czwartek, stycznia 13, 2011

165. Pies nadziewany empirią (przepis)

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 

Poniżej zamieszczam przepis na psucie psa, wypróbowany w dniu wczorajszym. Bardzo dobry, skuteczny przepis. Palce lizać!

Składniki:
1 pies niezepsuty, ciężko chory, niejedzący
30 dkg empatii w aerozolu
½ kg pasty z suszonego strachu
1 łyżka musu z musienia (ten słoiczek z etykietką musi)
4 żółtka
2 parówki z indyka
½ wędzonej makreli
cztery szczypty desperacji

Niezbędne „sprzęta”:
Partner, który był z psem u weterynarza
2 działające telefony
1 działająca, mądra weterynarka

Sposób przyrządzenia:
Rozpylić w pomieszczeniu zamkniętym empatię. Wdychać głęboko. Natrzeć własne ciało pastą z suszonego strachu. Posadzić owo ciało na krześle na pół godziny by skruszało. Następnie należy wykonać telefon do partnera i poinformować, że pies nic nie je. Partner wykonuje telefon do lecznicy. Oddzwania i informuje, że pies musi coś zjeść i należy stanąć na uszach tj. wykorzystać wszystkie niezbędne smaki i zapachy by uprosić psa do przełknięcia pokarmu.

W akcie desperacji podać psu wędzoną makrelę. Pies powinien się ożywić wskutek podrażnienia jego delikatnego podniebienia nowym smakiem. 2 żółtka wymieszać z pokrojonymi w drobne kawałki parówkami. Podać psu, kulinarnie tzn. nadziewać psa dobrze wymieszanymi żółtkami z kawałkami parówek. Pozostawić psa w błogostanie na trzy godziny. Wyjść z domu. Wrócić po upływie kolejnych czterech godzin i dowiedzieć się, że partner przekupił psa kolejnymi dwoma żółtkami, by pies łaskawie wepchnął w siebie ¼ dziennej porcji karmy. Odłożyć psa na kolejnych kilka godzin, najlepiej na całą noc. Rano, przy misce z psią karmą powinien zameldować się kudłaty osobnik ze zdziwieniem i dezaprobatą w oczach. Bo niby dlaczego ma jeść psie żarcie, skoro jako pies zepsuty smakami ludzkimi jest otwarty na nowe doświadczenia: kurczaka w potrawce, pizzę, zawijane zrazy wołowe itd. --- może być każde danie, podawane nawet w porządku alfabetycznym dowolnej, szanującej się książki kucharskiej, byle gruba była.


Dziś rano rozmawialiśmy z Sadownikiem, że z chorymi dziećmi to doświadczenie musi być milion razy silniejsze. Po prostu człowiek rzuca wszystko, świat się zatrzymuje i przestaje kompletnie się liczyć... czasem pozostaje tylko modlitwa... pełnowymiarowa masakra. Oboje stwierdziliśmy, że chory pies to dla nas wystarczająco duże wyzwanie. Chylę czoła przed Rodzicami chorych dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz