wpis przeniesiony 28.02.2019.
(oryginał)
Gdy po raz pierwszy pomyślałam o moim kręgosłupowym zdrowieniu jak o wychodzeniu z nałogu pobiegłam do księgarni i kupiłam książkę, która korespondowała z tematem uzależnienia. Im dalej brnęłam w kolejne dziesiątki przeczytanych stron, tym bardziej opadała mi szczęka. Chyba nie przesadzę, gdy napiszę, że większość ludzi jest uzależniona, nawet jeśli nie nadużywają oni żadnej substancji. Wiele fragmentów zaznaczyłam, ale zamieszczony poniżej jest moim ulubionym i powraca do mnie za każdym razem, gdy przed wyjściem na dwór owijam swoje biodra, specjalnie do tego celu zakupionym, szalem. Z jednej strony chronię przed zimnem moją lędźwiowo-krzyżową końcówkę, z drugiej jest to mój rytuał dbania o siebie, dzięki któremu pamiętam:
(…) Dzisiaj nie myślę już o sobie jako o „uzależnionym w trakcie rekonwalescencji”, ale raczej jako o „człowieku, który pamięta”.
L. Jampolsky, Leczenie uzależnionej osobowości,
Czarna Owca, Warszawa 2009
Moje „zdrowienie” podarowało mi nie tylko rytuał, ale również wielkie odkrycie. Do tej pory, słowo dyscyplina kojarzyło mi się tylko i wyłącznie negatywnie: ze zmuszaniem się, ze sztywnością przyjętych zasad, z niemożnością podołania systematyczności przez dłuższy czas --- krótko: tragedia, przed którą uciekałabym do końca swoich dni.
Przymuszona do dbania o siebie odkryłam, ćwicząc codziennie (to już przeszło miesiąc), że dyscyplina jest uwalniająca. W każdym razie, w moim przypadku tak właśnie jest. Myślałam o tym znów dziś w nocy przekładając się z boku na bok powtarzając jak mantrę słowa: uwalniająca moc dyscypliny --- mogę już spać jak tylko chcę na plecach, na brzuchu, na obu bokach i… nic nie boli. Od piątku uczę się siedzieć na krześle. Ona-Anioł --- akuszerka mojej rodzącej się nowej, nieznanej mi sprawności --- towarzyszy mi w zdrowieniu, ucząc mnie szacunku do własnego ciała, by nigdy już nie było przeze mnie postrzegane jak wróg. Ona-Anioł jest WIELKA. Ciekawe, ile jeszcze odkryć przede mną…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz