Niedzielne odliczanie literek, raz, poślizgnięte na czasie i trzystu kilometrach powrotu do ula. Przeleżała na stosiku osiem lat. Gdy ją na ten stosik kładłam, miałam dwoje rodziców i nie miałam jeszcze diagnozy. Gdy w końcu po nią sięgnęłam, wszystko jest dokładnie odwrotnie.
Wakacyjne czytanie, książka z niemojej półki. Upiornie wymagała genu Orzeszka: zaczęłaś-to-skończ. Zaparłam się, zdzierżyłam błędy ortograficzne, i już po 85% powieści zaczęłam czytać ją z przyjemnością. Mogłabym obronić tę powieść, ale trudno mi wybaczyć błędy ortograficzne i te upiorne 85% czasu, gdy zadawałam sobie pytania: po co ja to sobie robię?
Żeby odsunąć pytania o mnie, spytałam o zdrowie jej i męża; uzyskałam odpowiedzi. Spytałam o jej dzieci i wnuki; też uzyskałam odpowiedzi. Z pewnością demonstrowałam autentyczną szczerość. Mama byłaby ze mnie zadowolona. Miałam tylko nadzieję, że Gladys nie zauważy zniecierpliwienia, z jakim moje palce podrygiwały w sandałach.
🖇
Kiedy w znajomym otoczeniu rozmaite przedmioty zostają przełożone na nie swoje miejsca, oko potrzebuje czasu, by je odnaleźć.
🖇
Ktoś, kto ma trzydzieści jeden lat tak jak ja, nie powinien tak żebrać.
– Smoky! Chodź się przytulić.
[…]
– Smoky? Lepiej mnie kochaj, chłopie. Nie mamy nikogo prócz siebie.
[…]
Tymczasem tutaj byłam szantażowana przez osieroconego kota mamy. I to był szantaż emocjonalny. […]
A jednak bardzo chciałam trzymać go tego wieczoru na kolanach. Pragnęłam gładzić jego zjeżoną sierść, która już nie była taka miękka i lśniąca jak za życia mamy, ale nadal była to sierść, a Smoky był ciepłym stworzeniem, które potencjalnie mogło mnie kochać.
[…]
Smoky jest u mnie bezpieczny, mamo. Uwierz.
[…] Przysięgłam sobie, że zmuszę go, by mnie pokochał. Przekonam go do siebie, tak jak to zrobiła mama, kiedy przyniosła ze schroniska wynędzniałe, płochliwe sześciomiesięczne kocię.
🖇
Wołanie kota z wyprężonym, drgającym ogonem to ćwiczenie na bezsilność. To wojna woli, nie wygrasz. Robisz z siebie głupka, kiedy błagasz kota, żeby do ciebie przyszedł, a ten po prostu sobie odchodzi, kiedy już cię dostatecznie zawstydził, tak jak Smoky robił to teraz.
🖇
[…]
moja mama najbardziej lubiła styl grzbietowy.
– Bo wtedy twarz wystaje ci z wody. Bo wtedy możesz się rozmarzyć, znaleźć się we własnym świecie. Bo wtedy widzisz, gdzie jesteś, jeśli pamiętasz, żeby nie zamykać oczu.
Od Lillian dowiedziałam się, że moja matka pokładała w wodzie jakąś osobliwą ufność: nie można utonąć, jeśli się ufa wodzie.
– „Uwielbiam wodę. Woda cię niesie”.
Słuchałam słów mojej matki w ustach innych i było to niesamowite uczucie, które przejmowało dreszczem.
🖇
„A właśnie, że potrafisz!” – krzyczała mama.
A właśnie, że potrafisz.
Na ogół okazywało się, że to prawda. Na ogół.
🖇
Ludzie twierdzili, że to właśnie tamtego lata Nikki Eaton się rozpadła. Ja sama uważałam, że właśnie tamtego lata się pozbierałam, że stałam się silniejsza niż przedtem.
🖇
Osądzał po widoku, po zewnętrznych pozorach, bo ostatecznie to właśnie widzą ludzie.
🖇
Miałam przed sobą racjonalnie myślącego mężczyznę, który stara się zrozumieć brak racjonalności u drugiej osoby. Rozsądnego mężczyznę, który stara się poddać czyimś nierozsądnym pomysłom.
🖇
Każdy wie, że rzeczy normalnie oglądane od „zewnątrz” mają swoje „wewnątrz”, ale nigdy się nad tym nie zastanawia. Żeby się nie przerazić.
🖇
– […]
W danej chwili to za duży wysiłek.
– To znaczy?
Angażowanie się. Zapraszanie cię do domu. Zapraszanie cię do mojego życia.
[…]
Zapraszanie cię, byś mógł umyć ręce, które ubrudziłeś z mojego powodu.
🖇
Każdy dzień mijał powoli niczym pociąg złożony z terkoczących, ciężkich wagonów, ale kiedy już minął, wydawało się, że przeleciał szybko i że ciągnął za sobą żal.
🖇
Sytuacja porównywalna do tej, kiedy czujesz, że lada chwila może dojść do kraksy. Wjeżdżasz na skrzyżowanie, masz pierwszeństwo. I widzisz nadjeżdżający z boku pojazd, który nie zwalnia. Protestujesz w myślach: Przecież to ja mam pierwszeństwo! A zaraz potem nachodzi cię olśnienie: Przecież mogę się zatrzymać, mogę zapobiec wypadkowi.
🖇
– A jakie są twoje związki z Kościołem, Nicole?
[…] Poczułam przelotnie jakby potężne szturchnięcie, człowieka o takim autorytecie koniecznie należało zadowolić.
– Żadne, ojcze Dorsey. Ale ja też wierzę.
– To dobrze. To dobrze.
[…]
Było mi go teraz żal, czułam wręcz jakąś sympatię. Nie obwiniałam go i nie czułam do niego niechęci. Widziałam go takim, jakim widziała go mama, mężczyznę-chłopca o nieukształtowanej duszy, niczym pączek kwiatu, który więdnie, nie otworzywszy się.
🖇
Nie istniał powód, dla którego bym nie mogła. Kiedyś taki powód istniał, tylko co to było?
🖇
Wsunął swoje palce między moje palce i ścisnął mocno moją dłoń. Zrozumiałam, że w taki właśnie sposób przemawia mi do rozsądku […].
Joyce Carol Oates, Mama odeszła,
przeł. Katarzyna Karłowska,
Rebis, Poznań 2016.
(wyróżnienie własne)
Zrobiła się już trzecia piętnaście. Słońce miało wstać około piątej trzydzieści. I to będzie początek nowego dnia, który nie będzie miał nic wspólnego ze starym, bo po starym nie zostanie żadnego śladu.
🖇
Trudno żałować kogoś, kto ma złamane serce, z jakiegoś powodu brzmi to jak luksus. […] liczy się tylko to, że się żyje, reszta jest jakimś zbytkiem.
🖇
Na drugim końcu linii zapanowała nagle cisza. Prędko odłożyłam słuchawkę, żeby ją zakonserwować.
🖇
– […] Przyszłość się rozszerza, rozumiesz? Tak jak przeszłość się kurczy.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz