wtorek, lutego 12, 2019

(3183+1). Czytane tam (II)

 wpis przeniesiony 15.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Bukowski Bukowskim. Naznaczony swoją płcią nawet nie otarł się o kobiecość, choć myślał pewnie, że zdarzyło mu się to miliony razy. I właśnie dlatego wiersze wierszami, ale to w tej książce znikałam szpitalnymi nocami.

Chodziła za mną latami, pojawiając się znienacka to tu, to tam. Argument miała mocny: czeski kawałek literatury. Lubię czeskie filmy, lubię czeskie książki, ostatnio uwielbiam jednego czeskiego neurologa. Wyjścia jakby nie było.

Dawno nie czytałam tak wspaniałej powieści — na początku toczy się wolno (prawie pożałujesz, że się za nią wzięłaś), potem nabiera tempa, ciarki są, przyspiesza, do ostatniej sceny dobiegasz, a potem już jesteś tylko ze sobą, w zamyśleniu, poruszeniu wewnętrznym i zadumie. I czekasz już tylko na siebie.

Ja wciąż czekam.

Mam ciarki ze strachu… Nic nie jest takie, jak wcześniej, bo ona nie jest taka, jak wcześniej.

*

Bo tak, jak jest teraz, wcale być nie musi.

*

Wciąż natykam się na kolejne kawałki układanki. Ale nie mają sensu, nie łączą się w całość. A ja nie mogę tak dalej, mam tego dość. Nie chcę już przypadkowo trafiać na strzępki informacji, chcę w końcu połączyć je ze sobą, posklejać tę kupkę skorup, przyjrzeć się temu i poczuć ulgę.

*

Nauka kończy się tam, gdzie zaczyna się j a.

*

Wszystko się toczy tak, jak żeś chciała, swoim tempem… Ino pamiętaj, życia nie da się zaplanować, uporządkować, co do dnia, co do tygodnia, tak samo, bez przerwy. Żyjesz, jakbyś już martwa była. Tak nie można, nie można.

*

Za murami obronnymi ładu i namacalnych, jednoznacznych spraw czuła coś jeszcze. Coś, co tliło się poza granicami niezaprzeczalnie logicznego świata.

*

[…] coś w niej pękło i zaczęło wibrować, nie była pewna, czy to uczucie przerodzi się w płacz, czy w rozpaczliwy wrzask.

*

[…] sama wisz, że tak to już jest z wróżbami, trzeba ich po prostu wysłuchać, boć sens otwiera się pomału, stopniowo, tak jak kwiat, aż się cały rozwinie, a i to zależy od tego, czy człowiek umi dobrze przyglądać się światu. I jak bardzo chce dotrzeć do celu.

*

Nagle się przestraszyła. Nie wiedziała dokładnie czego, nie wiedziała, z jakiego powodu, wiedziała tylko, że narodziło się w niej coś nowego, coś, czego już nie stłumi i co nie pozwoli jej żyć, jak dotąd żyła.

*

[…] wstaje, podchodzi i obejmuje ją od tyłu. Dora czuła jej przesycony wypalanką gorący oddech na swoim karku. Zamknęła oczy i skuliła się, jakby chcąc utonąć w rozłożystych ramionach Janigeny. Właśnie tego potrzebowała. Czyjegoś zaangażowania. Nie chciała już zawsze polegać tylko na sobie.

*

Nagle nie stał już przed nią człowiek, który bezczelnie nadużywał swojej pozycji w społeczności niewykształconych górali, ale samotny, niespełniony mężczyzna, niemający odwagi wziąć losu we własne ręce i żyć według własnych przekonań.

Kateřina Tučková, Boginie z Žítkovej, przeł. Julia Różewicz,
Wydawnictwo Afera, Wrocław 2014.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz