wtorek, grudnia 26, 2023

5302. Z oazy (CCXVIII)

Świąteczne od­liczanie literek przeczytanych przed świętami, trzy. Na fali najnowszej książki nie za­sta­na­wia­łam się ani chwili. I rozczarowanie samo wprosiło się do ula. Pomysł na strukturę roz­dzia­łów ze zwrotami akcji o 180 stopni po długiej prostej nie zachwycił mnie wca­le. Brak precyzji w kilku miejscach prawie mnie przewrócił. Odczarowanie mocy native speaker-ów wspaniałe, ale wepchnięcie potem w mit native speakera jako wy­znacz­nika kompetencji językowych to zabieg nie tylko mało re­a­li­stycz­ny, ale przede wszystkim głupi. Na szczęście kilka metafor przypadło mi do gustu, a i troszkę cy­ta­tów dało sie wygrzebać. Zachwyt ilustracjami zrodził do­dat­ko­we ogromne rozczarowanie okładką, której tak niewiele brakowałoby, by być z nimi spójną bez podnoszenia kosztów druku

Tak czy inaczej, według mnie to lektura zakazana dla osób po trzydziestce, które roz­ważają pomysł nauki nowego języka obcego. Nie zbliżajcie się do tej książki! Zacznijcie się uczyć, odkryjcie dla siebie świat tego języka, nie przejmujcie się języ­ko­wym PKB, wydajnością, zwrotem, zyskiem; po prostu rozkoszujcie się tym, co obcowanie z tym językiem Wam daje.

W każdym języku coś jest całkiem zwyczajne, normalne i pożądane, gdy w innym to samo „coś” jest nie­moż­li­we lub niemile widziane. Ucząc się tego języka możemy głę­biej tym „czymś” odetchnąć, mieć możliwość nasiąknięcia tym. W moim przypadku angielski daje mi wolność, ale radości życia uczy mnie włoski. Ten Pan, w tej kon­kretnej rozmowie był dla mnie bezpośrednią inspiracją i źródłem motywacji. Przed pierwszą lekcją, mia­łam tę roz­mowę obejrzaną kilkadziesiąt razy. Nie przeszkadzało mi, że werbalnie nic nie rozumiem, chłonęłam pozawerbalne „coś”. Gdybym wcze­śniej przeczytała tę książ­kę, tylko bym westchnęła, że starość i lingwistyczna nie­moc, a nie ruszyła w nową językową podróż. Dziś znów wró­ci­łam do tej rozmowy, do jej atmo­sfe­ry. Nie wzdy­cham, że starość i niemoc; coraz więcej rozumiem. Zachwyt się zmienił, jest jeszcze większy.

Mauro Iandolo, Tra danza e lingua dei segni
[w:] Vieni da me.

🖇  🖇

[…]  przy okazji dyskusji na temat mitu o Dedalu i Ikarze usłyszeliśmy, że naj­więk­szym marzeniem ludzkości jest umieć latać. Nieprawda. Naj­więk­szym marzeniem ludzkości jest umieć mówić w obcym języku bez ko­nie­czno­ści uczenia się go.

🖇

Język warto kochać, choć tak, miłość ta bywa destrukcyjna – destrukcyjna dla pozornie przyklepanych schematów i wyobrażeń. Takiej miłości warto zaznać.

🖇

Dopiero pierwsze lekcje języka obcego uświadamiają nam, jak bardzo nieoczywiste jest to, co dotąd nie prosiło się o żadne dodatkowe pytania.

     – TEN stół? – pyta znajomy Anglik. – Ten? Masz na myśli, że to „on”?
     – Tak. W języku polskim rzeczowniki mają rodzaj gramatyczny.
     – A skąd mam wiedzieć, czy „stół” to „on”? Dla mnie to jest „to”, to jest przedmiot!
     – Zgoda, ale w języku polskim przyjęło się, że jest rodzaju męskiego.
     – A cóż jest w nim męskiego?
     Ileż cech naszego ojczystego języka uświadamiamy sobie dopiero dzięki nauce języka obcego!

