niedziela, sierpnia 11, 2024

5549. Z oazy (CCLXX)

Nie­dzielne odliczanie literek, dwa. Bele-trele-wakacje, czyli ciąg dalszy czytania z nie­moich półek. Postanowiłam pozostać na płyciźnie, żadnych skoków na głęboką wodę, więc co druga czytana książka należy do tych rzadko przeze mnie uczę­szcza­nych rejonów literatury.

Pomysł na konstrukcję tej opowieści mnie zachwycił. Mówienie do mnie per czy­tel­ni­ku nie podobało mi się wcale, można było tłumacząc troszkę ruszyć głową. Spi­ral­ny ruch narracji, dorzucane kolejne fakty, myśli i pomysły czynią tę historię na tyle interesującą, by, pozostając na miejscu siedzącego daleko obserwatora, stać się oso­bą zaangażowaną. Ale to tyl­ko wrażenia, bo co ja tam wiem o thrillerach.

A ten wiatr był niczym gniew Boga. Pojawił się znikąd – niczym błyskawica przecinająca niebo. Bez ostrzeżenia. Furia – tak nazywała go babka. I mia­ła rację.
     […]  W dzieciństwie Agathi wierzyła, że babka ponosiła odpo­wie­dzial­ność za te gwałtowne porywy wiatru; że sprowadzała je którymś ze swoich zaklęć lub magiczną miksturą bulgoczącą na kuchni.

🖇

[…]  lubimy, by kwestie moralne były proste, czyż nie? Dobry/zły, nie­win­ny/win­ny. Sprawdza się to w fikcji; w realnym życiu podziały nie są tak wyraźne. Ludzie to skomplikowane stworzenia, a światło i cień są obecne w każdym z nas.
     […] 
     To, czego szukam – nie, czego żądam – to twoje zrozumienie. W prze­ciw­nym razie moja opowieść nie poruszy twojego serca.

🖇

     – Wcale się nie oszukuję. […]
     – Jestem innego zdania.
     – Gówno o tym wiesz.

🖇

Znam konwencję tego gatunku. Wiem, co powinno się wydarzyć. Wiem, cze­go się spodziewasz. Dochodzenia, rozwiązania zagadki, zwrotu akcji.
     Bo tak to się powinno potoczyć. Ale, jak ostrzegałem na początku, nie tak to będzie wyglądało.

🖇

Każdy morderca jest zapewne czyimś starym przyjacielem.
– Agatha Christie

🖇

Tutaj, w wyobrażonym sobie przeze mnie barze, w którym z tobą roz­ma­wiam, zamówię dla ciebie kolejny drink – i każę ci się przygotować. Dla sie­bie też coś wezmę – nie idealne martini jak w dawnych czasach, tylko zwy­kły kieliszek wódki, takiej taniej, co pali w przełyku. Potrzebuję jej, żeby uspo­ko­ić nerwy.
     Dlaczego się denerwuję? To brzmi niedorzecznie, wiem – no ale opo­wie­dzia­wszy ci swoją historię i spędziwszy z tobą tyle czasu, przy­wią­za­łem się do ciebie. Nie chcę tracić ani ciebie, ani twojego dobrego zdania o mnie.

🖇

Prawda, jak to się powiada, bywa
często dziwniejsza od fikcji.

🖇

To zabawne, że kiedy powieściopisarz Christopher Isherwood pisał o sobie w czasach młodości, zawsze czynił to w trzeciej osobie.
     Pisał o „nim” – dzieciaku imieniem Christopher.
     Dlaczego? Myślę, że dzięki temu mógł ze sobą empatyzować. O wiele ła­twiej jest być empatycznym dla innych, prawda? Gdy widzisz na ulicy prze­stra­szonego chłopca, zastraszanego, zawstydzanego, nieszanowanego przez przemocowego rodzica, natychmiast mu współczujesz.
      […]  Czasami potrzebna jest bezstronna osoba z zewnątrz, na przykład zdolny psychoterapeuta, który pomoże nam dostrzec prawdę – że jako dzie­ci byliśmy sami i przestraszeni w przerażającym miejscu, i że nikt nie za­u­wa­żał naszego bólu.

🖇

[…]  danej osobie lub obiektowi nadajesz wartość poprzez uwzględnienie go w wyborze składającym się z dwóch alternatyw. To, z czego jesteś gotów zre­zygnować dla czegoś, mówi nam wszystko o tym, jak bardzo to cenisz.
     Jason stał w obliczu jasno określonego wyboru […].
     – Co jest, kurwa? – warknął. – Ciebie to bawi, ty podły fiucie?
     – Mnie? – Zaśmiałem się. – Ja jestem chyba twoim najmniejszym pro­ble­mem, stary.

🖇

Co by było, gdybym na sekundę odłożył emocjonalny bagaż obsesyjnego skupiania się na sobie, który upierałem się dźwigać?
     Co by było, gdybym usłyszał, co Lana do mnie mówi? Cóż… Mógłbym wtedy odkryć, że jej słowa nie miały nic wspólnego ze mną, ale z nią.
     […] 
     Gdybym zdawał sobie z tego sprawę wtedy – gdybym nie był tak ślepy, przestraszony i gdybym miał w sobie więcej odwagi – mógłbym postąpić zupełnie inaczej.

🖇

Nauczyłem się na własnej skórze, że z narcyzem nie wygra się żadnej sprzeczki. To tak nie działa. Zwycięstwo można odnieść, tylko wychodząc.

🖇

Obawiałem się, że mogę powiedzieć coś niewybaczalnego, coś, czym prze­kro­czę granicę, której przekraczać nie należy.
     Dlatego się nie odezwałem. Odwróciłem się i wyszedłem.

🖇

Zrobił krok w jej stronę i wyciągnął rękę. A Kate cofnęła się mały krok – bezwiednie, ale to otworzyło przepaść między nimi.

🖇

Często słyszałem, jak pisarze mówią, że ich bohaterowie „im uciekli”, zaczęli się zachowywać niezależnie i „mieć własne życie”. Pogardzałem tą ideą, kwi­to­wa­łem jej pretensjonalność przewracaniem oczami. Ale teraz, ku wła­sne­mu zdumieniu, doświadczałem właśnie czegoś takiego. Miałem ochotę im przeszkodzić – powiedzieć: „Nie, nie, nie to mieliście mówić” oraz: „To nie powinno się dziać”… Tyle że się działo.

🖇

Prawda je wyzwoliła – a przynajmniej lekko uchyliła drzwi. Wreszcie mogły otwarcie porozmawiać.

🖇

Zarówno w teatrze, jak i w życiu myśl pana Levy’ego można sprowadzić do trzech słów: motywacja, intencja oraz cel.
     Każdy bohater ma cel – chce być bogaty, na przykład. Osiąga go w dro­dze sformułowania intencji – na przykład ciężkiej pracy, poślubienia córki szefa albo obrabowania banku. Na razie wydaje się to proste. Ostatni skład­nik jest najważniejszy i bez niego bohaterowie pozostają dwu­wy­mia­rowi.
     Musimy zapytać o to, dlaczego.
     Nie stawiamy tego pytania zbyt często. Niełatwo „na nie odpowiedzieć – wymaga to samoświadomości i szczerości.

🖇

„Oto, czym jest zadowolenie” – pomyślała.
„Wszystko jest doskonałe takie, jakie jest”.

🖇

     – […] – Uśmiechnęła się, gdy coś jej przyszło do głowy. – To mi przy­po­mnia­ło coś, co powiedział niegdyś Winnicott. O „prawdziwym ja”. Po­wie­dział mianowicie, że dostęp do niego umożliwia nam gra.
     Błędnie zrozumiałem, co Mariana miała na myśli, i nadstawiłem uszu.
     –  Gra? Naprawdę?
     – Nie aktorska. – Mariana pokręciła głową. – Gra w znaczeniu zabawy.
     – Och, rozumiem. – Straciłem zainteresowanie.
     – Chodziło mu o to, że nasze prawdziwe ja pojawia się dopiero wtedy, gdy nie mamy przed kim występować, nie ma publiczności, aplauzu. Nie trzeba spełniać żadnych oczekiwań. Zabawa nie służy żadnemu kon­kret­ne­mu celowi i nie wymaga nagród. Jest nagrodą sama w sobie.

🖇

Sprawy zaszły dalej, niż którekolwiek z nas mogłoby sobie wyobrazić.

Alex Michaelides, Furia, przeł. Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2024.
(wyróżnienie własne)

[…]  urok nie utrzymuje się wiecznie. Pewnego dnia pry­ska i oczarowanie znika; iluzja się kończy.
     I zostaje wyłącznie powietrze.

🖇

Moja wszechwiedza ma charakter wyłącznie retrospektywny.

🖇

Już nie czuła się zagubiona. Mgła się podniosła, widziała drogę. […]  Przez te wszystkie lata uciekała – przed tym, kim jest, przed jedyną rzeczą, która nadawała jej zna­cze­nie. […]  czuła się mocna niczym Feniks wstający z po­piołów. Silna i nieustraszona. Sama, ale bez lęku. Nie było się czego bać. Czuła… co takiego? Co takiego czuła? Radość? Tak. Radość.

🖇

     – Nie pisz swojej historii dla żadnego odbiorcy, Elliocie. Pisz ją dla siebie.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz