Maestra-Di-Italiano w poniedziałek zapytała ciasteczkowych uczniów o święto, które na dobre miało rozkręcić się we Włoszech. Pan Ciasteczko nie miał pojęcia, o czym w piątek doniósł mi Sadownik.
Nie wiem kto — Sadownik czy Pan Ciasteczko — zarzynał u siebie tegoroczne sanremowe przeboje. Dla mnie to było estetycznie zbyt duże wyzwanie, łomoliłam sobie Beethovenem w południowej części ula.
Z gabinetu wyszedł mężczyzna z sanremowym obłędem w oczach i zaczął podtykać mi pod nos telefon z tą piosenką. Broniłam się, ale uparł się. Był pewien, że będę zachwycona. Opierałam się, ale on był oślo uparty. Dla świętego spokoju, przecież trzydzieści sekund mnie nie zbawi i… zakochałam się w tej piosence, z powodu pana tłumacza — mistrz!
Le Vibrazioni, Dov’è, Mauro Iandolo — tłumacz j. migowego.
Skoro o Italii mowa ... migawka z ubiegłego tygodnia :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę tak niewiele potrzeba, żeby było inaczej. Tymczasem u nas ciągle szczyt prowincjonalnej estetyki to zwykle plastikowe krasnale ...