poniedziałek, kwietnia 01, 2013

710. Nigdy nie jest za późno...

 wpis przeniesiony 5.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Jakiś czas temu rozmawiałam z Tollinim o wrażeniu, jakie zrobiła na mnie książka, która czekała na mnie prawie dwa lata. Tollini rzekł z niebywałą pewnością w głosie:
to przeczytaj sobie jeszcze o rodzeństwie...

Miał rację. Czytałam z wypiekami na policzkach. W tym samym czasie moje Dzieciństwo wzdychało z ulgą co kilka akapitów. Nareszcie odkłamane, ważne, prawdziwe, podmiotowo potraktowane. Spotkało się z podobnymi sobie... Potrzebowało dorosłego, mądrego świadka. Na kartach tej książki znalazło. Jak to dobrze, że na zrozumienie nigdy nie jest za późno...

Dawno, niedawno,
byli sobie rodzice,
co mieli dwie córki,
mądrą i piękną... Jedna z nich
została terapeutką.

Jestem tą szczęściarą!

***

(...) Jeśli chcemy mieć nadzieję, że „to się kiedykolwiek skończy”, musimy powitać z radością i traktować z szacunkiem samo pragnienie, żeby z tym skończyć raz na zawsze.

*

Ostatnie zdarzenie zrelacjonowała kobieta, która zazwyczaj nie brała udziału w dyskusji. Kiedy wysłuchałam jej opowieści, przyszła mi na myśl podstawowa zasada psychologa Dorothy Baruch: „Dopóki nie ujawni się złych uczuć, nie ma miejsca na dobre”.
     
(...)
     Kiedy wszystkie historie zostały już opowiedziane bądź odczytane, patrzeliśmy na siebie w zdumieniu. Jaka dziwna i wzruszająca rzecz dokonywała się na naszych oczach! Wydało się to zagadkowym paradoksem:

Zmuszanie dzieci do dobrych uczuć rozbudza złe uczucia. Pozwalanie dzieciom na ujawnianie złych uczuć prowadzi do rozbudzenia dobrych uczuć.

Okrężna droga do harmonii (...). A jednak — najkrótsza.

*

     — Bo ja jestem głupszy od Roberta [brat]...
     Tym razem byłam przygotowana na tę kwestię; wzięłam głęboki oddech i odparłam z powagą:
     — Słyszę, co mówisz, ale chcę, żebyś wiedział, że ja mam inne zdanie na twój temat. Uważam, że jesteś wspaniałym, 9-letnim chłopcem, który dzięki swojej inteligencji nauczy się wszystkiego, czego tylko będzie chciał!

*

     — A kogo kochasz bardziej? Mamę czy tatę? — pytała nieznajoma.
     W odpowiedzi Karolek zaczął przestępować z nogi na nogę, a najmłodsza z przejęciem dłubała w nosie. Poczułam złość do staruszki. I narastający niepokój. Zdałam sobie sprawę, że pragnąc, by dzieci kochały mnie i tatę jednakowo, bez wyróżniania, jednocześnie chciałam usłyszeć, że mnie kochają... bardziej!
     I wtedy najstarsza córka, 5-letnia Marta, zrobiła coś niezwykłego. Chwyciła za rączkę Karolka i Asię i odciągając ich od starszej pani, zawyrokowała pewnym głosem:
     — Mamę kochamy jak mamę, a tatę jak tatę! Chodźcie!
     Dzieci odwróciły się i pobiegły za przefruwającym motylem.
     Poczułam się szczęśliwa i dumna! Uczucia ulgi i lekkości nie zmąciło nawet zachowanie Karolka, który odwróciwszy głowę w kierunku odchodzącej kobiety, pokrzykiwał z dziecięcym zaśpiewem:
     — Głuuuuuupia babcia... Głuuuuuupia babcia...
W głębi duszy myślałam równie niegrzecznie jak syn.

*

(...) każdy z nas jest zdolny się rozwijać i zmieniać.

Adele Faber, Elaine Mazlish, Rodzeństwo bez rywalizacji.
Jak pomóc własnym dzieciom żyć w zgodzie, by samemu żyć z godnością
, Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 1995.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz