wtorek, stycznia 04, 2011

159. Historia pewnej frazy

 wpis przeniesiony 28.02.2019. 
 (oryginał) 

W Nowy Rok siedzieliśmy w nowoodkrytej przez nas kawiarnio-knajpce. Jak się potem okazało, nie mogliśmy odkryć jej wcześniej, bo jest ona również nowo powstałym lokalem. Siedzieliśmy, piliśmy kawę, czytaliśmy. Między jednym a drugim czytanym zdaniem usłyszałam frazę, która doleciała do mnie z ciut odległego, męsko zasiedziałego stolika: „i poszli razem spać”. Owa fraza wypadłaby drugim uchem, gdyby nie fakt, że została powiedziana w magiczny sposób. Nie oznaczało to pójścia do łóżka w celach seksualnych, aby dobić targu w kwestii aktu szybkiej, wolnej, ale namiętnej, cielesnej konsumpcji. To było powiedziane głosem, który mówi o czymś ważnym i niespotykanym często. Zatkało mnie, zatrzymało i zastanowiło.

Fenomen tego, co skrywały te słowa zajął mnie swym istnieniem na dobrych kilka dni i… tył mojej głowy studiował, smakował i obwąchiwał go odrobinkę. Chciałam poznać, czym dla mnie jest fraza „spanie razem” wypowiedziana taaaakim, nie do opisania, głosem. Z wierzchu, czyli bez taaakiego głosu? Prozaicznie zwykłe, bo od nastu lat ten sam zestaw osobowy pod jedną kołderką? Codzienne, a w zasadzie conocne, nagle przestało być mało znaczącą oczywistością. Ilu osobom pozwoliłam w swoim życiu zasypiać przy mnie? Ile osób pozwoliło mi zasypiać przy sobie? To nie jest duża liczba osób. Zasypianie razem i spanie nagle okazało się dla mnie darowaną co wieczór intymnością szczególnego rodzaju --- bliskością wyrażającą akceptację i radość współistnienia. To również zaufanie okazane człowiekowi, obok którego zasypiam. Jednocześnie zaufanie, którym zostałam obdarowana przez człowieka, który zasypia obok mnie. „Spanie razem” to także dzielenie wspólnej przestrzeni, podarowanie (otrzymanie) widoku nagich pleców, ciepła brzucha gdy zasypiamy jak łyżeczki w szufladzie. Zasypiamy prawdziwi, bezbronni, ufający. Może dlatego to takie przyjemne? Niewiarygodne, że tak łatwo przeoczyć magię tego „padania na pysk”.

Kudłata wyłożona kołami do góry w swej norze, ciepło Sadowniczego ciała i ja --- ostatnie chwile przed snem jak wisienka na torcie dnia codziennego. A potem cała uśmiechnięta myśl… niezła globalna cukiernia na tym świecie… tyle wspaniałych codziennych tortów piecze się co dnia w tym i innych miastach… bo przecież położymy się dzisiaj spać... prawdziwi, bezbronni, ufający...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz