środa, września 05, 2018

3004. Pierwsza

 wpis przeniesiony 10.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Okładki pierwszej i drugiej przez lata obijały mi się o oczy — nie porwały, nie przyciągnęły, odepchnęły na potem. Przez przypadek trafiłam na audycję à propos trzeciej i już wiedziałam, że muszę — przez wiele emocjonalnych ‘u’ — przeczytać wszystkie trzy, że potrzebuję je czytać w kolejności, jak powstawały.

Pierwszą, tę książkę, skończyłam w niedzielę, ale pracowała we mnie, nie pozwalając zająknąć się na jej temat, bo jak. Musiałam poczekać, aż wyklaruje się klucz, według którego można wybrać cytaty (nie przepiszę przecież połowy książki!). Ta książka jest piękna, wspaniała i magiczna. Spotkacie w niej niesamowitych ludzi, ale jest również jedną z niewielu książek, przy której jesteście ciekawi również tej osoby, która czyta tę książkę, jej reakcji, marzeń, postanowień, pozostaniecie w głębokim i delikatnym zadziwieniu, co uśmiecha ją w środku — pozostaniecie na długo.

Jestem w połowie drugiej. Trzecią, dziś była jej premiera, już mam na czytniku.

Wiedziałam, że muszę na północ, a Longyearbyen — największa osada na wyspie — leżało możliwie najdalej. Arktyczne lato było chłodniejsze od tego europejskiego o jakieś trzydzieści stopni, więc dało się zebrać myśli.

*

Czy bez problemu kupujesz produkty w Svalbardbutikkenie?” Nie.
     „Czy możesz łatwo czytać norweską prasę?” Nie. No, może z wyjątkiem prognozy pogody i nekrologów.
     „Czy swobodnie oglądasz główne wydanie wiadomości w norweskiej telewizji?” No nie. To znaczy oglądam swobodnie, tyle że w tym czasie słucham Trójki
.

*

Grzbiet lodu oddycha jak żółw zmęczony dźwiganiem świata. W górę i w dół. Śpi mocno, bo co jakiś czas drga bezwiednie. Skuter pędzący mu po karku osiemdziesiąt kilometrów na godzinę to nie więcej niż lekkie swędzenie.

*

Koniec świata to dobry początek.

*

Z psami jest łatwiej, bo nie zadają zbędnych pytań.

*

Marcela nie marnuje czasu na strach. Jest tu i teraz. Nie przewiduje złych scenariuszy.

*

[…] to bezpieczne ciepło w hytcie, które Norwegowie nazywają kos, a wymawiają „kus”. Kus oznacza wszystko, co kojarzy się z domem, ciszą, smacznym jedzeniem i miłością. Jak uczucie, kiedy się wchodzi z zimnego do domu, gdzie pachnie kąpielą i miękką skórą. To jest o wiele więcej niż przytulnie. Trudno to w ogóle przetłumaczyć. Kus i hytta są nierozłączne, a im dalej od cywilizacji, tym to nieprzetłumaczalne odczuwa się mocniej. Kus wyklucza samotność. Wyklucza więc też strach.

*

Jak sobie odgryziesz ogon, to przeżyjesz, ale na zawsze pozbawisz się równowagi.

*

I tak siedzimy w milczeniu. To jest jedna z tych chwil, kiedy buduje się swoje najlepsze wspomnienia.

*

Wystarczy, że coś postanowi. Reszta dzieje się sama.

Ilona Wiśniewska, Białe. Zimna wyspa Spitsbergen,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz