niedziela, kwietnia 28, 2013

729. Kuguar na rozgrzanym dachu...

 wpis przeniesiony 6.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

Nie jest żadnym odkryciem, że seks nie ma szczęścia do języka polskiego. Wybór jest chorobliwie ograniczony. Do medycznych terminów, z których uszło pożądanie zanim powstały. Do wulgaryzmów, których szerokie zastosowanie do opisu uczuć gwałtownych niewiele ma wspólnego z satysfakcjonującym pożyciem. Być może dlatego, pary tworzą na swoje potrzebny swój własny idiolekt. Wyrazy, frazy, swoisty kod miłosny, zwykłe słowa o niezwykłym znaczeniu. Odkryliśmy, że nasz wciąż się rozwija...

Jabłoń:
(w sobotni poranek ma w perspektywie naście godzin pracy
i nijak nie przypomina ryczącej prawie czterdziestki
)
Bardzo Cię przepraszam, ale mam już tylko 20 minut do wyjścia
i mając do wyboru seks albo śniadanie, wybieram śniadanie.

Sadownik:
(z teatralnym smutkiem na twarzy)
Miał być kuguar, a tu widzę, że kot marny mi się trafił...

*

(późnym wieczorem)
Jabłoń:
Czy ktoś tutaj zamawiał kuguara? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz