poniedziałek, sierpnia 26, 2024

5567. Z oazy (CCLXXIV)

Nie­dzielne odliczanie literek, raz, poślizgnięte na czasie i trzystu kilometrach po­wro­tu do ula. Przeleżała na stosiku osiem lat. Gdy ją na ten stosik kładłam, miałam dwoje rodziców i nie miałam jeszcze diagnozy. Gdy w końcu po nią sięgnęłam, wszystko jest dokładnie odwrotnie.

Wakacyjne czytanie, książka z niemojej półki. Upiornie wymagała genu Orzeszka: zaczęłaś-to-skończ. Zaparłam się, zdzierżyłam błędy ortograficzne, i już po 85% powieści zaczęłam czytać ją z przyjemnością. Mogłabym obronić tę powieść, ale trudno mi wybaczyć błędy ortograficzne i te upiorne 85% czasu, gdy zadawałam sobie pytania: po co ja to sobie robię?

Żeby odsunąć pytania o mnie, spytałam o zdrowie jej i męża; uzyskałam od­po­wiedzi. Spytałam o jej dzieci i wnuki; też uzyskałam odpowiedzi. Z pew­no­ścią demonstrowałam autentyczną szczerość. Mama byłaby ze mnie zadowolona. Miałam tylko nadzieję, że Gladys nie zauważy znie­cierp­li­wie­nia, z jakim moje palce podrygiwały w sandałach.

🖇

Kiedy w znajomym otoczeniu rozmaite przedmioty zostają przełożo­ne na nie swoje miejsca, oko potrzebuje czasu, by je odnaleźć.

🖇

Ktoś, kto ma trzydzieści jeden lat tak jak ja, nie powinien tak żebrać.
     – Smoky! Chodź się przytulić.
     […] 
     – Smoky? Lepiej mnie kochaj, chłopie. Nie mamy nikogo prócz siebie.
     […] 
     Tymczasem tutaj byłam szantażowana przez osieroconego kota mamy. I to był szantaż emocjonalny. […]
     A jednak bardzo chciałam trzymać go tego wieczoru na kolanach. Pra­gnę­łam gładzić jego zjeżoną sierść, która już nie była taka miękka i lśnią­ca jak za życia mamy, ale nadal była to sierść, a Smoky był ciepłym stworzeniem, które potencjalnie mogło mnie kochać.
     […] 
     Smoky jest u mnie bezpieczny, mamo. Uwierz.
     […]  Przysięgłam sobie, że zmuszę go, by mnie pokochał. Przekonam go do siebie, tak jak to zrobiła mama, kiedy przyniosła ze schroniska wy­nędz­nia­łe, płochliwe sześciomiesięczne kocię.

🖇

Wołanie kota z wyprężonym, drgającym ogonem to ćwiczenie na bez­sil­ność. To wojna woli, nie wygrasz. Robisz z siebie głupka, kiedy błagasz ko­ta, żeby do ciebie przyszedł, a ten po prostu sobie odchodzi, kiedy już cię do­sta­tecznie zawstydził, tak jak Smoky robił to teraz.

🖇

[…]  moja mama najbardziej lubiła styl grzbietowy.
     – Bo wtedy twarz wystaje ci z wody. Bo wtedy możesz się rozmarzyć, zna­leźć się we własnym świecie. Bo wtedy widzisz, gdzie jesteś, jeśli pa­mię­tasz, żeby nie zamykać oczu.
     Od Lillian dowiedziałam się, że moja matka pokładała w wodzie jakąś osobliwą ufność: nie można utonąć, jeśli się ufa wodzie.
     – „Uwielbiam wodę. Woda cię niesie”.
     Słuchałam słów mojej matki w ustach innych i było to niesamowite uczu­cie, które przejmowało dreszczem.

🖇

„A właśnie, że potrafisz!” – krzyczała mama.
     A właśnie, że potrafisz.
     Na ogół okazywało się, że to prawda. Na ogół.

🖇

Ludzie twierdzili, że to właśnie tamtego lata Nikki Eaton się rozpadła. Ja sama uważałam, że właśnie tamtego lata się pozbierałam, że stałam się silniejsza niż przedtem.

🖇

Osądzał po widoku, po zewnętrznych pozorach, bo ostatecznie to właśnie widzą ludzie.

🖇

Miałam przed sobą racjonalnie myślącego mężczyznę, który stara się zro­zu­mieć brak racjonalności u drugiej osoby. Rozsądnego mężczyznę, który stara się poddać czyimś nierozsądnym pomysłom.

🖇

Każdy wie, że rzeczy normalnie oglądane od „zewnątrz” mają swoje „wewnątrz”, ale nigdy się nad tym nie zastanawia. Żeby się nie przerazić.

🖇

     – […]  W danej chwili to za duży wysiłek.
     – To znaczy? Angażowanie się. Zapraszanie cię do domu. Zapraszanie cię do mojego życia. […]
     Zapraszanie cię, byś mógł umyć ręce, które ubrudziłeś z mojego powodu.

🖇

Każdy dzień mijał powoli niczym pociąg złożony z terkoczących, ciężkich wagonów, ale kiedy już minął, wydawało się, że prze­le­ciał szybko i że ciągnął za sobą żal.

🖇

Sytuacja porównywalna do tej, kiedy czujesz, że lada chwila może dojść do kraksy. Wjeżdżasz na skrzyżowanie, masz pierwszeństwo. I widzisz nad­jeż­dża­ją­cy z boku pojazd, który nie zwalnia. Protestujesz w myślach: Przecież to ja mam pierwszeństwo! A zaraz potem nachodzi cię olśnienie: Przecież mo­gę się zatrzymać, mo­gę zapobiec wypadkowi.

🖇

     – A jakie są twoje związki z Kościołem, Nicole?
     […]  Poczułam przelotnie jakby potężne szturchnięcie, człowieka o ta­kim autorytecie koniecznie należało zadowolić.
     – Żadne, ojcze Dorsey. Ale ja też wierzę.
     – To dobrze. To dobrze.
     […]  Było mi go teraz żal, czułam wręcz jakąś sympatię. Nie obwi­nia­łam go i nie czułam do niego niechęci. Widziałam go takim, ja­kim wi­dzia­ła go mama, mężczyznę-chłopca o nieukształtowanej duszy, niczym pą­czek kwiatu, który więdnie, nie otworzywszy się.

🖇

Nie istniał powód, dla którego bym nie mogła. Kiedyś taki powód istniał, tylko co to było?

🖇

Wsunął swoje palce między moje palce i ścisnął mocno moją dłoń. Zro­zu­mia­łam, że w taki właśnie sposób przemawia mi do rozsądku […].

Joyce Carol Oates, Mama odeszła,
przeł. Katarzyna Karłowska, Rebis, Poznań 2016.
(wyróżnienie własne)

Zrobiła się już trzecia piętnaście. Słońce miało wstać oko­ło piątej trzydzieści. I to będzie początek nowego dnia, który nie będzie miał nic wspólnego ze starym, bo po starym nie zostanie żadnego śladu.

🖇

Trudno żałować kogoś, kto ma złamane serce, z ja­kiegoś po­wodu brzmi to jak luksus. […]  liczy się tylko to, że się żyje, reszta jest jakimś zbytkiem.

🖇

Na drugim końcu linii zapanowała nagle cisza. Prędko odłożyłam słuchawkę, żeby ją zakonserwować.

🖇

     – […]  Przyszłość się rozszerza, rozumiesz? Tak jak przeszłość się kurczy.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz