Niedzielne odliczanie literek, dwa. Wakacje, urlopy, wolne. Późno, ale postanowiłam do końca lata poczytać trochę powieści. Porwała mnie okładka. Akcja dziejąca się we Włoszech dobiła targu z moją uwagą. Nie było odwrotu. Wyłącznie przy wybieraniu cytatów było trudno, ponieważ fragmenty musiały spełniać warunek nie spojlerowania. Chyba się udało.
Okładka głosi, że to książka o nadziei i odwadze. Dla mnie to przede wszystkim książka o dokonywaniu wyborów i konsekwencji, które z nich wynikają, czasem ogromnych. To również opowieść o tym, że ludzie zawsze mają powód, dla którego zachowują się tak czy inaczej. To zachowanie może wydawać się idiotyczne, ale dzieje się tak wyłącznie dlatego, że albo my, albo owi ludzie nie znamy powodu, dla którego robią to, co robią.
Nie mam dużego doświadczenia w powieściach. Byłam wyłącznie obserwatorką tej historii. Jest czarująca!
Przekonana była, że miłość nie potrzebuje wielu pokoi i drzwi zamykanych na klucz: pierwsze lata małżeństwa upłynęły im w mieszkanku z dwoma sypialniami, o niskich stropach, i jakże byli w nim szczęśliwi. „Przestrzeń, a w zasadzie jej nadmiar, powiększa tylko dystans dzielący serca: czy ktokolwiek słyszał o szczęśliwych księżniczkach zamieszkujących przepastne zamki?” – pomyślała.
🖇
– Ciociu, ty nie zmawiasz pacierza? – zapytała nieoczekiwanie Lorenza.
Agata podniosła oczy znad stołu.
– Nie jestem wierząca – odparła lakonicznie Anna.
Carlo zakaszlał i rozejrzał się dookoła.
– Co to znaczy, że nie jesteś wierząca? – naciskała dziewczynka oszołomiona.
– Jedzcie, jedzcie, bo wystygnie – przerwała jej Agata.
Antonio wlepiał spojrzenie w Annę, jakby coś się w nim zacięło, i oderwał od niej oczy dopiero, kiedy poczuł na sobie nieruchomy wzrok żony, wpatrującej się w niego ze zmarszczonymi brwiami. Uśmiechnął się tylko przepraszająco, złapał za łyżkę, opuścił głowę i zaczął jeść.
[…]
– Jedno ci powiem, mają rację co do tych z północy – rzuciła tylko, po czym zniknęła mu z widoku za ścianą.
🖇
– Czy właśnie taką mnie widzisz? – zapytała, marszcząc brwi.
– A ty tak się czujesz?
🖇
– Już się robi – zawołał. Odwrócił się w głąb sklepu i wrzasnął: – Giacomino! Bazelii dla zamiejscowej mnie tu przynieś!
Anna uniosła brew, zaskoczona i wręcz urażona. Czyli to tak na nią wołali w miasteczku? Zamiejscowa?
🖇
– Wychodzi na to, że wolisz kobiety.
– Nie tylko. […] A poza tym wybacz, skąd ten ton?
– Jaki ton?
– Protekcjonalny! Jak gdyby powieściom autorstwa kobiet czegokolwiek brakowało.
🖇
– Pamiętasz legendę o dębie? – zapytał swojego brata.
– Oczywiście, że tak – odparł Antonio. Po chwili, naśladując gruby głos ojca, zaczął ją opowiadać. Nawet słów używał tych samych: – Dąb przez wiele wieków uznawano za drzewo złej wróżby, gdyż jako jedyne pośród drzew Królestwa Ziemskiego użyczyło swego drewna na ociosanie krzyża, na którym umarł Pan Jezus.
Carlo wybuchnął śmiechem:
– Och, jakbym ojca słyszał!
Antonio uśmiechnął się tylko i mówił dalej, gestykulując przesadnie:
– Dopiero wieleset lat później sprzeciwił się temu wierzeniu Święty Franciszek, który rzekł, że dąb wcale nie był zdrajcą, za jakiego wszyscy go mieli, a jedynym drzewem, co zrozumiało konieczność poświęcenia się dla zbawienia ludzkości, tak jak wkrótce uczynił Pan Jezus.
Carlo potrząsnął głową rozbawiony i wyrecytował epilog opowieści jednogłośnie z bratem, jak pacierz:
– Od tamtej pory dąb stał się drzewem takiej świętości, że rozmaite miasta włoskie poczęły kłócić się o przyjęcie jego nazwy. Wygrało Lecce, przez starożytnych zwane Lupiae, co z łaciny oznacza dąb oraz wilczycę. I właśnie dlatego herb miasta przedstawia wilczycę pod drzewem dębu.
🖇
A tutaj nigdy nikt nie miał dość odwagi, by spróbować.
🖇
– Co cię tak śmieszy? – zapytał Antonio.
– Wyobrażasz sobie coś takiego? Syn abstynenta bierze się do pędzenia wina.
Antonio uśmiechnął się lekko.
– Może to właśnie dlatego podjąłeś taką decyzję.
– Myślisz, że mszczę się za wszystkie te okazje, kiedy ojciec zakazywał mi pić? – zażartował Carlo.
– Nie, ale myślę, że chcesz mu udowodnić, jak bardzo się mylił.
– Wobec tego nie pozostaje mi nic innego, jak tylko stworzyć najlepsze wino na świecie – oznajmił Carlo, wstając z ziemi. – Wino, którego nawet on chętnie by skosztował.
🖇
– Jak się miewasz? – zapytał, stając za jej plecami.
[…]
Wzruszyła ramionami.
– Jak ryba bez wody. Tak się miewam.
Antonio położył dłoń na oparciu ławki i zacisnął mocno palce.
– Wcześniej wiedziałam doskonale, kim jestem – ciągnęła. – Miałam swoje miejsca, pracę, moich uczniów… Własne życie, jednym słowem. A teraz? Nie do końca nawet rozumiem, co ci ludzie do mnie mówią.
🖇
Oboje milczeli; lecz właśnie w tym, jak milczeli i siedzieli obok siebie, widać było pełną wzajemnego zaufania bliskość.
🖇
– Przeczytałam ogłoszenie na tablicy – odparła Anna. – Szukacie listonosza, zgadza się?
– Tak, proszę pani. Pytacie dla męża?
Anna uniosła brew.
– Nie, tak naprawdę to pytam dla siebie.
🖇
– Kochanie, co ty wygadujesz? Żarty sobie stroisz, prawda? – W pytaniu Carla w równej mierze pobrzmiewały wesołość i zaniepokojenie.
– Nie, skądże. Dlaczegóż miałabym żartować? – Anna zesztywniała.
– Toć jesteś kobietą! – wykrzyknęła Agata.
– I co w związku z tym?
– Anno, dajże spokój – roześmiał się Carlo. – Któż to słyszał o kobietach listonoszach? To męski fach.
– A kto tak powiedział? – sprzeciwiła się.
[…]
– Taka praca nie przystoi żadnej kobiecie – poparła go stanowczo Agata.
– Przepraszam, a co w niej takiego nieprzystojnego? – zapytała Anna poirytowana.
Carlo odłożył widelec i odparł:
– […] Bądźmy poważni, Anno. Nie ma kobiet listonoszy.
– Może czas to zmienić – rzekła Anna.
🖇
W domu Carla i Anny z kolei w ruch poszły porcelana i szkło. Dokładniej – poleciały dwa talerze i jeden kieliszek. Anna oskarżyła męża o zachowanie godne poganiacza niewolników. Nie zamierzała akceptować takiego kołtuństwa! Przecież nie poślubiła mężczyzny o tak ciasnym umyśle! Odkąd wrócili na południe, zachowywał się jak imbécile nie do poznania! Nie musiała długo czekać na reakcję Carla: co takiego chciała udowodnić, imając się męskiego zajęcia? – wrzasnął jej w twarz wytrącony z równowagi. Czy nie zdawała sobie sprawy, że stanie się pośmiewiskiem dla całego miasteczka?
🖇
– […] Nadal nie zgadzam się z tym, co sobie wymyśliłaś.
– Wiem. Ale to już twój problem – odparła, wyciągając z szuflady kredensu teczkę zawierającą dokumenty i wypełniony formularz.
– Myślałem, że jeśli już napotykamy problem, to jest to nasz problem. Czyżbym się mylił?
– Na to wygląda…
🖇
Powinien być z niej dumny, w końcu to właśnie jej się udało, do diaska. Carlo natomiast zachowywał się tak, jakby niewiele go to obchodziło. Nie posłuchała go, zadecydowała sama i nadal nie chciał jej tego wybaczyć. Na dodatek opowiedział się po stronie tych, którzy wytykali ją palcami. Miała wrażenie, że wszyscy – cały ten chór „nie podołasz”, „przecież jesteś kobietą”, „to męski fach” – czeka tylko, aż ona, Anna, poniesie porażkę. Tak, by rzeczy mogły wrócić na dawne tory.
🖇
Carlo potrząsnął głową.
– To nie takie proste, jak ci się wydaje.
– Właśnie że tak. To proste, braciszku.
– Jasne, nietrudno być nowoczesnym, kiedy chodzi o żonę kogoś innego.
🖇
– […] Nie wie, że nie potrafisz czytać?
Druga kobieta wydmuchała nos.
– Nie. Wstydziłam się mu o tym powiedzieć.
– Rozumiem. Nie ma czego się wstydzić. Nigdy nie jest za późno, żeby nauczyć się czytać.
– Dla mnie jest.
– Uwierz mi, wszystkich obowiązuje jednakowa zasada.
– Nie mnie – powtórzyła Giovanna. – Ja nie widzę słów.
Anna zrobiła zafrasowaną minę.
– Mogę ci pomóc. Pomóc zobaczyć słowa.
🖇
– Teraz pewnie źle o mnie myślisz, co? – zapytała Giovanna, przerywając nagle dyktowanie.
Anna podniosła oczy znad kartki.
– Źle o tobie myślę? A to niby dlaczego?
– Przez to wszystko, co każę ci pisać… – zagryzła usta.
– Och, słuchaj – prychnęła Anna. – Gdyby to mężczyzna pisał takie rzeczy, czy w ogóle byśmy sobie zawracały tym głowę?
🖇
Doskonale wiedział, co tak naprawdę dzieje się w głowie Carla: odcinał się, oddalał, wznosił mur zbudowany z wielu cegiełek udawanej obojętności. Odkąd pamiętał, była to jedyna linia samoobrony stosowana przez brata, byle tylko osłonić się przed ciosami, które czasem zadawało mu życie.
🖇
– Jesteś przedstawicielką Poczty Królewskiej, nie możesz przechadzać się po okolicy z gołymi nogami, jak cię pan Bóg stworzył – upomniał ją.
– Zróbmy tak – odparła Anna, wsuwając korespondencję do sakwy. – Przysięgam, że założę z powrotem pończochy, pod warunkiem że od jutra i ty będziesz je nosił.
🖇
– Poza tym – ciągnął Antonio – zawsze znajduje w sobie siłę, by zacząć od początku.
🖇
„Ze wszystkich istniejących partii akurat musiał wybrać chadecję, niech to szlag” – myślała coraz bardziej poirytowana.
– Ja krzyżyka na krzyżu nie postawię! – wybuchła, gdy Carlo, podekscytowany jak dziecko, przyniósł do domu karton ulotek wyborczych pachnących jeszcze drukarską farbą.
– Co ty wygadujesz? – odparł niepewny, czy Anna stroi sobie z niego żarty.
– Mówię poważnie, możesz mi wierzyć.
– Nie zagłosujesz na własnego męża przez swoje głupie zasady?
– To nie jest wyłącznie kwestia moich zasad – syknęła. – Ja na katolików głosu nie oddam, choćby mi śmiercią grozili.
– Ale to na mnie masz głosować, nie na katolików!
– Jeśli chcesz mojego głosu, to zmień partię.
🖇
– Chciałybyśmy zamówić u was spodnie na miarę – wyjaśniła Anna.
– Jak u tej aktorki – dodała Giovanna.
– Jakiej aktorki? – zdumiała się Carmela.
– Katharine Hepburn – odparła Anna. – Kojarzycie ją?
– Oczywiście, że tak! – oburzyła się lekko Carmela.
– To doskonale. Marzymy o jej spodniach.
🖇
– Często tak się dzieje, nie sądzisz? To, co naprawdę ważne, napisane jest między wierszami. Tyle że nie wszyscy potrafią to dojrzeć. Albo świadomie wybierają, by tego nie widzieć…
🖇
Nie idąc na wybory, obrażasz
w pierwszej kolejności samą siebie.
🖇
– I jak? Podobało ci się? – zapytał.
Przysiadła na fotelu obok okna.
– Wiesz, że żywię uprzedzenia wobec mężczyzn, którzy uzurpują sobie prawo do wiedzy na temat tego, co myślą i czują kobiety, i w dodatku są przekonani, że potrafią o tym opowiedzieć…
🖇
Anna wróciła ze szklanką wody w ręce.
– Ładna, prawda? – powiedziała, wskazując lalkę ruchem podbródka. – Kupiłam ją kilka miesięcy po tym, jak tu przyjechałam – ciągnęła. – Kramarz trzymał ją w ukryciu, za rzędem innych kukiełek. Wyróżniała się tylko tą zmarszczką na twarzy. Ja nigdy nie bałam się nie być taka jak wszyscy. I dlatego nadal ją mam, po tych wszystkich latach.
🖇
– Tato, muszę cię o coś zapytać.
– Słucham.
– Co czułeś, kiedy poznałeś mamę? Kiedy się zorientowałeś, że jesteś w niej zakochany?
Carlo zastanawiał się przez kilka chwil.
– To było, jakbym… wrócił do domu. Czułem, że mogłem pokazać się z mojej wrażliwej strony, wiedziałem, że ją zrozumie, zatroszczy się o nią i nigdy nie użyje jej przeciwko mnie. Rozumiesz, co mam na myśli?
Roberto skinął głową.
– Tak, myślę, że tak…
🖇
– Chcę wyjść, nie wiem, o której wrócę… Nie pogniewasz się?
– Pogniewałabym się tylko, gdyby dzień nie ułożył ci się tak, jak sobie zamarzyłaś – odpowiedziała jej Giovanna. – Idź, idź. – Anna cmoknęła ją soczyście w czoło.
– Dziękuję – szepnęła.
🖇
– Jesteś najbardziej bezczelnie punktualną osobą, jaką znam – roześmiała się Anna.
– Punktualność to cnota tych, którzy są hojni z natury – odparł z pewnością w głosie.
🖇
– […] Ale musisz mnie zrozumieć, ja nie mam w sobie twojej siły ducha…
– Owszem, masz – przerwała jej Anna, siadając wyprostowana w łóżku.
Jej przyjaciółka potrząsnęła głową.
– Nie, nie mam – powtórzyła, a następnie przysiadła na skraju łóżka, splatając dłonie na kolanach. – Chcesz znać prawdę? Nadal się boję – szepnęła.
– Kogo? Tego idioty?
– Nie, nie jego. Boję się samej siebie. Tego, jak mogłabym się poczuć, co mogłabym sobie przypomnieć… Nie jestem jeszcze gotowa, ot, tyle.
Annie wyrwało się przygnębione westchnienie. Spojrzała na Giovannę z czułością.
– Jesteś, jesteś. Choć może wciąż nie zdajesz sobie z tego sprawy.
Francesca Giannone, Listonoszka z Apulii,
przeł. Agata Pryciak, Wydawnictwo Znak, Kraków 2024.
Uwielbiała te pierwsze momenty dnia, płynące zgodnie z rytmem jej małych rytuałów: tylko tutaj, w swoim miejscu na ziemi, w niczym niezmąconej ciszy odnajdywała wewnętrzny spokój, była w stanie uporządkować myśli.
🖇
– To nie takie proste. To jak gdyby… jak ci to wytłumaczyć? Jakby ktoś rzucił na nią urok. A ja nie znam sposobu, by ją odczarować.
Roberto zacisnął usta, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Cóż – powiedział wreszcie – może to jedno z tych zaklęć, które znikają, tylko jeśli pokona je inna magia, mocniejsza.
Anna wzruszyła ramionami.
– Jeśli tak jest, to i tak nie wiem, co robić.
– Moim zdaniem wystarczy to, ile dla ciebie znaczy. Nie ma silniejszych zaklęć ponad miłość do drugiej osoby.
[…] „Może to prawda, że na dłuższą metę czarną magię zwalczyć można tylko dobrymi czarami” – pomyślała.
🖇
– Santé! – podczas gdy aromat z tlącego się w salonie cygara zaglądał do kuchni.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz