wpis przeniesiony 5.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Wyjechaliśmy z Wawy w pełnię popołudnia. Dojeżdżaliśmy na miejsce, gdy od kilku godzin było już ciemno. Cisza między utworami wykorzystała moment. Oczyma wyobraźni zobaczyłam polskie drogi z lotu ptaka. Mknące po nich samochody, pociągi i autobusy zmierzały do tego samego punktu na mapie, wioząc członków i przyjaciół klanu. Podziwiałam Siłę, która właśnie sprawiała, że następnego dnia spotkają się ludzie dalecy, obcy, nieznani, ale… z Klanu. Z Klanu, do którego zapisałam się dziesięć lat wcześniej, choć myślałam, że „biorę sobie” tylko Sadownika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz