wpis przeniesiony 9.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Wpadła mi sama w ręce. Zatrzymała swoim tytułem: Tam gdzie dzieci są luksusem. Pomyślałam: Polska? Większość zjawisk, choć na mniejszą skalę, dotyczy również naszego kraju. W wielu miejscach książki odetchnęłam, dowiadując się, że to nie moja bezdzietna, skrzywiona percepcja świata, lecz szaleństwo czasów, w których przyszło nam żyć, które ktoś mądry zauważył.
Pamiętam moje niesłabnące zadziwienie, gdy w szkole na języku polskim omawiano tło społeczne epok. Co myślano? Jak postrzegano świat? Jakie były normy? Zawsze przy takich okazjach nie mogłam uwierzyć, że ludzie dali się wmanewrować w takie czy inne szaleństwo. A tu, proszę, żyję w równie porąbanych czasach. Myśl ta krępuje mnie bezradnością, ponieważ tak naprawdę niewiele mogę. Jednak z drugiej strony, mogę wszystko w sobie i w świecie wokół mnie. Nikt nigdy mnie tego prawa nie pozbawi i mam zamiar z niego korzystać zawsze i wszędzie, bo jeśli nie ja, to kto? Jeśli nie Ty, to kto?
Dla wszystkich chińskich dzieci, na każdym etapie ich życia, pieniądze, bardziej niż kiedykolwiek, pozostają narzędziem walki o lepszy byt. Dzięki nim mogą prawie wszystko: chodzić do najlepszych szkół, leczyć się w najlepszych lecznicach, kształcić się na uniwersytecie, znaleźć mieszkanie, ożenić się. A bez tego sezamu pole możliwości znacznie się zawęża: nie mogą pójść do szkoły ani się leczyć, ani znaleźć dachu nad głową, ani nawet mieć nadzieję na założenie rodziny. Chińskie społeczeństwo w dobie reform jest bezlitosne dla swoich dzieci. Zdrowie, możliwość uczenia się, prawo do wypowiedzi, poszanowanie praw, mieszkanie, małżeństwo… wszystko się kupuje, wszystko się konsumuje; nic nie płynie ze źródła, nic nie należy się prawnie.
*
W społeczeństwie chińskim pojawienie się pierwszego dziecka stanowi kluczowy etap egzystencji: zgodnie z filozofią konfucjańską reprodukcja traktowana jest nadal jako „naturalny obowiązek”, tak więc kobieta bez męża i dziecka uchodzi za „niepełną i niespełnioną”. Jeśli w kilka miesięcy po zawarciu małżeństwa nie zachodzi w ciążę, obgaduje się ją, że jest chora lub „za stara” albo że jej mąż jest „za słaby”. Tak samo jak w przeszłości jednym z największych nieszczęść była bezpłodność (lub rodzenie się tylko dziewczynek) traktowana kiedyś jako dolegliwość wyłącznie kobieca.
*
Dziś, podobnie jak i dawniej, preferowanie synów wynika z racjonalnej kalkulacji kosztów i korzyści, których można oczekiwać po dziecku w zależności od jego płci. Według powszechnej opinii syn jest obdarzony kompetencjami i rolami, z którymi córka nie może rywalizować. Na przykład zapewnia kontynuację linii ojcowskiej i potwierdza społeczny status rodziny. W późniejszym okresie córka zostanie oddana rodzicom swego męża, syn natomiast będzie niezawodną podporą dla swoich starych rodziców. Reformy ekonomiczne i społeczna liberalizacja, która była ich wynikiem, tylko wzmocniły tę wizję — tym bardziej jeśli jest jedynakiem. Rodzice wiążą z nim wielkie nadzieje: widzą jego przyszłość jedynie w kontekście powodzenia — tak zawodowego, jak i społecznego. Do tego stopnia, że gdy na wsi dochodzi do konfliktu na tle finansowym lub związanego z kwestiami własnościowymi, stroną, która wygrywa, jest ta, co ma syna, podczas gdy druga słyszy: „Dlaczego nadal domagasz się uznania swoich praw, ty, który nawet nie masz syna, by przedłużyć linię rodową?”.
Isabell Attané, Tam gdzie dzieci są luksusem.
Chiny wobec katastrofy demograficznej,
Wydawnictwo Studio Emka, Warszawa 2012.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz