wpis przeniesiony 6.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Nie jest żadnym odkryciem, że seks nie ma szczęścia do języka polskiego. Wybór jest chorobliwie ograniczony. Do medycznych terminów, z których uszło pożądanie zanim powstały. Do wulgaryzmów, których szerokie zastosowanie do opisu uczuć gwałtownych niewiele ma wspólnego z satysfakcjonującym pożyciem. Być może dlatego, pary tworzą na swoje potrzebny swój własny idiolekt. Wyrazy, frazy, swoisty kod miłosny, zwykłe słowa o niezwykłym znaczeniu. Odkryliśmy, że nasz wciąż się rozwija...
Jabłoń:
(w sobotni poranek ma w perspektywie naście godzin pracy
i nijak nie przypomina ryczącej prawie czterdziestki)
Bardzo Cię przepraszam, ale mam już tylko 20 minut do wyjścia
i mając do wyboru seks albo śniadanie, wybieram śniadanie.
Sadownik:
(z teatralnym smutkiem na twarzy)
Miał być kuguar, a tu widzę, że kot marny mi się trafił...
*
(późnym wieczorem)
Jabłoń:
Czy ktoś tutaj zamawiał kuguara?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz