środa, stycznia 05, 2011

160. Praktykując smutek

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 

Dla wielu stwierdzenie „niepraktykujący katolik” jest tak samo dziwnie brzmiące jak dla mnie, usłyszane wczoraj w audycji radiowej, „pierwotny i wtórny rynek małżeński”. Tyle, że jak się zastanowić, stwierdzenia te opisują lepiej lub gorzej fragmenty otaczającej nas rzeczywistości. Wychodząc dziś z domu, idąc na tramwaj, na pewno minęłam przynajmniej jednego niepraktykującego katolika z wtórnego rynku małżeńskiego... Jesteśmy wolni w swych wyborach postrzegania Świata.

Można myśleć „to mnie nie dotyczy”, ale przychodzi taki moment, gdy życie funduje nam gruntowne trzepanie magazynów mentalnych, by przeprowadzić remanent naszych wierzeń, nawet jeśli jesteśmy święcie przekonani, że wcale ich nie mamy.

Tym momentem jest śmierć bliskiej osoby. Moja ukochana Przyjaciółka Zkemi stawia czoła nowej rzeczywistości już bez jednej z najbliższych Jej Życiu Osób. Jest mi z tego powodu niewypowiedzianie smutno, bo tak niewiele mogę dla niej zrobić… Mogę tylko być i wydaje mi się, że to tak malutko. Mogłam jedynie zajrzeć i zrobić mój wewnętrzny remanent.

I… bez zmian. Lubię metaforę Elizabeth Kübler-Ross, dla której Dusza to motyl uwalniający się z kokonu ciała. Wierzę głęboko, że Śmierć Ciała jest Narodzinami Duszy. Nie jest to dla mnie Duszyczka grzecznie idąca do Boga. Dla mnie natura Duszy jest bliższa indiańskim wierzeniom. Dusza to dobry Duch, mający coś z siły żywiołu, Duch wspierający tych, którzy pozostali tutaj w swych ciałach… pozostali… jeszcze na jakiś czas… by praktykować Życie w Ciele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz