma­ru poczucia winy, zadziwiającego braku siły woli, zupełnego nie­li­cze­nia się mnie ze mną.

🖇

Kiedy jesteś w środku pędzącego na zatracenie pojazdu, niewiele widzisz. […] Dopiero pod przymusem zaczęłam […] widzieć. Nie był to przyjemny widok, ale bez wysiłku przedzierania się przez moje bagno, nie mogłabym dojść tam, gdzie dziś jestem.

🖇

„O co chodzi, nie chcesz pić, to nie pij! Wystarczy powiedzieć nie”. Otóż nie, nie wystarczy. Czy ma to związek z silną wolą? Wątpię, by to pojęcie miało jakiekolwiek odniesienie do uzależnienia. Nie chodzi o brak woli. Chodzi o brak siły, by tę wolę wprowadzić w życie, by decyzję utrzymać i zre­a­li­zo­wać. Zwłaszcza gdy pojawia się sygnał, zagra łowiecka trąbka. Ogary ru­sza­ją i już nic nie masz do powiedzenia. Później się dowiedziałam, że muszę zrobić wszystko, by nie dopuścić do usłyszenia tego sygnału, zdra­dziec­kie­go śpiewu syren. Póki te mityczne suki milczą, jestem bezpieczna. Muszę trzy­mać się poza polem rażenia ich głosu, zatykać uszy.

🖇

[…] lęk nie znosi konkretów, faktów i realiów,
lęk karmi się niewiadomą.

🖇

Aż zrozumiałam, że czekanie jest stanem umysłu, że jest wielu takich jak ja, którzy ślizgają się zaledwie po powierzchni teraźniejszości, wypatrując na­stęp­ne­go momentu i oczekując, że właśnie on będzie bardziej sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy, że za następnym zakrętem zdarzy się coś wartego uwagi, coś cie­kaw­sze­go niż to teraz, dopiero za kolejną górą odsłoni się prawdziwie za­pie­ra­ją­cy dech w piersi widok. Jeszcze nie ten, jeszcze nie to, jeszcze nie teraz. […]
     Okazało się, że to tylko kwestia zmiany perspektywy. Aż. Bo zajęło mi to zbyt wiele czasu.

🖇

Już nie mogło być tak, jak dawniej, już wiedziałam, że tym razem ten nu­mer nie przejdzie. Coś trzeba zrobić. Coś muszę zrobić. Coś. Niech coś się wy­da­rzy. Boże, gdybym teraz miała umrzeć… w takim głupim miejscu. Taka… niezrobiona, nawet niezaczęta.
     No, to się ulitował, postanowił mnie dokończyć. Nie osobiście, przecież ten, którego imienia wolałam nie wypowiadać, podobno mówi i działa przez innych ludzi. Potrzebny był podstęp, czyli tak zwany przypadek. Sze­reg przypadków, bo komuś tak niezwykłemu, tak nienasyconemu i tak nie­do­wierzającemu jak ja nie wystarczył jeden. […] Gdzieś, przy okazji, mi­mo­wol­nie, natknęłam się na informacje, których nie szukałam, szukając czegoś całkiem innego – moc jungowskiej synchroniczności (określanej też jako serendipity) nie przestaje mnie zadziwiać – a wylądowałam z czymś, co odmieniło moje życie.

🖇

Musiałam odkryć ten błąd, niedokręconą śrubkę. Stos źle zainstalowanych pod­ze­spo­łów, wciśniętych na siłę, wepchniętych byle gdzie, przy­twier­dzo­nych byle jak, w pijanym widzie przez niedouczonych monterów, uda­ją­cych wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Żeby ruszyć z miejsca, mu­sia­łam rozplątać cały mechanizm, moje poczucia i przekonania o wszyst­kim, o mnie, ludziach, świecie, Bogu. Musiałam zacząć w tym na serio i z uwa­gą grzebać, wyciągać na wierzch każdy, najmniejszy nawet kabelek, włosowate naczynko myśli i sądów. […]
     Anonimowi Alkoholicy mówią, że na samym początku potrzebne są tylko trzy rzeczy: gotowość, uczciwość wobec siebie i otwarty umysł.
     Gotowość, jakakolwiek i do czegokolwiek, wynikała u mnie zawsze z cier­pie­nia, z dojścia do muru i walenia weń głową do krwi, do strzępów skóry znaczących ceglaną powierzchnię niedyskretną pieczęcią rozpaczy i bezsiły. I, prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, by jakikolwiek alkoholik zaczął robić cokolwiek z własną chorobą bez tego przymusu. Nie spotkałam nigdy prawdziwego alkoholika, który przyszedłby na terapię do ośrodka leczenia odwykowego czy mityng do Anonimowych Alkoholików, bo nie miał lep­sze­go pomysłu, bo noc taka piękna, a on się nudził, bo miał taki kaprys, bo przygoda wzywa.

🖇

Zdałam sobie sprawę, że dokonując dowolnego wyboru, zawsze pozbawiam się innego rozwiązania. Strata zatem jest pewna. Nie chciałam już dłużej uda­wać, że mogę mieć wszystko, wystarczy się tylko bardziej postarać albo poczekać na lepszy moment.

🖇

Nie jest łatwo porzucić […] komfort, nawet jeśli pod prze­ście­ra­dłem wyczuwasz lekko uwierający kamyczek. A potem drugi i trzeci.

🖇

Zmiana perspektywy była możliwa dopiero wtedy, gdy przyjęłam, że każdy rozwój wymaga wysiłku, że aby coś osiągnąć, muszę coś zrobić, choćby wspiąć się na palce. Czasem, później, ten wysiłek oka­zy­wał się tak nie­wiel­ki. Chodziło tylko o to, żeby zacząć, podjąć działanie…

🖇

Zdzieranie przekonań trwa latami,
warstwa po warstwie,
nie da się tego przyspieszyć.

🖇

Słyszę „Bóg”, czytam „Bóg” i wiem doskonale, że to nie ma znaczenia, bo nie­wykluczone, że wszyscy mówimy lub myślimy o tej samej Sile, albo chociaż ją przeczuwamy, nawet jeśli nie umiemy nazwać.

🖇

Potrzebowałam pomocy tej ogromnej Siły, w którą wierzyłam. Trzeba było tylko rozprawić się ze starymi przekonaniami, dostrzec w Niej pomoc i wspar­cie, a nie bezduszną Moc, idącą jak taran przez moje życie, karzącą za każde odstępstwo od Jej wielkiego planu stworzenia. Wina i kara? Nie. Nie istnieje nic takiego. Są tylko odpowiedzialność i konsekwencje. Odkąd zaczęłam drążyć i badać, prostować definicje, wiedziałam, że odpo­wie­dzial­ność jest pojęciem podstawowym, że jest czymś, co mi służy (choć wcześniej z całego serca jej nienawidziłam), co jest dla mnie, a przede wszystkim, co po prostu jest. Jak rzeczywistość.

🖇

Nieruszana, nieużywana gotowość,
dezaktualizuje się i wietrzeje.

🖇

To, jak o czymś, o kimś mówię, nie tylko ujawnia mój do tego stosunek, ale też modeluje go, w pewien sposób stwarza.

🖇

Opiekuńczy. Hojny. Nieograniczony. Wspólny. Dlaczego wspólny? Skąd mi się to wzięło? Czuję, że jest bardziej wspólny niż osobisty i prywatny. Że wię­cej daje wszystkim, jako całości, niż pojedynczym stworzeniom. […]
     Gdy staję się częścią całości, mogę czerpać z mocy.

🖇

Miłość to wierność, odpowiedzialność, wiara, zaufanie i troska.

🖇

Nie miałam wtedy pojęcia, bo i skąd, jakie owo nieszczęście daje mi możli­wo­ści. Wypadały mi z rąk kolejne podpórki […]. Zostałam sama ze sobą. Z sobą-nikim. Teraz mogłam coś zacząć. Jeszcze nie wiedziałam co ani jak, ani nawet, że to ten moment. Nadal poruszałam się jakby na oślep, nie­świa­do­mie, ale z perspektywy czasu sądzę, że byłam prowadzona od zdarzenia do zdarzenia, od przypadku do przypadku. Od upadku do ratunku.

🖇

W życiu nie ma prób. Żyjesz i już. Twoje decyzje i wybory płyną dalej, rozlewają się na innych, na rzeczywistość.

🖇

Kobiety w ogóle uzależniają się szybciej niż mężczyźni i alkohol ma na nie dużo bardziej szkodliwy wpływ. Uzależnione poważniej chorują i szybciej się degradują. Ta teoria jak najbardziej mnie przekonuje, znajdując po­twier­dze­nie w biologicznej budowie kobiecego ciała: alkohol rozpuszcza się w wodzie, nie w tłuszczu, procentowa zawartość tłuszczu w ciele kobiety jest większa niż w ciele mężczyzny, zatem ta sama ilość czystego alkoholu wprowadzona do organizmu ważących tyle samo kobiety i mężczyzny uzy­ska większe stężenie w ciele kobiecym. Większe stężenie to większa trucizna. Jeśli dodać do tego, że u kobiet metabolizm alkoholu zachodzi wolniej, czyli dłużej przebywa on (a dokładniej aldehyd octowy, dużo bardziej toksyczny niż sam etanol, produkt rozkładu alkoholu) w ich ciałach, wychodzi dość pro­ste równanie. Bardzo niekorzystne dla kobiet. Nie ma to nic wspólnego z dyskryminacją, to rzeczywistość, banalne fizjologiczne fakty. A z faktami się nie dyskutuje, choć ja próbowałam. Długo i zażarcie. Przegrałam. Na szczęście na tyle wcześnie, że nie zdążyłam przegrać życia.
     Alkoholizm to cholernie demokratyczna choroba. Być może kobiety, przy­naj­mniej niektóre, muszą mierzyć się z boleśniejszymi stereotypami i pokonywać większe przeszkody w trzeźwieniu – żony alkoholików same wysyłają mężów na mityngi AA czy spotkania terapeutyczne, mę­żo­wie al­ko­ho­liczek… O ile jeszcze przy nich są, mówią raczej: „Bierz się za dom i ro­dzi­nę, nadrabiaj, sobą już się zajmowałaś, chlając”. Jednak jeśli chodzi o sa­mą istotę alkoholizmu, a mówiąc ściśle owo duchowe zwichnięcie, które pcha do poszukiwań ulgi za wszelką cenę, nie ma specjalnych różnic. Ducha mamy jednakiego rodzaju. Wierzę, a wiara ta poparta jest do­świad­cze­niem, że uzdrawia się go metodami niezależnymi od płci, wieku, rasy, wyznania, wykształcenia i stanu posiadania.

Mika Dunin, Alkoholiczka,
Wydawnictwo WAM, Kraków 2020.
(wyróżnienie własne)

Nikt nie był przecież w stanie
uratować mnie… przede mną.

🖇

[…] dotrzeć do […] najgłębszego sensu. Patrzeć pod świa­tło, jak w źdźbło trawy, które rozpływa się w ja­rzą­cych promieniach słońca, ale dzięki temu, że gubi swój kontur, odsłania nowy wymiar, wewnętrzny, zagadkowy.

🖇

[…]  jest głęboki sens
        w przyznaniu się do siebie […].

🖇

Usłyszałam kiedyś, że alkohol był nie tylko lekarstwem, ale też ratunkiem. Być może uchronił mnie przed sza­leń­stwem, więzieniem lub samobójstwem […]. Gdy­by nie alkoholizm i to, do czego mnie doprowadził, gdy­by nie stan, który był nie do znie­sie­nia i nie do unie­sie­nia, nig­dy bym nie szukała czegoś innego. Możliwe, że grzecznie i bezrefleksyjnie tkwiłabym w […]. A jednak przytrafiła mi się ta przypadłość i sprawy potoczyły się inaczej.

🖇

Anonimowi Alkoholicy mówią, że w rękach Boga ciem­na przeszłość jest największą wartością, jaką po­siadamy. Jest kluczem do szczęśliwego, warto­ścio­we­go życia innych. Ktoś może się czegoś na moich błę­dach nauczyć. Z prawdziwą, niezafałszowaną re­tu­szem i lukrem przeszłością staję się żywym dowodem na dzia­ła­nie Boga. Albo, jeśli kto woli, sił opiekuńczych, na­tu­ral­ne­go porządku świata, kosmicznej energii. Zobaczcie, gdzie byłam, jaka byłam i kim byłam. Zobaczcie, jaka jestem teraz. Cuda się zdarzają.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz