Świąteczne odliczanie literek przeczytanych przed świętami, trzy. Na fali najnowszej książki nie zastanawiałam się ani chwili. I rozczarowanie samo wprosiło się do ula. Pomysł na strukturę rozdziałów ze zwrotami akcji o 180 stopni po długiej prostej nie zachwycił mnie wcale. Brak precyzji w kilku miejscach prawie mnie przewrócił. Odczarowanie mocy native speaker-ów wspaniałe, ale wepchnięcie potem w mit native speakera jako wyznacznika kompetencji językowych to zabieg nie tylko mało realistyczny, ale przede wszystkim głupi. Na szczęście kilka metafor przypadło mi do gustu, a i troszkę cytatów dało sie wygrzebać. Zachwyt ilustracjami zrodził dodatkowe ogromne rozczarowanie okładką, której tak niewiele brakowałoby, by być z nimi spójną bez podnoszenia kosztów druku
Tak czy inaczej, według mnie to lektura zakazana dla osób po trzydziestce, które rozważają pomysł nauki nowego języka obcego. Nie zbliżajcie się do tej książki! Zacznijcie się uczyć, odkryjcie dla siebie świat tego języka, nie przejmujcie się językowym PKB, wydajnością, zwrotem, zyskiem; po prostu rozkoszujcie się tym, co obcowanie z tym językiem Wam daje.
W każdym języku coś jest całkiem zwyczajne, normalne i pożądane, gdy w innym to samo „coś” jest niemożliwe lub niemile widziane. Ucząc się tego języka możemy głębiej tym „czymś” odetchnąć, mieć możliwość nasiąknięcia tym. W moim przypadku angielski daje mi wolność, ale radości życia uczy mnie włoski. Ten Pan, w tej konkretnej rozmowie był dla mnie bezpośrednią inspiracją i źródłem motywacji. Przed pierwszą lekcją, miałam tę rozmowę obejrzaną kilkadziesiąt razy. Nie przeszkadzało mi, że werbalnie nic nie rozumiem, chłonęłam pozawerbalne „coś”. Gdybym wcześniej przeczytała tę książkę, tylko bym westchnęła, że starość i lingwistyczna niemoc, a nie ruszyła w nową językową podróż. Dziś znów wróciłam do tej rozmowy, do jej atmosfery. Nie wzdycham, że starość i niemoc; coraz więcej rozumiem. Zachwyt się zmienił, jest jeszcze większy.
Mauro Iandolo, Tra danza e lingua dei segni
[w:] Vieni da me.
🖇 🖇
[…] przy okazji dyskusji na temat mitu o Dedalu i Ikarze usłyszeliśmy, że największym marzeniem ludzkości jest umieć latać. Nieprawda. Największym marzeniem ludzkości jest umieć mówić w obcym języku bez konieczności uczenia się go.
🖇
Język warto kochać, choć tak, miłość ta bywa destrukcyjna – destrukcyjna dla pozornie przyklepanych schematów i wyobrażeń. Takiej miłości warto zaznać.
🖇
Dopiero pierwsze lekcje języka obcego uświadamiają nam, jak bardzo nieoczywiste jest to, co dotąd nie prosiło się o żadne dodatkowe pytania.
– TEN stół? – pyta znajomy Anglik. – Ten? Masz na myśli, że to „on”?
– Tak. W języku polskim rzeczowniki mają rodzaj gramatyczny.
– A skąd mam wiedzieć, czy „stół” to „on”? Dla mnie to jest „to”, to jest przedmiot!
– Zgoda, ale w języku polskim przyjęło się, że jest rodzaju męskiego.
– A cóż jest w nim męskiego?
Ileż cech naszego ojczystego języka uświadamiamy sobie dopiero dzięki nauce języka obcego!
🖇
– Boże, czy ja naprawdę muszę wypisywać słówka z tej nudziarskiej czytanki? – […] – Gdyby to było chociaż coś życiowego.
– Co na przykład? – pytam niepewna, co młody i bystry, ale i nie do końca zaangażowany w naukę języka człowiek może definiować jako „życiowe”.
– No na przykład coś z życia, w stylu mojego dialogu z tatą, gdy nakrywa mnie na grze w PlayStation w godzinach, kiedy mam odrabiać lekcje.
– I czego można by było się nauczyć z tego dialogu?
– Masę rzeczy! Masę przydatnych zwrotów, powiedzonek! Na przykład: „w panice wyłączać telewizor”; „udawać, że czyta się podręcznik do chemii”; „wpaść z hukiem do pokoju”; „rzucić konsolą o ścianę”; „opierdolić z góry nad dół”; „dać szlaban”; „zaraz cholera mnie weźmie”. Takie rzeczy zapadają w pamięć!
🖇
Dwujęzyczni używają każdego ze znanych sobie języków do innych celów, w różnych okolicznościach i wśród różnych ludzi. […] Znajomość używanych przez nas języków nie jest symetryczna, a używanie różnych językowych zasobów w różnych sytuacjach nie sprawia, że jesteśmy mniej dwujęzyczni.
🖇
Nauka języka zmienia naszą optykę i uelastycznia zwoje trwalej, skuteczniej i może nawet przyjemniej niż cierpliwie rozwiązywane sudoku.
🖇
Za wszelką cenę próbuję sobie przy tym przypomnieć nazwę pewnego owocu. „Na b, na b… na pewno zaczyna się na b” – myślę, usiłując wydobyć ją z czeluści mentalnego słownika. Po dłuższej chwili bezskutecznego przeszukiwania szufladek zwracam się wreszcie do siedzącej obok siostry:
– Powiedz mi, jak nazywa się ten owoc na b, wiesz, dobry owoc na placek. Robi się też z niego kompot…
Konsternacja. Siostra przytomnie zauważa, że typowe owoce wykorzystywane do wypieków i kompotów to śliwki, gruszki, truskawki, wiśnie, porzeczki…
– Ale że owoc na b? Jesteś pewna, że na b?
– Jestem.
Niemal w tej samej chwili doznaję skrzącego na czerwono olśnienia: słowem „na b, na pewno na b” jest… rabarbar. Podobnego splątania doświadcza każdy z nas, niezależnie od tego, jakie zna języki i ile. I niezależnie od poziomu ich znajomości.
🖇
[Zjawisko] tip of the tongue. Polega ono na tym, że słowo, które usiłujemy sobie przypomnieć, przypomina nam się jedynie częściowo lub wysyła na front swojego sobowtóra – wyraz podobnie brzmiący, zaczynający się na podobną literę czy sylabę albo po prostu je zawierający.
🖇
[…] któryś język zawsze jest pierwszy, nawet u osób dwujęzycznych złożonych. To właśnie on służy do opisywania świata w pierwszych latach naszego istnienia, on też zapełnia szufladę jako pierwszy. Drugą, mniejszą, zajmuje język drugi. Wreszcie mamy trzecią, uprzywilejowaną szufladę, zawierającą tak zwany poziom pojęciowy. Zazębia się on – a raczej wypełnia – równocześnie z szufladą pierwszą, co jest dość logiczne: poznając świat, poznajemy język, i na odwrót. To właśnie tu przechowywana jest nasza wiedza o świecie, o tym, co to „kot” i co to „krzesło”, ale i co to „złość” czy „zazdrość”. Właśnie dlatego świadoma nauka języka drugiego wiąże się z tyloma konsultacjami z językiem pierwszym.
🖇
Choć od szuflady z naszym językiem drugim oczekujemy, że stale będzie się zapełniać, dowodząc tym samym naszego językowego talentu, szuflada z językiem pierwszym także się zapełnia, a proces ten w zasadzie nie ma końca. W szufladzie z językiem pierwszym zawsze znajdą się też przegródki, które zieją pustką. Na przykład te z napisem: „rodzaje amunicji”, „kardiologia” czy „maszyny rolnicze”, o ile nie zajmujemy się żadnym z tych tematów na co dzień.
🖇
W jednych szufladach bywa przestronnie, inne trzeszczą pod naporem kłębiącej się zawartości, żadnej jednak nie powinno się kompulsywnie porządkować – dążenie do leksykalnej równowagi w szufladach prędzej odbierze nam smak życia, niż pozwoli choć o krok zbliżyć się do ideału.
🖇
Najważniejsze w nauce języka u dzieci jest jednak całkowite ignorowanie przez nie własnej niewiedzy. Biczowanie się za to, czego jeszcze się nie wie, to domena starszych. Młodzi, zwłaszcza najmłodsi, wolą skupiać się na tym, co już wiedzą.
Umiejętność przyglądania się językowi jak abstrakcyjnemu tworowi, który da się rozłożyć na części, przychodzi z czasem i nie jest domeną dzieci. Jeśli posługiwanie się językiem w sposób intuicyjny i instynktowny można porównać do układania prostych konstrukcji z klocków Duplo, w których prędzej czy później klocek A połączymy z klockiem B, to analizę języka w celu świadomego budowania w nim wypowiedzi należałoby porównać do zabawy Lego Technic: elementów jest całe mnóstwo, a skuteczne ich łączenie wymaga namysłu i analizy danych. Nie wystarczy po prostu połączyć klocka zielonego z czerwonym. Choćby dlatego, że zauważamy, że jeden klocek składa się z kilku mniejszych.
🖇
Wyrażanie własnego poczucia humoru i docenienie cudzego to chyba największy sprawdzian dla osób uczących się języka.
🖇
[Język] jest czymś potężniejszym niż narzędzie komunikacji.
🖇
W naszym osobistym repertuarze pewne języki po prostu nadają się lepiej do snucia opowieści na taki czy inny temat. Z wyjątkiem opowieści o dzieciństwie – tu niemal zawsze najlepiej pasuje ojczysty.
🖇
[…] zapisują się na lekcje języka, o którym nie mają pojęcia. W głowie się poprzewracało? Nie, dopiero się przewróci. I bardzo dobrze, życie dostarczające nowych bodźców i doświadczeń warte jest przeżycia.
🖇
Statystyczny dwujęzyczny ze swoją wysoce zindywidualizowaną historią nauki języka drugiego, spersonalizowanym zestawem czynników wpływających na jego przyswajanie, takich jak choćby wiek, środowisko, namiętności, motywacje lub ich brak, to prawdziwy koszmar badacza, chodzący zestaw zmiennych liczniejszych niż angielskie samogłoski.
🖇
Widząc przepaść dzielącą nasz język drugi i trzeci, wierzymy, że moment opanowania języka trzeciego to ten, kiedy osiągamy identyczny rezultat co przy języku drugim czy pierwszym. A przecież nasze umysły nie są już takie same, zdążyło już na nie wpłynąć wiele czynników, zapisały się już w nich dane gromadzone przez lata nauki wcześniejszych języków. Nie jesteśmy ani czystą tablicą, ani też nowicjuszem w nauce języka obcego. Jesteśmy nowym tworem.
🖇
Umysł magazynuje informacje w sposób, którego logika prawdopodobnie mocno by nas zaskoczyła. Sama nauka też jest ciągłym zaskakiwaniem własnego umysłu.
🖇
Mąż może pozostać jeden – jednak romanse z kolejnymi językami to rozrywka, która nie tylko nie grozi utratą reputacji ani rozstaniem, ale na dodatek pozwala przewietrzyć głowę i przypomina o istnieniu dawno nieużywanych zakamarków umysłu.
🖇
Każdy, kto świadomie uczy się języka obcego, uczy się go, mając w głowie własny, może nawet nie do końca uświadomiony i zdefiniowany wzór, odzwierciedlający poziom doskonałości, który chce osiągnąć.
Jagoda Ratajczak, Języczni. Co język robi naszej głowie,
ilustr. Ola Niepsuj,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2020.
(wyróżnienie własne)
Żyć bez wyzwań to jakby pozbawić się niespodzianek, to jak być przywiązanym do jednego jadłospisu, gdy inni degustują dziesiątki smakowitych potraw.
(tamże)
Są jeszcze kundle językowe, "pigeon English", nie wiem jak się fachowo nazywa taki Niemiecki. Tworzone lokalnie, z tych elementów języka i ram językowych jakie są, na potrzeby tego, co trzeba wyrazić: zaczynamy, weź to i połóż tam, przerwa. I wyższy poziom abstrakcyjny: gdzie dzisiaj robisz, kiedy masz urlop, czy masz dzieci. To się da "złapać", bez dużej dozy "uczenia się". Malinowski zdaje się zajmował się tym poziomem komunikacji
OdpowiedzUsuńtak, tak, lingwiści to "obrobili"… niestety nie znam polskich nazw, tylko angielskie odpowiedniki: pidgin, creole. :)))
Usuń