🖇

     – Boże, czy ja naprawdę muszę wypisywać słówka z tej nudziarskiej czy­tanki? – […]  – Gdyby to było chociaż coś życiowego.
     – Co na przykład? – pytam niepewna, co młody i bystry, ale i nie do końca zaangażowany w naukę języka człowiek może definiować jako „życiowe”.
     – No na przykład coś z życia, w stylu mojego dialogu z tatą, gdy na­kry­wa mnie na grze w PlayStation w godzinach, kiedy mam odrabiać lekcje.
     – I czego można by było się nauczyć z tego dialogu?
     – Masę rzeczy! Masę przydatnych zwrotów, powiedzonek! Na przykład: „w panice wyłączać telewizor”; „udawać, że czyta się podręcznik do che­mii”; „wpaść z hukiem do pokoju”; „rzucić konsolą o ścianę”; „opierdolić z góry nad dół”; „dać szlaban”; „zaraz cholera mnie weźmie”. Takie rzeczy zapadają w pamięć!

🖇

Dwujęzyczni używają każdego ze znanych sobie języków do innych celów, w różnych okolicznościach i wśród różnych ludzi. […]  Znajomość uży­wa­nych przez nas języków nie jest symetryczna, a używanie różnych ję­zy­ko­wych zasobów w różnych sytuacjach nie sprawia, że jesteśmy mniej dwu­języczni.

🖇

Nauka języka zmienia naszą optykę i uela­stycznia zwoje trwalej, skuteczniej i może nawet przy­je­mniej niż cierpliwie rozwiązywane sudoku.

🖇

Za wszelką cenę próbuję sobie przy tym przypomnieć nazwę pewnego owo­cu. „Na b, na b… na pewno zaczyna się na b” – myślę, usiłując wydobyć ją z czeluści mentalnego słownika. Po dłuższej chwili bezskutecznego prze­szu­ki­wa­nia szu­fla­dek zwracam się wreszcie do siedzącej obok siostry:
     – Powiedz mi, jak nazywa się ten owoc na b, wiesz, dobry owoc na pla­cek. Robi się też z niego kompot…
     Konsternacja. Siostra przytomnie zauważa, że typowe owoce wy­ko­rzy­sty­wa­ne do wypieków i kompotów to śliwki, gruszki, truskawki, wiśnie, porzeczki…
     – Ale że owoc na b? Jesteś pewna, że na b?
     – Jestem.
     Niemal w tej samej chwili doznaję skrzącego na czerwono olśnienia: sło­wem „na b, na pewno na b” jest… rabarbar. Podobnego splątania do­świa­dcza każdy z nas, niezależnie od tego, jakie zna języki i ile. I niezależnie od poziomu ich znajomości.

🖇

[Zjawisko] tip of the tongue. Polega ono na tym, że słowo, które usiłujemy sobie przypomnieć, przypomina nam się jedynie częściowo lub wysyła na front swojego sobowtóra – wyraz podobnie brzmiący, zaczynający się na podobną literę czy sylabę albo po prostu je zawierający.

🖇

[…]  któryś język zawsze jest pierwszy, nawet u osób dwujęzycznych zło­żo­nych. To właśnie on służy do opisywania świata w pierwszych latach na­sze­go istnienia, on też zapełnia szufladę jako pierwszy. Drugą, mniejszą, zaj­muje język drugi. Wreszcie mamy trzecią, uprzywilejowaną szufladę, za­wie­ra­ją­cą tak zwany poziom pojęciowy. Zazębia się on – a raczej wypełnia – równocześnie z szufladą pierwszą, co jest dość logiczne: poznając świat, poznajemy język, i na odwrót. To właśnie tu przechowywana jest nasza wiedza o świecie, o tym, co to „kot” i co to „krzesło”, ale i co to „złość” czy „zazdrość”. Właśnie dlatego świadoma nauka języka drugiego wiąże się z tyloma konsultacjami z językiem pierwszym.

🖇

Choć od szuflady z naszym językiem drugim oczekujemy, że stale będzie się zapełniać, dowodząc tym samym naszego językowego talentu, szuflada z ję­zykiem pierwszym także się zapełnia, a proces ten w zasadzie nie ma końca. W szufladzie z językiem pierwszym zawsze znajdą się też przegródki, które zieją pustką. Na przykład te z napisem: „rodzaje amunicji”, „kardiologia” czy „maszyny rolnicze”, o ile nie zajmujemy się żadnym z tych tematów na co dzień.

🖇

W jednych szufladach bywa przestronnie, inne trzeszczą pod naporem kłę­bią­cej się zawartości, żadnej jednak nie powinno się kompulsywnie po­rząd­kować – dążenie do leksykalnej równowagi w szufladach prędzej od­bie­rze nam smak życia, niż pozwoli choć o krok zbliżyć się do ideału.

🖇

Najważniejsze w nauce języka u dzieci jest jednak całkowite ignorowanie przez nie własnej niewiedzy. Biczowanie się za to, czego jeszcze się nie wie, to domena starszych. Młodzi, zwłaszcza najmłodsi, wolą skupiać się na tym, co już wiedzą.

Umiejętność przyglądania się językowi jak abstrakcyjnemu tworowi, który da się rozłożyć na części, przychodzi z czasem i nie jest domeną dzieci. Jeśli posługiwanie się językiem w sposób intuicyjny i instynktowny można po­rów­nać do układania prostych konstrukcji z klocków Duplo, w których prę­dzej czy później klocek A połączymy z klockiem B, to analizę języka w celu świadomego budowania w nim wypowiedzi należałoby porównać do za­ba­wy Lego Technic: elementów jest całe mnóstwo, a skuteczne ich łączenie wy­ma­ga namysłu i analizy danych. Nie wystarczy po prostu połączyć kloc­ka zielonego z czerwonym. Choćby dlatego, że zauważamy, że jeden klocek składa się z kilku mniejszych.

🖇

Wyrażanie własnego poczucia humoru i docenienie cudzego to chyba naj­większy sprawdzian dla osób uczących się języka.

🖇

[Język]  jest czymś potężniejszym niż narzędzie komunikacji.

🖇

W naszym osobistym repertuarze pewne języki po prostu nadają się lepiej do snucia opowieści na taki czy inny temat. Z wyjątkiem opowieści o dzie­ciń­stwie – tu niemal zawsze najlepiej pasuje ojczysty.

🖇

[…]  zapisują się na lekcje języka, o którym nie mają pojęcia. W głowie się poprzewracało? Nie, dopiero się przewróci. I bardzo dobrze, życie do­star­cza­ją­ce nowych bodźców i doświadczeń warte jest przeżycia.

🖇

Statystyczny dwujęzyczny ze swoją wysoce zindywidualizowaną historią nauki języka drugiego, spersonalizowanym zestawem czynników wpły­wa­ją­cych na jego przyswajanie, takich jak choćby wiek, środowisko, na­mię­tno­ści, motywacje lub ich brak, to prawdziwy koszmar badacza, chodzący zestaw zmiennych liczniejszych niż angielskie samogłoski.

🖇

Widząc przepaść dzielącą nasz język drugi i trzeci, wierzymy, że moment opanowania języka trzeciego to ten, kiedy osiągamy identyczny rezultat co przy języku drugim czy pierwszym. A przecież nasze umysły nie są już takie same, zdążyło już na nie wpłynąć wiele czynników, zapisały się już w nich dane gromadzone przez lata nauki wcześniejszych języków. Nie jesteśmy ani czystą tablicą, ani też nowicjuszem w nauce języka obcego. Jesteśmy nowym tworem.

🖇

Umysł magazynuje informacje w sposób, którego logika prawdopodobnie mocno by nas zaskoczyła. Sama nauka też jest ciągłym zaskakiwaniem własnego umysłu.

🖇

Mąż może pozostać jeden – jednak romanse z kolejnymi językami to roz­ryw­ka, która nie tylko nie grozi utratą reputacji ani rozstaniem, ale na do­datek pozwala przewietrzyć głowę i przypomina o istnieniu dawno nie­uży­wanych zakamarków umysłu.

🖇

Każdy, kto świadomie uczy się języka obcego, uczy się go, mając w głowie własny, może nawet nie do końca uświa­do­mio­ny i zdefiniowany wzór, odzwierciedlający poziom do­sko­na­łości, który chce osiągnąć.

Jagoda Ratajczak, Języczni. Co język robi naszej głowie,
ilustr. Ola Niepsuj, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2020.
(wyróżnienie własne)

Żyć bez wyzwań to jakby pozbawić się niespodzianek, to jak być przywiązanym do jednego jadłospisu, gdy inni degustują dziesiątki smakowitych potraw.

(tamże)

2 komentarze:

  1. Są jeszcze kundle językowe, "pigeon English", nie wiem jak się fachowo nazywa taki Niemiecki. Tworzone lokalnie, z tych elementów języka i ram językowych jakie są, na potrzeby tego, co trzeba wyrazić: zaczynamy, weź to i połóż tam, przerwa. I wyższy poziom abstrakcyjny: gdzie dzisiaj robisz, kiedy masz urlop, czy masz dzieci. To się da "złapać", bez dużej dozy "uczenia się". Malinowski zdaje się zajmował się tym poziomem komunikacji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, tak, lingwiści to "obrobili"… niestety nie znam polskich nazw, tylko angielskie odpowiedniki: pidgin, creole. :)))

      Usuń