środa, października 02, 2013

(860+1). W telegraficznym skrócie

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Chondrium
Krok 1.
Przychodzi taki dzień, że nie możesz się podnieść. Przy odrobinie szczęścia ominie cię setka zastrzyków, zanim ktoś przytomnie stwierdzi, że to może być coś więcej niż „korzonki”. Dyskopatia. Wysychanie krążków międzykręgowych. Jest źle. Powiedzą, że operacja absolutnie niezbędna. Masz szczęście i numerek 996. Twoje szczęście polega na tym, że nie masz pieniędzy, by w publicznym szpitalu z miejsca 996 przeskoczyć na dwudzieste któreś, co oznaczałoby, że będziesz krojony za cztery tygodnie. Masz szczęście i numerek 996. Jeszcze nie wiesz, że przez naście lat nikt nie zadzwoni, byś szykował się do szpitala. Ćwiczenia izometryczne. Masaże. Uratowany! Tak, tak, oczywiście, że będziesz ćwiczył. Ćwiczysz, ćwiczysz, wracasz do życia. Już nie pamiętasz, jak to jest, nie móc się podnieść i nie móc przejść dwustu metrów. Mija jakiś czas...

Krok 2. Masz diagnozę, zestaw ćwiczeń kurzem pokryty i... przychodzi taki dzień, że nie możesz się podnieść. Masaż. Ćwiczenia. Masaż. Ćwiczenia. Ćwiczenia. Obiecujesz sam sobie, że już nigdy, przenigdy nie przestaniesz ćwiczyć. Przychodzi jednak taki dzień, że zapominasz o obietnicy.

Krok 3. Zapomniałeś, prawda? Wróć do kroku 2.

Krok 4. Ofkors, że pamiętasz! Ćwiczysz. Ćwiczysz. Dzień w dzień. Nigdy nie byłeś tak sprawny i... przychodzi taki dzień, że znów cierpisz... Dysonans poznawczy cię dopada. Co to ma znaczyć, psia krew, przecież ćwiczyłeś, prawda?

Hipochondrium
Dotarłam w niedzielę do kroku czwartego. Nad ranem obudziłam się i wyć mi się z bólu chciało, nóg od kolan w dół nie miałam. Choć poszłam spać w Przytulisku i nie mam w zwyczaju lunatykować, to obudziłam się w więzieniu, bo dotarło do mnie, że... gdy usiądę na wózku, nie będę mogła pójść do kuchni... za wąskie drzwi... nie będę mogła pójść na dwór... nie ma windy, są kręcone schody. Jasny gwint! Armagedon?

Hipo po tam
Tam pojechałam wczoraj. Ciut bardziej zachodniej medycyny zażyłam. Testy na stan ciała zdałam. Pan Orto stwierdził: jest pani w dobrym stanie... jaka operacja? jaki wózek? to tylko stan zapalny... tak, nad ranem jest najgorzej, bo... a tych i tych ćwiczeń nie robić przez cztery tygodnie. Oniemiałam z wrażenia: nie robić tych ćwiczeń! Będę żyć! Długo i szczęśliwie! Klusek pięć! Obiecuję! Na skrzydłach do domu wracałam...

Hip, hip, hura!
A może psyche rzuciła mi się na somatykę? — pomyślałam. Co się działo w moim życiu, gdy ten epizod mnie napadł? O, to! Akuszer oświetlił mi dziś kręte czułości mej psyche.

Mogę zrobić krok w świat córki źle traktowanej.
Mogę zrobić krok w swój wymarzony świat szczęścia, miłości i zrozumienia.

Jeszcze kuleję, ale krok w świat postawiłam zdecydowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz