środa, stycznia 22, 2014

944. Epoka obywatela PKB

 wpis przeniesiony 9.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wpadła mi sama w ręce. Zatrzymała swoim tytułem: Tam gdzie dzieci są luksusem. Pomyślałam: Polska? Większość zjawisk, choć na mniejszą skalę, dotyczy również naszego kraju. W wielu miejscach książki odetchnęłam, dowiadując się, że to nie moja bezdzietna, skrzywiona percepcja świata, lecz szaleństwo czasów, w których przyszło nam żyć, które ktoś mądry zauważył.

Pamiętam moje niesłabnące zadziwienie, gdy w szkole na języku polskim omawiano tło społeczne epok. Co myślano? Jak postrzegano świat? Jakie były normy? Zawsze przy takich okazjach nie mogłam uwierzyć, że ludzie dali się wmanewrować w takie czy inne szaleństwo. A tu, proszę, żyję w równie porąbanych czasach. Myśl ta krępuje mnie bezradnością, ponieważ tak naprawdę niewiele mogę. Jednak z drugiej strony, mogę wszystko w sobie i w świecie wokół mnie. Nikt nigdy mnie tego prawa nie pozbawi i mam zamiar z niego korzystać zawsze i wszędzie, bo jeśli nie ja, to kto? Jeśli nie Ty, to kto?

Dla wszystkich chińskich dzieci, na każdym etapie ich życia, pieniądze, bardziej niż kiedykolwiek, pozostają narzędziem walki o lepszy byt. Dzięki nim mogą prawie wszystko: chodzić do najlepszych szkół, leczyć się w najlepszych lecznicach, kształcić się na uniwersytecie, znaleźć mieszkanie, ożenić się. A bez tego sezamu pole możliwości znacznie się zawęża: nie mogą pójść do szkoły ani się leczyć, ani znaleźć dachu nad głową, ani nawet mieć nadzieję na założenie rodziny. Chińskie społeczeństwo w dobie reform jest bezlitosne dla swoich dzieci. Zdrowie, możliwość uczenia się, prawo do wypowiedzi, poszanowanie praw, mieszkanie, małżeństwo… wszystko się kupuje, wszystko się konsumuje; nic nie płynie ze źródła, nic nie należy się prawnie.

*

W społeczeństwie chińskim pojawienie się pierwszego dziecka stanowi kluczowy etap egzystencji: zgodnie z filozofią konfucjańską reprodukcja traktowana jest nadal jako „naturalny obowiązek”, tak więc kobieta bez męża i dziecka uchodzi za „niepełną i niespełnioną”. Jeśli w kilka miesięcy po zawarciu małżeństwa nie zachodzi w ciążę, obgaduje się ją, że jest chora lub „za stara” albo że jej mąż jest „za słaby”. Tak samo jak w przeszłości jednym z największych nieszczęść była bezpłodność (lub rodzenie się tylko dziewczynek) traktowana kiedyś jako dolegliwość wyłącznie kobieca.

*

Dziś, podobnie jak i dawniej, preferowanie synów wynika z racjonalnej kalkulacji kosztów i korzyści, których można oczekiwać po dziecku w zależności od jego płci. Według powszechnej opinii syn jest obdarzony kompetencjami i rolami, z którymi córka nie może rywalizować. Na przykład zapewnia kontynuację linii ojcowskiej i potwierdza społeczny status rodziny. W późniejszym okresie córka zostanie oddana rodzicom swego męża, syn natomiast będzie niezawodną podporą dla swoich starych rodziców. Reformy ekonomiczne i społeczna liberalizacja, która była ich wynikiem, tylko wzmocniły tę wizję — tym bardziej jeśli jest jedynakiem. Rodzice wiążą z nim wielkie nadzieje: widzą jego przyszłość jedynie w kontekście powodzenia — tak zawodowego, jak i społecznego. Do tego stopnia, że gdy na wsi dochodzi do konfliktu na tle finansowym lub związanego z kwestiami własnościowymi, stroną, która wygrywa, jest ta, co ma syna, podczas gdy druga słyszy: „Dlaczego nadal domagasz się uznania swoich praw, ty, który nawet nie masz syna, by przedłużyć linię rodową?”.

Isabell Attané, Tam gdzie dzieci są luksusem.
Chiny wobec katastrofy demograficznej
,
Wydawnictwo Studio Emka, Warszawa 2012.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz