niedziela, stycznia 02, 2011

157. VAT i przyszłość naszego małżeństwa

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 

W środę wymyśliłam piękne, okrągłe i szczytne usprawiedliwienie --- na książki w 2011 wchodzi VAT, więc należy kupić to, czego kupno było odsuwane na święte potem, gdy już kupi się wszystkie inne i niezbędne książki, podręczniki i tomiszcza. Niemal w afekcie, bez mrugnięcia ani jednej powieki kupiłam pięć, bo... i tak bym je kupiła, bo... i tak ich potrzebuję, bo... i tak chcę je przeczytać... bo... tak. To była przyśpiewka.

Prawdziwa pieśń zaczęła się w Sylwestra i trwała do dziś. Ostatniego dnia roku Dwunożne Stada zaczęły, kontynuowały w Nowy Rok przy kawce i zrobiły powtórkę dzisiaj, zanim pomyślą, że koniec. A jutro... brrrrrrr, strach się bać... jutro na szczęście będzie dopiero jutro.

Stało się, za nami --- prawdziwa czytelnicza trzydniówka. W Sylwestra czytaliśmy sobie na głos, ale od wczoraj każde sobie.

Dziś Sadownik, wynurzył się z czeluści jednego z gwiazdkowych prezentów i przeczytał na głos (z komentarzem, który pozwolę sobie przemilczeć):

(...) Uwielbiała też pracować z Rhyme’em, którego przenikliwa inteligencja dodawała jej energii, onieśmielała, ale była też --- do czego Sachs nie przyznawała się przed nikim --- cholernie pociągająca.

J. Deaver, Tańczący trumniarz,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2010.


Jabłoń:
(zaskoczona, komentuje)
Noooo. Gdybym była mężczyzną... inteligenta kobieta
byłaby dla mnie synonimem kłopotów...
ale byłaby też... wyzwaniem.

Sadownik:
(tłumaczy sobie na drugi rodzimy język ostatnie słowo Jabłoni)
Challenge...

Jabłoń:
No tak, a facet samobójca.

Sadownik:
Dlaczego samobójca? Challenger...

Jabłoń:
No widzisz! Sam wiesz, jak skończył Challenger. [statek kosmiczny]

(Oboje ryknęli śmiechem wciąż żywych torreadorów.)

Janda w sztuce Shirley Valentine wypowiada złowieszcze słowa, że „małżeństwo jest jak wojna na Bliskim Wschodzie”. Dla Sadownika i Jabłoni to chyba... korrida. Ciekawe, że ludzie stanu wolnego nigdy w te porównania nie wierzą. Do czasu, do czasu... prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz