wpis przeniesiony 8.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Obrazek 1, 2 [...] Skończyłam książkę, która do soboty ze mną tramwajem jeździła.
*
Otworzyłam w niedzielę rano pięknie wydaną książkę. Reportaż i Fotografia. W jednej książce. Fotografia i Reportaż. Już nie mogę się doczekać, aż Sadownik wróci jutro i rzuci okiem. Jeśli tylko obejrzysz zdjęcia, stracisz zbyt dużo. Tylko przeczytać po prostu nie dasz rady.
Tochman. Jeśli to nazwisko nic Ci nie mówi — zazdroszczę. To znaczy, że cztery wyjątkowe książki są wciąż przed Tobą. Ta jest czwartą. Ze wspaniąłą klamrą, co za serce chwyta na długo.
Szukając w necie ulubionego zdjęcia z tej książki dowiedziałam się, że zdjęcia Grzegorza Wełnickiego można do niedzieli oglądać na wystawie. „Tą razą” to ja wyciągnę Sadownika na kulturę, a potem na żytnią bagietkę do Francuza. Najpiękniejszego, dla mnie, zdjęcia w sieci nie ma, jest w książce...
Podobno przed białą katolicką inwazją inne panowały tu obyczaje: kobiety były równe mężczyznom. Mówiły głośno, co myślą, brały udział w zarządzaniu lokalną wspólnotą i miały przywilej nadawania imion swoim dzieciom. Hiszpańscy mężczyźni, mocą rozmaitych aktów prawnych, kazali kobietom zostać w domach. No i klęczeć w kościołach. Tam przez stulecia misjonarze błogosławili ubogich w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławili także tych, którzy się smucili, albowiem oni będą pocieszeni. Musieli też błogosławić niewykształconych, aby usprawiedliwić brak dostępu do edukacji. Kształcili się Hiszpanie i lokalni kolaboranci, reszta im służyła. Ubóstwo pojmowano dosłownie: przez wieki ludzie wierzyli, że bogaty wyląduje w piekle. Skoro łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego, potępienia na sądzie ostatecznym boją się tu i dzisiaj. Nie chcą się bogacić. Bogactwo budzi strach. Bieda jest cnotą.
*
S’il vous plaît — nad jeszcze dychającym szkieletem nieokreślonej płci Francuz wciąż myśli, że cały świat jest frankofoński.
¡Tome! — nad długowłosym mężczyzną turystka z Madrytu wierzy, że ponad sto lat po odejściu Hiszpanów jej słowa są tu zrozumiałe.
Bitte schőn! — Niemiec, ten to już przesadza.
Here you are — Anglik ma komfort, bo nikt już się nie zastanawia, dlaczego jego językiem porozumiewa się świat.
*
[...] w wigilię święta umarłych na progach swoich domów ludzie w ciszy i skupieniu zapalają świeczki. Ostatniego październikowego wieczoru cały slums płonie: główna ulica i wąskie boczne labirynty. Jedna świeczka — jeden umarły. Tysiące umarłych, może dziesiątki tysięcy, o których wciąż ktoś tu pamięta, ktoś tęskni, ktoś pucuje ich groby na Cmentarzu Południowym.
*
Nasz zdrowy świat nie chce świata choroby, tak jak życie nie chce świata śmierci. Młodość nie widzi potrzeb starości, świat heteryków nie chce świata homo, świat pieniądza — świata biedy. Północ — Południa, Zachód — Wschodu, metropolie — swoich byłych kolonii, ludzie żyjący w pokoju — ofiar wojen, prześladowanych, uchodźców, Hutu — Tutsi, chrześcijanie (na przykład Serbowie) — muzułmanów (Albańczyków, Bośniaków), Turcy — Kurdów, Filipińczycy — Koreańczyków i Chińczyków, bo kto na świecie lubi Chińczyków, Flamandowie — Walonów, Holendrzy — Polaków, Polacy — Żydów, Żydzi — Arabów, Arabowie — Żydów i Amerykanów, Amerykanie — Meksykanów. Kogo nie znoszą Meksykanie? Samych siebie: biali — niebiałych. Może nie wszyscy, nie wszędzie, nie zawsze. Ale każdy. Każdy jest wśród niechcianych albo tych, którzy nie chcą.
Wojciech Tochman, fot. Grzegorz Wełnicki, Eli, Eli,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz