wpis przeniesiony 5.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
W przeciwieństwie do Prezesa Partii Małych Ludzi mamy z Sadownikiem zasadę: gromić, wyrażać niezadowolenie na temat dzieł wszelakich, jeśli raczyliśmy dzieło skonsumować w ramach naszych skromnych możliwości intelektualnych. W Wielką Sobotę wieczorkiem machnęliśmy sobie Pokłosie. Wypatrywaliśmy roli NiePolaka, szkalującej dobre imię Polaków. Nie udało nam się. Pozostaliśmy pod wrażeniem naszego braku wrażliwości patriotycznej. Film zachwycił nas. Role braci doskonałe. A mechanizm? Zadziwił nas swoją żywotnością. Ma się wciąż świetnie w zbyt wielu rodzinach, w społecznościach lokalnych i niestety nie są potrzebni do tego Żydzi mieszkający za miedzą. Inaczej myślących wciąż łatwiej zabić niż usłyszeć i spróbować zrozumieć. To smutne. Długo o tym wieczorem rozmawialiśmy...
Wczoraj zamknęłam Święta idąc do kina na film, na który szłam i szłam, i szłam. Gepardzica dawno temu zawyrokowała: idźcie, koniecznie. Ona wraz ze Smocentym wiedzą, co mówią, gdy mówią o filmie, więc nawet nie doczytałam opisu, zdałam się na nich. Iść na ten film, nic o nim nie wiedząc, to był strzał w dziesiątkę. Zwroty akcji niebywałe. Wróciłam pod wrażeniem. Z ewidentnym poczuciem własnego środka, najgłębszego „ja”. W ogóle o tym filmie z Sadownikiem nie rozmawialiśmy...
Bo ten film, choć to dokument, można tylko obejrzeć, by poczuć...
Sixto Diaz Rodriguez, I wonder.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz